Dzisiaj rozdział już ósmy. Liczę, na komentarze bo ostatnio coś mało się ich pojawia. Czyżby opowiadanie się wam nie podobało??? >.<
***
Charlie
Od randki z Andrewem minęły dwa dni.
Przez ten czas dzwonił do mnie co wieczór. Wiedziałem dobrze, że
robi to po to, by sprawdzić, czy nie spędzam czasu z Mattem.
Mimowolnie na moje usta wkradł się uśmiech. Mój plan szedł bez
zarzutów. Dzisiaj, po raz pierwszy od pobytu w szpitalu, miałem iść
do pracy. Zastanawiałem się, jak długo jeszcze powinienem trzymać
Andrewa w niepewności.
Miałem właśnie wyjść z
mieszkania, gdy usłyszałem dzwonek do drzwi. Zdziwiony otworzyłem
je. Na progu stał…
- Andrew? – zapytałem, nie wiedząc,
co powiedzieć.
- Cześć, Kruszyno, stwierdziłem, że
skoro dzisiaj wracasz do pracy, to możemy pójść razem. -
powiedział i wyciągnął w moją stronę kubek z kawą. - A to tak
na rozbudzenie. - dodał i pocałował mnie w policzek. Zarumieniłem
się mimowolnie i burknąłem.
- Nie pozwalaj sobie. - odebrałem od
niego kawę i zamknąłem drzwi. Potem, nie zaszczycając go
spojrzeniem, minąłem go, mając zamiar pójść w dół, ale
zadzwonił mój telefon.
,,- Halo?” - powiedziałem,
uśmiechając się złośliwie w duchu na myśl, jak zareaguje za
chwilę Andrew.
,,- Cześć, Wiewiórko. I jak tam?
Przyjechać po ciebie, czy twój książę…?”
,,- Cześć, dziękuje za propozycję,
ale mam, jak dotrzeć do pracy. Ale spokojnie, odezwę się później.”
- powiedziałem słodkim głosem.
,,- Ale ty mu grasz na nerwach. Przez
ciebie będzie chciał mi podbić oko. No dobra, to do usłyszenia.”
–powiedział i rozłączył się. Spojrzałem na Andrewa. Chłopak
stał ze skwaszoną miną, zaciskając pięści.
- Kto dzwonił? - zapytał pozornie
spokojnym głosem.
- Matt. Widziałeś go wtedy, jak
wróciliśmy z kina. - powiedziałem obojętnie i wyszedłem z bramy.
Samochód Andrewa stał pod blokiem. Brunet otworzył go, a ja
wsiadłem do środka, nie patrząc na niego. Wiedziałem, że jest
zły i miałem z tego ogromną satysfakcje. Przez chwilę
siedzieliśmy w ciszy.
- Charlie, czy ty… umawiasz się z
tym Mattem? - zapytał niespokojnie.
- No tak, przecież widziałeś, że
spotkałem się z nim ostatnio. Nie wiem, o co ci chodzi. –
powiedziałem, starając się przybrać jak najniewinniejszy wyraz
twarzy.
- Dobrze wiesz, że nie o to mi
chodzi. Pytałem, czy wy jesteście razem? - zapytał poirytowany.
- Wydaje mi się, że nie jest to twój
interes. Ja nie wnikam, czy ty się z kimś umawiasz. –
powiedziałem, nie patrząc na niego.
- Charlie, do cholery, wiesz
doskonale, że się z nikim nie umawiam. Zależy mi na tobie. Wiem,
że wcześniej źle zrobiłem, ale proszę cię daj mi szansę. -
słysząc błagalną nutę w jego głosie, miałem ochotę rzucić
się w jego ramiona i mocno przytulić. Zacisnąłem jedynie dłonie
i odezwałem się.
- Matt… jest mi bliski, ale nie…
zresztą, nieważne. - powiedziałem i odwróciłem się w drugą
stronę. Resztę drogi przejechaliśmy w kompletnej ciszy.
***
Andrew
Nie mogłem się skupić na pracy. W
mojej głowie nadal pobrzmiewały słowa Charliego. Chłopak odkąd
wysiedliśmy z samochodu, nie odezwał się do mnie ani słowem. Sam
nie wiedziałem już, co mam zrobić. Byłem niepewny. Nie rozumiałem
jego relacji z blondynem, a sam Charlie nie chciał mi ich wyjaśnić.
Pokręciłem głową i zerknąłem na rudowłosego. Siedział między
dziećmi, prowadząc zajęcia dla maluchów. Podczas jego
nieobecności, dzieciaki narzekały na brak jego towarzystwa, więc
teraz był rozchwytywany. Przez cały ten czas, wyglądał na
szczęśliwego. Westchnąłem głęboko i wróciłem do pracy,
zastanawiając się, co zrobić, aby Charlie wreszcie mi wybaczył i
dał szansę. Chciałem mu dać szczęście i miłość, ale było to
trudne ze względu na jego niechęć. Ale nie miałem zamiaru się
poddać.
Gdy wieczorem zamknęliśmy
bibliotekę, odezwałem się niepewnie:
- Odwieść cię, czy nadal jesteś
zły? - chłopak spojrzał na mnie.
- Nie jestem zły. Po prostu… po
prostu… to nie jest ważne. Nie zaczynajmy więcej takich tematów
i będzie dobrze. - kiwnąłem głową, choć wcale nie chciałem się
zgodzić. Ruszyłem z parkingu w stronę domu zielonookiego.
Atmosfera w samochodzie była ciężka. Wiedziałem, że Charliego
coś męczy, ale nie chciałem pytać, by nie zaczynać kłótni od
nowa. Nasze stosunki wisiały na włosku, więc chciałem je ratować.
- Charlie? Może umówimy się w ten
weekend? Co ty na to? - odezwałem się, przerywając ciszę.
- Wiesz, nie mam zbytnio ochoty.
Przepraszam, ale ja muszę… muszę pewne rzeczy przemyśleć.
Zatrzymałem samochód pod jego
blokiem. Chłopak, widząc to, nie skończył mówić, tylko wysiadł
z samochodu. Zrobiłem to samo z zamiarem zatrzymania go, gdy na
horyzoncie pojawił się on.
- Cześć, Charlie – odezwał się
wesoło blondyn.
- Co ty tu robisz? – zapytał,
podchodząc do niego.
- Maiłeś zadzwonić. Martwiłem się.
Wszystko w porządku? – zapytał, przyglądając mu się z troską.
Chłopak miał już coś odpowiedzieć, lecz go ubiegłem.
- Tak, wszystko z nim porządku, a
ciebie tu nikt nie zapraszał. Co ty sobie myślisz? O Charliego ma
kto się martwić, więc ty jesteś tu zbędny. - naskoczyłem na
niego, chcąc go przepłoszyć. Nie podobało mi się, jak on na
niego patrzy. Tylko ja mogłem to robić, a blond włosy powinien się
o tym dowiedzieć. Chciałem objąć Charliego, ale ten się odsunął.
- Char…
- Co ty sobie myślisz?! Naskakujesz
na mojego przyjaciela. Przyjechał tu, bo się martwił. Poza tym,
przyda mi się ktoś, z kim będę mógł porozmawiać. A tobie nic
do tego. Miałeś tyle szans przez ostatnie siedem lat. I co? Wolałeś
się uganiać za innymi chłopaczkami. Teraz się obudziłeś i
myślisz, że mi będzie łatwo? A może ja już cię nie chcę?
Wszystko starasz się robić pod swoje upodobania. Miałeś Oscara,
to jeszcze musiałeś trzymać mnie blisko siebie. Kiedy ja ci
mówiłem, że robisz błąd, to mnie oszukiwałeś. Gdy chciałem
umrzeć, to ty mi nie pozwoliłeś, decydując za mnie, co dobre.
Andrew, zastanów się, czy ty mnie chcesz? Przecież przez ostatnie
lata nie zwracałeś na mnie uwagi. Może teraz, to wszystko, co
robisz, to litość. Ty nie potrafisz zrozumieć, jak mi jest ciężko!
Marzyłem, by móc znaleźć się w twoich ramionach, ale miałem
świadomość, że jest to nieosiągalne. Zrozum, że ja nie chcę
nieszczerych uczuć i że powinieneś dać mi na razie spokój, żebym
mógł odetchnąć. Bym mógł wszystko przemyśleć. Ja cię kocham,
ale nie jestem pewnyc, czy i ty, i… - głos się mu załamał. Po
jego policzkach spływały łzy. To, co początkowo chciałem
powiedzieć, wyleciało mi z głowy. Potrafiłem się tylko wpatrywać
w niego zdziwiony. Miałem zamiar do niego podejść, ale ubiegł
mnie Matt. Objął chłopaka w pasie i poprowadził w stronę jego
domu. Zerknął tylko na mnie i powiedział bezgłośnie.
- Walcz o niego.
***
Charlie
Nie wytrzymałem. Po moich
policzkach płynęły łzy. Nie widziałem drogi, więc byłem
wdzięczny Mattowi za pomoc. Chłopak wyjął klucze z kieszeni mojej
kurtki i otworzył drzwi do mieszkania. Następnie wprowadził mnie
do salonu i posadził na kanapie. Czułem się jak kukła. Po chwili
Matt stanął przede mną z kubkiem w dłoni. Nie zauważyłem nawet,
kiedy wyszedł.
- Wypij. Ciepła herbata powinna ci
pomóc, ukoić nerwy. – sięgnąłem po kubek i napiłem się
gorącej cieczy. Odetchnąłem głęboko i wytarłem dłonią
policzki. - Lepiej? - kiwnąłem głową.
- Taaa, dzięki i… przepraszam, że
cię w to wplątałem. - powiedziałem cicho.
- Daj spokój. Chciałem ci pomóc.
Wiesz, widać, że on cię kocha i sądzę, że to, co powiedziałeś
było mądre. Jestem pewny, że dotarło to do niego i…. możesz
być pewny jego uczuć. - powiedział i przytulił mnie, a ja
wtuliłem się i po raz kolejny rozpłakałem. Czułem się słaby.
Jedyną rzeczą, jaka mnie teraz trzymała była miłość do
Andrewa. On był dla mnie wszystkim. Był powietrzem, wodą, siłą
i szczęściem. Tylko on mi mógł to wszystko dać… lub odebrać.
Miałem nadzieję, że dojdziemy do porozumienia. Nagły dźwięk
telefonu wyrwał mnie z mojego świata. Odblokowałem klawiaturę, by
przeczytać sms’a.
„Kocham cię i zamierzam Ci to
udowodnić.
Do zobaczenia jutro.
Twój Andrew <3”
Widząc to, mimowolnie się
uśmiechnąłem. Matt zerknął tylko na ekran i poczochrał mnie po
włosach.
***
Andrew
Czułem się zdezorientowany, a
także zły. Dopiero po tych szczerych słowach zrozumiałem, jaką
krzywdę wyrządziłem Charliemu. Przez ostatnie trzy lata związku z
Oscarem nawet nie przeszło mi przez myśl, jak mogę go ranić.
Czując złość na samego siebie, wsiadłem do samochodu i z piskiem
opon ruszyłem drogą w stronę domu. Przed oczami nadal miałem
zapłakaną twarz Charliego. Oraz to, jak ten Matt bierze go w
ramiona. Mimo że rudowłosy powiedział, że to jego przyjaciel, a
sam chłopak powiedział, bym walczył o Charliego, nie uspokajało
mnie dostatecznie. Jechałem ulicą, nie patrząc na światła i
zakazy. Prędkość, w tym momencie, również mnie nie obchodziła.
Liczyło się dla mnie tylko wyładowanie złości. Nie zauważyłem
nawet, kiedy przebyłem drogę do domu. Gdy wreszcie zacząłem
zwracać uwagę na drogę, ze zdziwieniem zauważyłem, że jestem
coraz bliżej słupa. W ostatnim momencie zahamowałem, cudem
unikając stłuczki. Wyłączyłem silnik i odetchnąłem głęboko.
Przed oczami pojawiła mi się twarz Charliego. Moja rudowłosa
Kruszyna. Powinienem o nią zawalczyć. Przymknąłem na chwilę
oczy, starając się opanować emocje. O wiele spokojniejszy, gdy
wysiadałem z auta, sięgnąłem po komórkę i napisałem do
chłopaka. A potem poszedłem do domu.
W mieszkaniu siedział Tony. Gdy
tylko zobaczył mnie w progu salonu podszedł do mnie i uderzył w
głowę.
- Ała, a to za co? - zapytałem
skołowany.
- Za co? Co to była za akcja pod
blokiem. Chciałeś się zabić? - zapytał wkurzony. - Dźwięk
hamowania, to słyszeli chyba wszyscy sąsiedzi. Andrews, ty… hej,
co jest grane? - przyglądał mi się uważnie.
- Wiesz, dzisiaj zrozumiałem, jak
bardzo Charlie mnie kocha i jak bardzo go raniłem. - powiedziałem
cicho, siadając na kanapie. - Po prostu, po tym, co mi powiedział,
sam nie wiem, jak mam dalej postępować, by móc być z nim. - Tony
siedział chwilę w ciszy, po czym przytulił mnie lekko.
- Nie martw się, starszy bracie.
Skoro mówisz, że cię kocha, a ty przecież czujesz do niego to
samo, to… na pewno będziecie razem.
Jego słowa dały mi nadzieję no
to, że wszystko się ułoży. Jutro będę zupełnie inaczej
postępował i uda mi się zdobyć Charliego. Na pewno.
***
Charlie
Był późny wieczór. Siedziałem
na łóżku w sypialni, wpatrując się w telefon w mojej dłoni. Po
chwili wykręciłem numer telefonu do Alice.
,,- Charlie, coś się stało?” -
usłyszałem głos siostry.
,,- Cześć. Możemy pogadać? Przyda
mi się twoje wsparcie…” - powiedziałem cicho i zacząłem
opowiadać. Przez następną godzinę rozmawiałem z Alice, by zasnąć
z telefonem w dłoni, o wiele spokojniejszy, niż wcześniej.
ASDFGHJKLKJHGFDSD <3 To opowiadanie jest takie cudowne <3 ANDREEEW DURNIU ;___; Prawie się popłakałam, jak Charlie to wszystko wykrzyczał ;-; Oni muszą być razem <3 I podbijam pomysł zeswatania Tony'ego i Matta <3 Boże, jak ja zobaczyłam, że napisałaś, to prawie zaczęłam piszczeć ze szczęścia XD
OdpowiedzUsuńWeny,
Alice
Dla mnie to opowiadanie jest FAJNE, tylko może przydało by się więcej akcji, choć rozumiem, że takie spokojne, pełne emocji rozdziały są potrzebne.
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać następnego rozdziału :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Witam,
OdpowiedzUsuńAndrew jest teraz bardzo zazdrosny w zasadzie o Matta, bo nie wie jakie ich relacje tak naprawdę łączą... w końcu Charlie wyznał jakie uczucia nim targają i jak bardzo cierpiał przez te wszystkie lata...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia