czwartek, 27 listopada 2014

Rozdział 12

Dziękuję za komentarze *.*
Czyżby było was coraz mniej tutaj ???

Charlie  

    Stałem za ladą. Nie czułem się za dobrze, ale starałem się nie zwracać na to uwagi. Mieszkałem u Andrew od dwóch miesięcy. Niestety, nie mogłem już mówić, że się nam świetnie układa. Jakoś od dwóch tygodni zachowywał się dziwnie. Był nerwowy, wściekał się o byle co i odsuwał mnie od siebie. Nie wiedziałem, co jest tego powodem, a on sam nie chciał mi tego wyjaśnić. Tony próbował z nim porozmawiać, ale bez większego efektu. Wydałem kolejną resztę z kasy i z westchnieniem usiadłem na krześle.
- Co jest, Rudzielcu? Wyglądasz, jakbyś miał problem. Co się dzieje? - pokręciłem lekko głową z uśmiechem.
- Wszystko dobrze. Naprawdę. Po prostu nie dogaduję się ostatnio najlepiej z moim chłopakiem - powiedziałem.
- Żartujesz? Przecież można by powiedzieć, że jesteście dla siebie stworzeni. Więc, w czym problem? - zapytał, opierając się o blat. 
- Szczerze, to ja sam nie wiem. Po prostu ostatnio zaczął się zachowywać inaczej. Jakby z dystansem. A gdy próbuję z nim rozmawiać, odwraca głowę i wychodzi z pokoju. Wieczorami, gdy przychodzę do sypialni, od razu przewraca się w drugą stronę i udaje, że śpi. Ja nie wiem, co robię źle i nie mogę tego naprawić - powiedziałem ze zrezygnowaną miną.
- Hmm, no to faktycznie coś jest nie tak. No, ale poza tym to, coś się jeszcze dzieje? Widzę, że chodzisz jakiś taki nieswój.
- Nie najlepiej się czuję. Kręci mi się w głowie ostatnio i trochę mi niedobrze, ale wiesz, nerwy zawsze źle na mnie działały. Mam nadzieję, że jak dogadam się wreszcie z Andrew, to mi przejdzie. - podniosłem się z miejsca. Steven patrzył na mnie z niepokojem, ale postanowiłem nie zwracać na to uwagi. - Poza tym, umówiłem się na wizytę u lekarza, więc się nie zamartwiaj.

***
Andrew

  Siedziałem w domu z kolejnym listem w dłoni. Od dwóch tygodni, prawie codziennie dostawałem listy od tajemniczego ,,przyjaciela”, jak to się sam określił nadawca. Nie wiedziałem, czy chce go przeczytać. Po chwili ciekawość jednak zwyciężyła.



      ,, Witam.
Cóż, pewnie się domyślasz, dlaczego do Ciebie piszę. Mam dla ciebie nową porcję informacji. Otóż, Twój ukochany Charlie poczynił duże postępy, co do swojego nowego związku. Widziałem, jak prowadził tego mężczyznę do swojego starego mieszkania. Nie chcę nic mówić, ale chyba się domyślasz, co tam robili. Dochodzę do wniosku, że nie umiesz chyba o biedaka zadbać. Skoro szuka przygód w ramionach innych, to o czymś świadczy. Ale jestem pewny, że nie do końca nadal mi wierzysz, więc... w kopercie dołączyłem zdjęcie.
      Pozdrawiam twój przyjaciel”

  Sięgnąłem trzęsącą się dłonią do koperty. W środku, tak jak pisało w liście, było zdjęcie. Moje oczy rozszerzyły się z niedowierzania. Patrzyłem, jak mój Charlie w namiętnym szale wtula się w objęcia obcego faceta. Krew we mnie zawrzała. Patrząc na to zdjęcie, wiedziałem, że dzisiaj rozmowa mnie nie ominie.
  Resztę dnia spędziłem jak na szpilkach, wyczekując powrotów mojego ,,wiernego” partnera. Prychnąłem zdegustowany. Gdy nareszcie drzwi od mieszkania się otworzyły, wyszedłem na przedpokój.
- Witam, mój drogi.

***
Charlie

  Wyszedłem z pracy skąd ruszyłem prosto do przychodni. W poczekalni nie było dużo osób. Już godzinę później byłem w gabinecie. 
- Dzień dobry, Charlie. - mężczyzna w średnim wieku, siedzący za biurkiem, uśmiechał się do mnie. Był on przyjacielem mojego ojca oraz moim lekarzem, odkąd byłem małym chłopcem. - No to, co się dzieje? - zapytał z przyjaznym uśmiechem.
- Nie wiem, od dwóch tygodni mam zawroty głowy i trochę mi niedobrze. Wydaje mi się, że to ma coś wspólnego z tym, że ostatnio nie dogaduje się z chłopakiem - powiedziałem zawstydzony, że z byle powodu zawracam głowę.
- W porządku, usiądź na kozetce - powiedział. Wykonałem polecenie. Mężczyzna najpierw mnie osłuchał. Potem zaprowadził mnie do gabinetu, w którym wykonuje się USG.
- Teraz zobaczymy, co z tym twoim brzuchem. - zaczął rozsmarowywać żel. Po chwili jeździł już głowicą po moim brzuchu. Przez pewien czas przyglądał się monitorowi w skupieniu, po czym powiedział z szerokim uśmiechem na ustach: - No, mój drogi. wszystko jest w jak najlepszym porządku. Maluszek ma już osiem tygodni i ma się świetnie. Ma już malutkie paluszki u rączek i nóżek - powiedział, a ja otworzyłem szeroko usta.
- Co? Ale jak? Znaczy, że ja… - nie wiedziałem, co chcę powiedzieć.
- Jesteś w ciąży - powiedział mężczyzna, pomagając mi usiąść i się oporządzić. Po chwili dostałem do ręki małe zdjęcie mojego maleństwa. Patrzyłem na nie, wciąż nie mogąc w to uwierzyć. Przez następne dwadzieścia minut lekarz tłumaczył mi wszystkie rzeczy, jakie powinienem wiedzieć oraz wcisnął mnóstwo broszur. Do domu wracałem jak na skrzydłach. Nie mogłem się doczekać, kiedy będę mógł powiedzieć Andrew o wszystkim. Gdy nareszcie dotarłem do mieszkania, zadowolony otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Już chciałem się odezwać, kiedy usłyszałem…
- Witaj, mój drogi. - spojrzałem zaskoczony na mojego kochanka, który stał przede mną.
- Cześć, mam dla ciebie nowinę…
- Zdradzasz mnie i chcesz się do tego nareszcie przyznać? Trochę za późno, bo ja już o wszystkim wiem. - otworzyłem szerzej oczy.
- O, czym ty... mówisz. Jak to, zdradzam cię? Przecież ja nigdy bym… - zacząłem cicho, nie wiedząc, czego mam się spodziewać.
- Nie kłam! Widziałem na zdjęciu, jak całujesz się z jakimś facetem w swoim mieszkaniu. Więc nie zaprzeczaj. Oskarżałeś Oscara, a sam nie jesteś lepszy - powiedział z wyraźną złością czającą się w jego spojrzeniu.
- To nie możliwe! Ja nigdy bym czegoś takiego nie zrobił! Kocham cię, jak możesz coś takiego mówić?! - wykrzyknąłem wytrącony z równowagi.
- Nie kłam mi w żywe oczy. Chcesz dowodu, proszę - powiedział i rzucił w moją stronę kopertę. Wewnątrz znalazłem zdjęcie. Byłem na nim ja i…
- Andrew, ale przecież to…
- Co?! Może powiesz mi, że to nie ty?! Przecież nie da się ciebie nie rozpoznać - powiedział, podchodząc do mnie i wyrywając mi z dłoni kopertę. 
- Ale Andrew na tym zdjęciu jesteśmy... my... przecież... - zacząłem się coraz bardziej denerwować. A w moich oczach zaczęły się zbierać niechciane łzy.
- Co my?! Jakie my?! Widzę, że WY najwyraźniej świetnie się bawicie i macie w planach rozwijać tę znajomość! Już raz miałem pecha i drugi raz nie będę się zastanawiał. Masz się wyprowadzić i to jeszcze dzisiaj! - spojrzałem na niego zszokowany. Moje ręce zaczęły się trząść.
- Andrew, daj mi coś ci powiedzieć. Proszę, na to wszystko jest wyjaśnienie - powiedziałem, ale mężczyzna nawet nie chciał tego słuchać.
- Powiedziałem. Wynocha. Ale już! Pakuj się i wracaj do siebie! - wykrzyknął.
- Jakie do siebie? Przecież ja mieszkanie sprzedałem i nie mam gdzie iść - powiedziałem cicho. - Poza tym, chociażby właśnie ten szczegół powinien ci dać do myślenia. Jak mogłem być u siebie w domu, skoro go sprzedałem…? - zacząłem, ale on już poszedł do salonu, przy okazji otwierając drzwi do... naszej sypialni. Ze łzami w oczach poszedłem do pokoju. Spakowałem swoje rzeczy i wyciągnąłem telefon.
,,- Halo?”
,,- Cześć, Matt… Słuchaj, czy możesz po mnie przyjechać?” - zapytałem, starając się pohamować i nie rozkleić.
,,- Co? A gdzie jesteś?” - zapytał wyraźnie zdziwiony.
,,- W mieszkaniu Andrew." - na chwilę zaległa cisza.
,,- W porządku. Za jakieś piętnaście minut będę. Czekaj na mnie przed blokiem” - powiedział i się rozłączył.
  Wziąłem obie torby w ręce i wyszedłem z pokoju. Wyjąłem klucze z kieszeni i położyłem na stole w salonie. Spojrzałem na Andrew, mając nadzieję, że może uda mi się jednak to wszystko wyjaśnić, ale ten nawet na mnie nie spojrzał. Z bólem w sercu oraz łzami płynącymi po policzkach, wyszedłem z mieszkania, biorąc jeszcze mojego kota.

***
Tony

    Od dwóch miesięcy praktycznie bez przerwy spotykałem się z Samuelem. Chłopak był niesamowity. Jego osoba przyciągała mnie, niczym magnes. Jedno jego spojrzenie, a ja jestem wstanie dla niego zrobić wszystko. Zaczynałem z każdym dniem dochodzić do wniosku, że... chyba się w nim zakochałem. Szliśmy właśnie w stronę mojego domu. Wcześniej byliśmy w kinie i w parku.
- A ty, co taki markotny, piękny? - zapytał, spoglądając na mnie.
- Wiesz, od jakiegoś czasu mój brat się dziwnie zachowuje. Zaczął unikać swojego chłopaka, traktować go z chłodnym dystansem. Wiesz, ja próbowałem z nim jakoś porozmawiać, ale mnie nie słuchał - powiedziałem. Ostatnio ten problem bez przerwy zaprzątał moje myśli. Samuel uśmiechnął się do mnie ze zrozumieniem i przytulił. Poczułem, jak na moje policzki wkrada się ognisty rumieniec.
- Wiesz, to jest jego problem. Jeśli nie chce wyjaśnić, co go trapi, to ty nic z tym nie zrobisz.
- Ja, na miejscu Charliego, byłbym zły, gdyby osoba, na której mi zależy, ukrywałaby coś przede mną - powiedziałem, patrząc mu w oczy. Blondwłosy przyglądał mi się przez chwilę intensywnie, po czym nachylił się i mnie pocałował. Przez chwilę mnie zamurowało. Czując jednak ciepło jego języka, oddałem mu pocałunek. Gdy się ode mnie odsunął, przytuliłem się do niego. Resztę drogi spędziliśmy w ciszy. Cieszyłem się z naszej bliskości. Gdy byliśmy już pod blokiem, chciałem już coś powiedzieć, ale zobaczyłem, jak z bramy wybiega zapłakany Charlie z kotem i torbami w dłoniach. Chłopak trząsł się cały, a kot wtulał się w niego. 
- Charlie? Co się stało? - zapytałem, podchodząc do niego razem z Samuelem. Chłopak przystanął i spojrzał na mnie załzawionymi oczami.
- Ja... co... nie wiem. Andrew... on dostał list... i zdjęcie. To zdjęcie to podróbka, ale on... on nie chce słuchać. Kazał mi się wynosić… - powiedział i odszedł szybkim krokiem w stronę auta, które zostało zaparkowane. Wysiadł z niego Matt, którego jakiś czas temu mi przedstawił. Chwilę później, już zapakowani, odjechali, znikając mi z oczu. Spojrzałem skruszony na Samuela.
- Ja chciałem z tobą jeszcze chwilę porozmawiać, ale... ja muszę się dowiedzieć, co się dzieje. - chłopak uśmiechnął się do mnie tylko.
- Spokojnie, idź. Spotkamy się jutro - powiedział, po czym pocałował mnie i spokojnym krokiem odszedł, zostawiając mnie samego. Patrzyłem chwilę za nim, po czym na miękkich nogach wszedłem do klatki schodowej, by porozmawiać sobie z moim braciszkiem.

***
Samuel

    Szedłem ulicą z niemrawą miną, mając w głowie słowa Tonego:
,,- Ja, na miejscu Charliego, byłbym zły, gdyby osoba, na której mi zależy, ukrywałaby coś przede mną”. Jeśli jestem osobą, na której mu zależy, to czy wybaczy mi, że też coś przed nim ukrywam?

***
Charlie

  Jak tylko samochód się zatrzymał, Matt wysiadł i wziął moje bagaże.
Weszliśmy do jego mieszkania. Kot od razu wyskoczył mi z rąk i pobiegł do kuchni. Blondyn zaprowadził mnie do salonu i posadził na kanapie.
- A teraz jak na spowiedzi, mów, co się stało, bo inaczej drania wykastruje - powiedział. Uśmiechnąłem się do niego smutno.
- Od jakiegoś czasu Andrew zaczął się dziwnie zachowywać. Początkowo myślałem, że może ma jakiś problem, o którym nie chce mi powiedzieć. Ale jak się dzisiaj okazało, ktoś od dwóch tygodni wysyłał mu listy z opowieściami, jak to go zdradzam. Dzisiaj natomiast dostał zdjęcie, na którym jestem ja i ,,ktoś” w dość dwuznacznej pozycji. Tyle że na tym zdjęciu jestem ja i Andrew. Ale on tego nie widzi. Ktoś to zdjęcie obrobił, ale on nie chciał mnie słuchać - pozwiedzałem ze smutkiem.
- No, co za idiota. Zaufanie to on do ciebie ma, nie ma co - odparł z niesmaczną miną.
- Hej, czy... mogę się położyć? - zapytałem zmęczony. Matt pokiwał głową i wyszedł z salonu, by po chwili wrócić i zaprowadzić mnie do małego pokoiku, gdzie czekało już na mnie pościelone łóżko. Poszedłem się ogarnąć do łazienki. Chwilę później leżałem w łóżku. W dłoni trzymałem zdjęcie USG, które dostałem od lekarza. Czułem żal, że nie mogłem się podzielić tą nowiną z Andrew. Kot po chwili wskoczył na łóżko i położył się przy mnie. Zmęczony całym dniem, niedługo później zasnąłem.

***
Matt
  Gdy byłem gotowy już do spania, zaszedłem do pokoju, w którym spał Charlie, by sprawdzić, jak się czuje. Chłopak leżał zwinięty w kłębek na pościeli. Podszedłem do niego, by go zakryć i wtedy dostrzegłem, że na poduszce obok niego leży zdjęcie. Zazgrzytałem zębami, gdy zrozumiałem, jakie fantastyczne nerwy zafundował chłopakowi jego facet. Po cichu wyszedłem z pokoju, planując, jak przemówię do rozsądku brunetowi.


czwartek, 20 listopada 2014

Rozdział 11

Dziękuję za komentarze *.*
Co do rozdziału na Szalone Fantazje Dwóch Yaoistek pojawić się powinien w ciągu najbliższych dwóch tygodni. Musicie nam wybaczyć, ale mamy trochę mało czasu....


Charlie
Następnego dnia rano, gdy jako tako się ogarnęliśmy, wzięliśmy się za pakowanie moich rzeczy. Gdy wczesnym popołudniem dotarliśmy do domu bruneta, od progu przywitał nas rozbawiony Tony.
- Hahahah i pomyśleć, że wierzyłem, że rzucisz się na niego po przekroczeniu progu tego domu. A ty już nie wytrzymałeś u niego. Hahahah. - poczerwieniałem gwałtownie, chciałem już coś powiedzieć, ale uprzedziła mnie pięść Andrewa, lądująca na głowie młodszego chłopaka.
- Nic już więcej nie mów - powiedział groźnie, mimo to, uśmiechając się lekko. Po krótkiej rozmowie, poszedłem się rozpakowywać do sypialni Andrewa i... mojej. Właśnie wkładałem moje ubrania do jednej z komód, gdy poczułem ciepłe ramiona, obejmujące mnie w tali. Uśmiechnąłem się lekko i odwróciłem w stronę mojego kochanka. Oczy chłopaka wyrażały tylko i wyłącznie ogromną miłość.
- Masz ochotę może pójść dzisiaj na jakąś randkę? – zapytał, dotykając delikatnie mojego policzka. Kiwnąłem głową.
- Z miłą chęcią, ale dopiero wieczorem, bo umówiłem się z Stevenem w galerii - powiedziałem. Andrew pocałował mnie w skroń.
- W porządku. To ja wszystko przygotuję i o dwudziestej razem gdzieś pójdziemy - powiedział i wyszedł z pokoju. Gdy tylko drzwi się zatrzasnęły, niczym zakochana małolata, podskoczyłem do góry z radość, by z następnej chwili, z niemym krzykiem na ustach, rzucić się na łóżko.
Czterdzieści minut później wyszedłem z domu, by spotkać się z nowym znajomym. Gdy byłem już prawie na miejscu, przede mną niczym z podziemi wyrósł…
- Oscar - powiedziałem zdziwiony i równocześnie zdenerwowany.
- Ooo... witaj, pokurczu. Widziałem, że się wprowadziłeś do domu mojego i mojego ukochanego. Ładnie to tak? - zapytał z szyderczym uśmiechem. – Och, ale wiesz, jestem spokojny, wiem, że niedługo on będzie znów mój, a ty nawet nie będziesz wiedział, jak i kiedy to się stało - powiedział pewnym głosem. Zbladłem gwałtownie. – Hahah, a i wiesz co, radzę ci uważać, żeby za jakiś czas nie okazało się, że zostaniesz samotnym rodzicielem. O wypadki przy pracy nie trudno, prawda? - powiedział i wesoło, wręcz podskakując, odszedł, nie zwracając na mnie uwagi. Zmartwiłem się, nie na żarty, nie wiedząc czego mogę się spodziewać po tym okropnym chłopaku.
- Wszystko dobrze? - koło mnie stał Steven i przyglądał mi się uważnie. Uśmiechnąłem się, jak najnaturalniej.
- Tak. To co, idziemy? Pokażę ci naprawdę fajne miejsca – powiedziałem, mając nadzieję, że choć na chwilę zapomnę o tym dość nieprzyjemnym spotkaniu.
***
Andrew
Gdy Charlie wyszedł z mieszkania, przymknąłem na chwilę oczy, by w następnej chwili pacnąć się prosto w czoło.
- Cholera jasna! Randka?! I gdzie ja mam go niby zabrać?! - usiadłem na krześle, głęboko się zamyślając.
- Do ogrodu botanicznego. Dzisiaj jest noc z kwiatami. Ogród jest otwarty przez całą noc, a wstęp nic nie kosztuje. - spojrzałem zaskoczony na brata, by w następnym momencie rzucić się na niego i mocno przytulić.
- Jesteś geniuszem, Tony. - ten uśmiechnął się szeroko i powiedział nieskromnie:
- Wiem o tym, ale ty mnie nigdy nie doceniasz. - puściłem go tak szybko, jak go wcześniej złapałem.
- Jesteś bardziej niż niemożliwy - powiedziałem i wyszedłem z kuchni, by zadzwonić do ogrodu, by dowiedzieć się dokładnie, kiedy jest otwierany.
Gdy Charlie wrócił do domu za piętnaście ósma, wiedziałem, że coś jest nie tak. Chłopak wyglądał na dość zamyślonego i najwyraźniej czymś zmartwionego.
- Coś się stało? – zapytałem, przyglądając mu się uważnie. Rudowłosy uśmiechnął się do mnie delikatnie i pokręcił głową.
- Nie, wszystko jest w porządku. W ogóle, to wiesz, że w sklepie, w którym pracuje Steven, potrzebują kogoś na weekendy i... będę się starał o tę posadę. - spojrzałem na niego zaskoczony.
- Ale po co? - zapytałem zdziwiony. Ten tylko pocałował mnie w policzek i uśmiechnął się po raz kolejny.
- Zobaczysz. Idę się przebrać i możemy iść - powiedział i zniknął za drzwiami sypialni. Gdy po pięciu minutach pojawił się ponownie, nie mogłem od niego oderwać wzroku. Miał na sobie dość obcisłe, jasne jeansy, idealnie podkreślające jego kształtne pośladki. Zielona koszula, jaką na siebie nałożył, podkreślała intensywny kolor jego tęczówek. Przełknąłem ślinę, nie mogąc się na niego napatrzyć. – To, co... idziemy? – zapytał, patrząc na mnie nieśmiało. Otrząsnąłem się i z uśmiechem powiedziałem:
- Oczywiście. - droga do ogrodu botanicznego minęła nam dość spokojnie. Gdy dotarliśmy na miejsce, Charlie spojrzał na mnie wzrokiem pełnym niezrozumienia.
- Co tu robimy, przecież Ogród jest teraz zam…
- Otwarty – powiedziałem, widząc, jak jego oczy zaświeciły się z ekscytacji.
- Naprawdę? To cudownie. - nie pytając mnie już o nic, pociągnął w stronę wejścia. Gdy byliśmy już w środku, zewsząd otoczyła nas bujna i kolorowa roślinność. Wszędzie rosły egzotyczne kwiaty, które wabiły nie tylko kolorami, ale też i zapachami. Mój ukochany zaczął latać od jednej rośliny do drugiej, podziwiając ją z nie małym zachwytem, a ja podążałem za nim z czułym uśmiechem, ciesząc się wewnątrz, że poprawiłem mu choć trochę humor.
***
Charlie
W ogrodzie botanicznym poczułem się niczym w innym świecie. Wszędzie zachwycały żywe barwy i słodkie zapachy. W tym momencie nie chciałem myśleć o Oscarze. Cieszyłem się możliwością trzymania mojego Andrewa za rękę i wspólnie z nim podziwiania tych niezwykłych roślin. Właśnie miałem podejść i przyjrzeć z bliska rosiczce, gdy moją uwagę przykuł całkiem inny obraz. Mężczyzna może w wieku trzydziestu lat, siedział na ławce i powoli się głaskał po dość dużym brzuchu. Wyglądał na bardzo spokojnego, a z jego oczu biło szczęście. Po chwili do ławki podbiegł mały chłopiec z kubkiem wody. Z szerokim uśmiechem podał go swojemu tacie. Za nim podążał, niewiele starszy od tego siedzącego na ławce, mężczyzna. Uśmiechał się czule do dziecka. Gdy maluch usadowił się wygodnie u boku swojego rodziciela i przytulił się, ten zajął miejsce z drugiej strony. A potem delikatnie położył dłoń na brzuchu swojego męża. Cała scena wydawała się, jakby wyrwana z jakiegoś filmu lub książki. Już miałem odejść, gdy do mojej świadomości coś dotarło. ,,Hahah, a i wiesz co, radzę ci uważać, żeby za jakiś czas nie okazało się, że zostaniesz samotnym rodzicielem. O wypadki przy pracy nie trudno, prawda?” Czy Andrew zostawiłby mnie, gdyby się okazało, że jestem w ciąży? Czy umiałby się zachować jak ten mężczyzna wobec swojego męża? Pokręciłem głową, chcąc odgonić te niedorzeczne myśli. W ciąży przecież nie byłem, bo od jednego razu raczej nie mógłbym być. A poza tym, Andrew nigdy by mnie źle nie potraktował.
- Wszystko w porządku? - jakby czytając w moich myślach, Andrew postanowił się do mnie odezwać, obejmując delikatnie.
- Tak, zagapiłem się. Chodź, chcę zobaczyć rosiczki. - brunet tylko pokręcił głową i pozwolił mi się poprowadzić.
Resztę wieczoru spędziliśmy, oglądając najróżniejsze okazy kwiatów. Gdy wracaliśmy do domu, przytuliłem się do boku mojego chłopaka, próbując się pozbyć obaw, które nie chciały zniknąć z mojej głowy. Czułem się osaczony przez swoje obawy i wspomnienia. Nagle poczułem delikatny pocałunek na skroni.
- Nie wiem, czym się tak martwisz, ale wiem, że niepotrzebnie robisz to sam - powiedział spokojnym głosem, a ja poczułem, jak po moich policzkach spływają powoli łzy.
- Nie, to nic. Już nic, ale... pocałuj mnie... proszę - szepnąłem cicho. Andrew, bez chwili zastanowienia, zrobił, o co go prosiłem. Jego wargi były ciepłe. Dawały mi w tym momencie poczucie bezpieczeństwa, miłości, a także ogromnego pożądania, jakie nas ogarnęło. Gdy tylko weszliśmy do klatki schodowej, Andrew bez żadnego ostrzeżenia wziął mnie na ręce.
- Co ty robisz? Musimy się uspokoić. Nie zapominaj, że w domu jest twój brat. - brunet uśmiechnął się tylko szeroko i pocałował mnie po raz kolejny.
- Nie ma go, postanowił nocować u kolegi. - gdy weszliśmy do domu ruszył prosto do naszej sypialni. - Także mamy całą noc tylko dla siebie - dodał i zaczął mnie rozbierać. Wszelkie wątpliwości czy też obawy, jakie gdzieś na dnie mojego umysłu się kołatały, zniknęły jak ręką odjął. A to dzięki niemu.
***
Andrew
Gdy po wszystkim leżeliśmy w łóżku, Charlie przytulał się do mnie, mrucząc prawie jak Mefistofeles.
- A ty, co? – zapytałem, delikatnie wplatając palce w jego włosy. Kochałem ten delikatny rudy kolor. Tak samo, jak te zielone, błyszczące oczy i drobne piegi, obsypujące jego policzki i nos. Pocałowałem go delikatnie w policzek, na co ten się uśmiechnął.
- Wiesz... dzisiaj ktoś powiedział mi, że za niedługo się nacieszysz moją bliskością i nawet nie zauważę, gdy znikniesz, ale teraz... gdy mnie przytulasz, mam poczucie, że to niemożliwe... bo ty mnie kochasz. Prawda? – zapytał, a ja spojrzałem na niego zszokowany.
- Oczywiście, że tak. Nie masz nawet w co wątpić – powiedziałem, przytulając go mocno. Chłopak odprężył się i wtulił bardziej we mnie.
- To dobrze. Ja ciebie... kocham – powiedział, zasypiając, a mnie zostawiając z głową pełną pytań.
***
Tony
Szedłem właśnie ze znajomym do naszego stolika, wraz z zamówionymi napojami, gdy moją uwagę przykuł pewien chłopak. Ale nie byle jaki, tylko... istne bóstwo. Idealny przykład niegrzecznego chłopca polanego lukrem. Zatrzymałem się, aż czując się, niczym rażony prądem. Chciałem się ruszyć z miejsca, by nie sterczeć w miejscu jak idiota, gdy moje bóstwo odwróciło głowę w moją stroną i spojrzało prosto w moje oczy. Jego wzrok był niesamowity, jakby fioletowy, niczym bez, z dodatkiem delikatnego różu. Piękne...
- Eeee... Hej - powiedziałem niepewnie. Chłopak przyglądał mi się przez chwilę, po czym z drapieżnym uśmiechem podszedł do mnie i powiedział:
- Cześć, śliczny, co tutaj robisz? - czułem się, niczym zahipnotyzowana przez węża ofiara.
- Przyszedłem z kumplem, by nie przeszkadzać starszemu bratu dobierać się do jego partnera - chłapnąłem bardzo szczerze i poczerwieniałem widowiskowo.
- Hmm, to dość miłe z twojej strony. Mogę się dosiąść? – zapytał, a ja tylko kiwnąłem głową, nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieje. - Samuel. - wyciągnął w moją stronę dłoń. Uścisnąłem ją nieśmiało, nie mogąc uwierzyć, że jego imię brzmi tak niesamowicie... anielsko. Pokręciłem głową, mając nadzieję odgonić te niedorzeczne myśli.
- Tony, a to… - powiedziałem, wskazując na znajomego, gdy podeszliśmy do stolika - ...jest Josh.
Blondyn, jakby nie do końca zainteresowany tym faktem, spojrzał na mnie płonącym wzrokiem. Poczułem, jak dreszcz przebiega mi po plecach.
- Piękne imię, Tony – powiedział, przeczesując delikatnie moje włosy. Po czym delikatnie mnie pocałował w usta. Skamieniałem. Chłopak spojrzał na zegarek na swoim nadgarstku i uśmiechnął się przepraszająco. – Cóż, jest później, niż myślałem i na mnie już czas, ale mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy - powiedział i wsadzając w moją dłoń kartkę, odszedł powoli w stronę wyjścia.
***
Samuel
Gdy wyszedłem z baru, nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Nareszcie po 10 latach znów spotkałem mojego Tonego.
,,Stałem na środku polanki w parku. Wszędzie dookoła było mnóstwo kwiatków. Słyszałem, jak dalej na placu zabaw bawią się dzieci. Posmutniałem lekko. Żadne z nich nie chciało się ze mną bawić. Bały się mnie, mówiąc, że mam dziwne oczy. Miały one delikatny fioletowo-różowy kolor. Dokładnie taki sam, jaki mojej mamusi. Mi się podobały, ale inne dzieci uważały, że jest brzydki. Westchnąłem głośno i usiadłem zrezygnowany na trawie.
- Dlaczego siedzisz tu sam? - usłyszałem ciche pytanie za sobą. Gdy się odwróciłem, zobaczyłem chłopca o czarnych włoskach i złotych oczkach.
- Bo mam nietopo... nietypowy kolor oczu. I inni mówią, że jestem dziwny.– powiedziałem po czy dodałem gdy zrozumiałem, że też się z innymi dziećmi nie bawi.- Ty też dlatego się z nimi nie bawisz. Bo masz nietypowy kolor?- zapytałem, wpatrując się w niego z niedowierzaniem. Chłopiec przekrzywił głowę na bok i powiedział:
- Nietypowy? Dlaczego? Mam złote oczka. Przecież to normalny kolor tak, jak i twój - powiedział z szerokim uśmiechem. - Jestem Tony. Chcesz się pobawić? – zapytał, wyciągając w moja stronę dłoń. Kiwnąłem głową.
Gdy wieczorem Tony musiał już wracać do domu, podszedłem do niego i pocałowałem go w policzek.
- Kiedyś, jak się znów spotkamy, to zostaniesz moją żoną. Będziemy już na zawsze razem Oboje z nietypowymi kolorami oczu - powiedziałem uroczyście, na co on tylko zachichotał.
- Masz normalny kolor. Fioletowy, a przy tym bardzo ładny - powiedział i machając mi na pożegnanie, odszedł ze swoją mamą.”
Tak, teraz będziemy już na zawsze...

czwartek, 13 listopada 2014

Rozdział 10

No i jest już rozdział 10 jesteśmy już w ponad połowie opowiadania :) Dziękuję za komentarze. Co do sporu na temat mężczyzn w ciąży. Wspominałam już na samym początku że jestem ogromną fanką.....ale byście mnie nie zostawili w następnym opowiadaniu nie opisze ciąży żadnego z bohaterów mimo iż będzie wspominane, że jest to możliwe. Będziecie zadowoleni ?? :) 

Charlie
Wyszedłem z bramy mojego bloku. Było sobotnie popołudnie, które miałem w planach przeznaczyć na pakowanie. Wieczorem Andrew miał przyjechać po moje rzeczy. Spotykaliśmy się ze sobą od trzech tygodni. Był to najlepszy czas, jaki przeżyłem od dawna. Byłem bardziej, niż szczęśliwy. Uśmiechnąłem się szeroko, gdy wróciłem wspomnieniami do momentu, w którym Andrew zaproponował mi wspólne mieszkanie.
,,Siedzieliśmy razem z brunetem w jego kuchni i szykowaliśmy kolację. Tony gdzieś wybył, twierdząc, że daje nam wolną chatę i mamy się grzecznie bawić. Zaniosłem talerze i kubki do salonu. Po chwili pojawił się w nim również Andrew z talerzem pełnym kanapek. Jedliśmy przez chwilę w ciszy.
- Charlie? Wiesz, zastanawiałem się... czy nie chciałbyś ze mną zamieszkać? Znaczy, jeśli to dla ciebie za szybko, to ja rozumiem... - powiedział dość niepewnie. Spojrzałem na niego zszokowany. Nie mogłem do końca uwierzyć w to, co słyszę. Widząc jednak w jego oczach powagę, uśmiechnąłem się szeroko i odezwałem się cicho, wstając z miejsca.
- Będę naprawdę szczęśliwy, jeśli tego właśnie chcesz. - powiedziałem cicho, przytulając się do niego."
Gdy wszedłem do sklepu papierniczego, podszedłem do lady i powiedziałem:
- Dzień dobry. Potrzebuję kupić kartony dość sporych rozmiarów. - młody chłopak uśmiechnął się do mnie.
- A co, wyprowadzasz się od rodziców? - pokręciłem głową.
- Nie, przeprowadzam się do mojego chłopaka.- szatyn pokiwał głową, ściągając z jednej z półek kartony.
- A, to tylko pogratulować. - rozłożył jedno z pudełek. - Takie może być? - kiwnąłem głową.
- Tak. Jestem Charlie, a ty? – zapytałem, wyciągając w jego stronę dłoń.
- Steven. - chłopak spakował mi do reklamówki paręnaście złożonych kartonów. Zapłaciłem i już miałem wychodzić, gdy…
- Hej, zaczekaj. Moja zmiana się skończyła, więc mogę cię odprowadzić, jak ci to nie przeszkadza. - pokręciłem głową.
- Nie, pewnie, jeśli chcesz. - powiedziałem. Po chwili szliśmy już po chodniku, ciesząc się popołudniowym słońcem. Po chwili Steven odezwał się cicho:
- Wiesz, mieszkam tu od miesiąca i nie znam za bardzo nikogo. W moim rodzinnym mieście zostawiłem wszystkich przyjaciół i rodzinę, ale musiałem wyjechać... - spojrzałem na niego zaskoczony.
- Dlaczego?
- Wiesz, mój chłopak... nasz związek był dla mnie zbyt toksyczny. - zamilkł na chwilę, by się rozpromienić. - Ale wierzę, że poznam tu lepszych ludzi. Ty jesteś pierwszą osobą.- puściłem mu oczko.
- I nie jedyną. Jak będziesz chciał, to przestawię ci moich znajomych. A teraz, opowiedz coś o sobie, ale z weselszych faktów.
***
Andrew
Od rana rozpierała mnie energia. Na myśl, że jeszcze dzisiaj Charlie będzie przy mnie i będę mógł go bez przerwy przytulać, nakręcała mnie, jak nie wiem, co. Czym prędzej wziąłem się za robienie porządków w całym mieszkaniu. Zaczynając od mojej sypialni, a kończąc na łazience. Przez cały ten czas, szczerzyłem się szeroko.
- Hej, bracie, przymknij wreszcie te swoje usta, bo ci tam jakaś mucha wpadnie. -spojrzałem nieprzychylnym wzrokiem na Tonego.
- Nie wymądrzaj się tak. Poza tym, chyba nie ma nic złego w tym, że jestem szczęśliwy - powiedziałem lekko poirytowany.
- No pewnie, że nie. Ale wiesz, jak już przekroczycie próg mieszkania, to ty się na niego nie rzuć - powiedział niewinnym głosem. Podniósł na mnie wzrok i uśmiechnął się złośliwie. - Mam się usunąć z domu na noc? Wiesz, nie chcę wam przeszkadzać, a darmowe porno w waszym wykonaniu jest mi zbędne. - gdy tylko skończył mówić wkurzyłem się i rzuciłem pierwszą rzeczą, jaka wpadła mi w ręce, a byłą nią... ścierka do kurzy.
- Złaź mi lepiej z oczu, paskudny bachorze, albo będziesz spał odtąd na wycieraczce – powiedziałem, na co ten tylko zachichotał. Pokręciłem głową lekko zrezygnowany. W kuchni ugotowałem obiad i poszedłem się zbierać, by pojechać po rudowłosego.
Dwie godziny później byłem już pod blokiem mojego chłopaka. Gdy zadzwoniłem jednak do niego domofonem, nikt mi nie otworzył. Spojrzałem na zegarek. Siedemnasta dziesięć. Byłem pewny, że Charlie będzie w domu. Po namyśle postanowiłem do niego zadzwonić. Już wyciągałem telefon z kieszeni, gdy dostrzegłem mojego ukochanego, idącego po drugiej stronie razem z jakimś brunetem. Zazgrzytałem zębami i bardziej, niż niezadowolony, ruszyłem w ich stronę.
- Cześć, kruszyno – powiedziałem, całując go delikatnie w usta i przyciągając blisko siebie.
- Cześć - powiedział chłopak z delikatnym uśmiechem, przytulając się do mojego boku. - To jest Steven poznałem go w sklepie, gdy byłem po kartony. - wskazał na chłopaka. Szatyn był dość niski i drobny o delikatnych rysach twarzy.
- A, czyli to ty jesteś Andrew. Charlie zdążył mi dużo o tobie opowiedzieć. - przyglądałem mu się przez chwilę nieufnie, po czym kiwnąłem głową.
- Jest już tak późno? - zapytał rudowłosy, czerwieniąc się lekko, jakby nagle sobie o czymś przypomniał. - Jestem jeszcze nie spakowany. - cmoknąłem go w czoło.
- Spokojnie, przyjechałem wcześniej, by ci pomóc. - zielonooki się rozpromienił.
- Dziękuję – powiedział, po czym zwrócił się do szatyna. - To jak coś, to zadzwonię w tym tygodniu. Wyjdziemy gdzieś, żebyś poznał okolicę.
- W porządku. W takim razie, do usłyszenia. Na razie, Andrew.
- Cześć - odpowiedziałem i nie zwracając już na niego uwagi, poprowadziłem chłopaka w stronę jego domu. Gdy tylko przekroczyliśmy próg jego mieszkania, wyjąłem z jego dłoni reklamówkę, rzuciłem ją w kąt i pocałowałem go mocno, przyciskając do drzwi wejściowych.
***
Charlie
Gdy tylko poczułem jego wargi na swoich, poczułem, jak się rozpływam. Delikatne ciepło zaczęło przepływać po moim kręgosłupie. Zamknąłem oczy, rozkoszując się tym uczuciem. Gdy jedna z dłoni zaczęła ostrożnie głaskać moje plecy, zamruczałem zadowolony.
- Wiesz... Charlie... czuję ogromną zazdrość. Jesteś moją kochaną kruszyną. Tylko moją, prawda? Tak długo czekałem na moment, w którym będę mógł to powiedzieć - szepnął do mojego ucha, by w następnym momencie polizać mnie za nim. - Ja... nie mogę. Chcę się z tobą kochać. Wziąć cię…- powiedział podnieconym głosem. Spojrzał mi w oczy, a ja w tym momencie wiedziałem już, że też tego chcę. Pocałowałem go w usta. Następnie pozwoliłem się podnieść i powiedziałem:
- Ja…ja też tego chcę. - gdy tylko znaleźliśmy się w mojej sypialni, Andrew położył mnie na łóżku i po raz kolejny pocałował. Czułem, jak ogarnia mnie ogromne podniecenie, przeplatane jednak z lękiem. Ufałem Andrewowi, jak nikomu innemu, a jednak… odsunąłem go lekko od siebie. Brunet spojrzał na mnie zdziwiony.
- Ja...ja… - sam nie wiedziałem, co chcę mu powiedzieć. Poczerwieniałem gwałtownie. - Bo wiesz...ja nigdy… i nie wiem... co... i ja boję… - dalsze moje słowa zostały powstrzymane przez delikatny pocałunek.
- Ja to wiem. Cieszę się, że to właśnie mnie kochasz i to mi się chcesz oddać. – powiedział, znów mnie delikatnie całując. - Nie martw się, nie musisz nic robić. Po prostu skup się na odczuciach i bądź ze mną. - przeczesał delikatnie moje włosy i po raz kolejny zaczął pożerać moje wargi, w tym samym czasie zdejmując ze mnie sweter. Gdy poczułem chłodne powietrze na mojej nagiej skórze, zadrżałem. Andrew widząc to, przytulił mnie bliżej siebie, przejeżdżając ciepłą dłonią po moich plecach, a ustami zaczął błądzić po mojej szyi i plecach. Czułem, jak moja erekcja w spodniach się powiększa, rozpychając materiał. Jęknąłem przeciągle.
- Dotknij mnie bardziej... proszę… - brunet przyglądał mi się przez chwilę, po czym pocałował mnie, wsadzając dłoń w moje spodnie. Gdy tylko poczułem jego ciepły uścisk na moim penisie, przyciągnąłem go bliżej siebie. – Och, to takie przyjemne… - Andrew uśmiechnął się nieznacznie i polizał mnie po szyi.
- Będzie ci jeszcze lepiej bądź tego pewny. - dla podkreślenia swoich słów, zaczął szybciej pocierać dłonią, ściągając mi równocześnie spodnie. Już po chwili leżałem pod nim kompletnie nagi. Zaczerwieniłem się gwałtownie. Odwróciłem wzrok, marząc, by móc się schować. - Nie wstydź się. Nie mnie… jesteś piękny – powiedział, masując delikatnie moje pośladki. Poczułem się bardziej, niż doceniony, gdy usłyszałem jego słowa: - A teraz, kruszyno, spokojnie... - zaczął w tym samym momencie, wsadzając swój nawilżony palec w moją dziurkę. Spiąłem się w pierwszym momencie, nie mogąc nawet wziąć oddechu.
- Nhh..
- Cii... spokojnie. Rozluźnij się, skarbie. Musisz się rozluźnić. - słysząc jego cichy szept oraz czując delikatny pocałunek na skroni, zacząłem się rozluźniać. Andrew, wyczuwając to, poruszył ostrożnie palcem. Uczucie, jakie poczułem, było jakieś nieprzyjemne. Po chwili, gdy jednak się przyzwyczaiłem, brunet dołożył kolejny palec i…
- Ach!... Jeszcze... pro-pro…szę… - wydyszałem, nie mogąc opanować drżenia na całym ciele.
- Spokojnie, zaraz to dostaniesz. - powiedział i zaczął ściągać z siebie ubrania. Widząc, jak dobrze jest zbudowany oraz... hojnie obdarzony, przełknąłem głośniej ślinę. Gdy wszystkie ubrania bruneta wylądowały na podłodze, przykrył mnie swoim ciałem, wsadzając w moją dziurkę od razu dwa palce.
- Ach… Andrew ja… nie wytrzymam już... dłużej… - ten, słysząc to, dołożył trzeci palec, rozpychając mnie bardziej. A ja nie potrafiłem się opanować. Zacząłem jęczeć i wić się pod wpływem dotyku i ciepła mojego ukochanego. Andrew, widząc moją reakcję, powoli wyjął palce. Jęknąłem niezadowolony i spojrzałem na niego nieprzytomnie. Chłopak uśmiechnął się do mnie czule i sięgnął do moich ust, równocześnie zagłębiając się w moim wejściu. Spiąłem się, starając mimo wszystko nie krzyknąć z bólu. Nie wytrzymałem jednak zbyt długo.
- Aaa!... To boli… - wyszeptałem, wpatrując się w mojego kochanka zaszklonymi oczami. Andrew, gdy znalazł się we mnie cały, zatrzymał się i scałował moje łzy, patrząc na mnie przepraszająco.
- Przepraszam, kruszyno. Zaraz już przestanie boleć – mówił, przez cały czas obsypując moją twarz pocałunkami i głaszcząc uspokajająco moje plecy. Gdy ten odurzający ból zniknął, poruszyłem się na próbę i od razu znalazłem się w niebie.
- Och… - czarnooki przytulił mnie do siebie i zaczął się poruszać. Początkowo powoli, ale z każdą chwilą pożerał nas większy żar. Po chwili nie miałem pojęcia już, co to znaczy być osobno, zdawało mi się, że od teraz nie ma Ja i On, ale jest tylko My. Jego ciepłe wargi przez cały czas delikatnie pieściły moją twarz, szyję, usta, doprowadzając mnie na granicę rozkoszy. - Ach... Andrew, proszę, ja chcę już...och...nie wytrzymam dłużej… chcę to poczuć. Chcę poczuć spełnienie... chcę … chcę poczuć ciebie - powiedziałem i pocałowałem go w usta, w tym samym momencie dochodząc mocno, brudząc nasze brzuchy oraz całą pościel. Chwilę później poczułem, jak coś ciepłego rozlewa się w moim wnętrzu, potęgując tylko przyjemne odczucia. Opadłem na pościel zmęczony. Oczy same zaczęły mi się zamykać zanim zdążyłem o czymś pomyśleć.
- Kocham cię, Charlie - powiedział cicho brunet, całując mnie w skroń i przytulając do siebie, przykrywając przy okazji kołdrą. - Śpij spokojnie. - uśmiechnąłem się tylko i na wpół przytomnie rzuciłem:
- Ja ciebie też kocham... i dziękuję… - a potem już otoczyła mnie ciemność, obiecując spokojny sen.
****
Oscar
Stałem niedaleko bloku rudowłosego kurdupla. Widząc, jak Andrew jest zazdrosny, uśmiechnąłem się szeroko, układając w głowie plan, jak pomału i skutecznie zniszczyć ich szczęście.



czwartek, 6 listopada 2014

Rozdział 9

Dziękuję za komentarze

Andrew
Byłem bardziej, niż wkurzony. Od dnia, w którym Charlie powiedział mi, co czuje, nie odezwał się do mnie ani słowem. Unikał mnie, jak to tylko jest możliwe. Chłopak nie odbierał telefonów ode mnie. Miałem już tego serdecznie dość.
- Cholera! - krzyknąłem sfrustrowany.
- Bracie, rusz do niego swoje cztery litery, a nie czekasz, aż on ci pozwoli na zbliżenie do siebie - odezwał się Tony, wychodząc ze swojej sypialni.
- Łatwo ci powiedzieć, młody. Wiesz, ja nie mam ochoty dostać na dzień dobry w twarz, a moja kruszyna jest dość nerwowa – powiedziałem, mimowolnie się uśmiechając, gdy pomyślałem o Charliem.
- Och, nie da się nie zauważyć. Właśnie dlatego go lubię - mówił chłopak, wchodząc do kuchni. Po chwili wyszedł z niej miską pełną popcornu.
- A ja się zastanawiałem ostatnio, gdzie mi wszystkie żarcie znika - powiedziałem złośliwie. Tony poczerwieniał raptownie.
- Sugerujesz coś, wstrętny, starszy bracie? Ja wcale dużo nie jem, a ty jesteś po prostu skąpy –fuknął i z wysoko uniesioną głową wyszedł z salonu. Byłem zadowolony, że Tony zaczął się zachowywać tak, jak przed poznaniem swojego byłego, a przede wszystkim, że nie jest taki zarozumiały. Cieszyło mnie, że brat okazał mi zaufanie i powiedział, dlaczego tu tak naprawdę jest. Ważne było teraz, żeby znów nie trafił na jakiegoś kretyna. Odetchnąłem głęboko i wstałem z kanapy. Z ociąganiem ruszyłem do swojej sypialni po parę rzeczy, a potem wyszedłem z mieszkania.
Korzystając z rady Tonego, postanowiłem iść do domu Charliego. Sam nie wiedziałem, co chce mu powiedzieć, ale byłem pewien, że nie chcę, by ta cisza dłużej trwała miedzy nami. Ciągle miałem w głowie naszą randkę. To, jak ufnie przytulał się do mnie, smak jego ust. Nie mogłem się doczekać, kiedy będę mógł go wziąć w ramiona. I nie wypuszczać z nich nigdy.
***
Charlie
Wracałem spokojnym krokiem z pracy. Minął prawie tydzień, od kiedy ze sobą rozmawialiśmy. Gdy zgodziłem się na randkę z nim, wydawało mi się, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Miałem nadzieję, że wreszcie dojdziemy do porozumienia, a ja... będę mógł zaznać nareszcie szczęścia przy jego boku. Niestety, nie zapowiadało się na to. Po moim spektakularnym wykrzyknięciu mu, co myślę o tej sytuacji, nie odważyłem się mu spojrzeć w oczy. Wiedziałem, że mu się to nie podoba, ale ja... nie potrafiłem się przełamać. Gdy wszedłem do domu, otoczyła mnie przytłaczająca cisza.
Z niemrawą miną poszedłem do salonu, tam włączyłem dość głośno muzykę. Poszedłem następnie się przebrać i juz w odrobinę lepszym humorze poszedłem do kuchni, przygotować sobie jakiś obiad. Gdy zacząłem gotować, po całym domu zaczęły się roznosić przyjemne zapachy.
Szykowałem właśnie talerz, by nałożyć sobie jedzenie, gdy usłyszałem dość głośne zawodzenie zza okna. Wyjrzałem przez nie zdziwiony, a tam zobaczyłem... małego, rudego kotka, z zielonymi oczkami. Zachichotałem rozbawiony i czym prędzej, wyszedłem z mieszkania, zabierając przy okazji kawałek mięsa.
Maluch siedział na trawie na podwórku. Gdy tylko mnie zobaczył, a raczej poczuł, podszedł do mnie. Przykucnąłem ostrożnie i wyciągnąłem w jego stronę dłoń z jedzeniem.
- Cześć, mały. Jesteś godny, co? Proszę - powiedziałem. Futrzak zaczął jeść, niezmiernie zadowolony. Przyglądałem mu się przez chwilę, a potem, gdy zjadł, podniosłem go ostrożnie. - Nigdy wcześniej cię tu nie widziałem. Chodź do mnie. Wydaje mi się, że będzie ci lepiej w ciepłym mieszkaniu, niż na dworze – mruknąłem, głaszcząc go po łebku. Kotek mruczał zadowolony, ocierając się przy tym o mnie.
Gdy byłem z powrotem w domu, podgrzałem i nalałem mleko rudemu, a sobie nałożyłem obiad. Miałem już usiąść do stołu, gdy usłyszałem dzwonek do drzwi. Westchnąłem głęboko i niezadowolony poszedłem otworzyć drzwi.
Ze zdziwieniem odkryłem, że na mojej wycieraczce stoi Andrews. Otworzyłem drzwi z ociąganiem.
- Co ty tu robisz? - zapytałem mało grzecznie.
- Co tu robię? Przyszedłem zakończyć wreszcie to wszystko. Nie chcę dłużej czekać, chcę mieć ciebie tylko dla siebie - powiedział i bez ostrzeżenia pocałował mnie w usta. Stałem przez chwilę skamieniały, nie wiedząc, jak zareagować. Czując jednak jego ciepły język na swoich wargach, nie umiałem się dłużej powstrzymać.
Nie patrząc już na nic, zarzuciłem mu ramiona na szyję i oddałem pocałunek. Czułem się bardziej, niż wspaniale. Ciepło, jakie biło od Andrewa, otaczało mnie, sprawiając mi ogromną przyjemność. Po moich plecach przeszedł dreszcz przyjemności...
Nagle do mojego otępiałego umysłu dotarło głośne miauczenie. Oderwałem się od bruneta niechętnie i spojrzałem za siebie. Mały futrzak stał przed drzwiami i przyglądał nam się.
- Mała paskudo, nikt cię nie nauczył kultury? - zapytałem mało inteligentnie. Brunet, słysząc moje słowa, zachichotał i objął mnie ostrożnie w pasie.
- O, Charlie, nie wiedziałem, że masz brata bliźniaka. A może to siostra? - pokręciłem głową z niedowierzaniem i powiedziałem:
- Nie wiem, czy to siostra, czy to brat. Znalazłem tego malucha chwilę przed twoim przyjściem. - odwróciłem się w jego stronę. Spojrzałem na niego niepewnie i zapytałem: - Chcesz... zostać na obiedzie? Dopiero co skończyłem gotować. - Andrew pocałował mnie w policzek.
- Z miłą chęcią. - uśmiechnąłem się zadowolony, że chłopak się zgodził. Gdy zamknąłem za nami drzwi, czym prędzej nałożyłem na drugi talerz jedzenie i postawiłem przed nim.
Przy stole zapanowała krępująca cisza. Nie wiedziałem, co mógłbym powiedzieć. Brunet nie wydawał się jednak przejmować ciszą, panującą miedzy nami.
Przełknąłem głośno i odważyłem się nareszcie odezwać.
- Andrew, i... co teraz? Chodzi mi o nas. Znaczy... - poczerwieniałem gwałtownie. Nie wiedziałem, jak mam to ująć. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Zawsze myślałem tylko o Andrewie więc nie umawiałem się z nikim.
Chłopak uśmiechnął się i odpowiedział:
- No co, to proste, teraz nie ma już ja i ty, tylko my. Ja… - brunet się podniósł z miejsca i podszedł do mnie. - ...ja cię naprawdę kocham. I… chcę być tylko z tobą. Oczywiście, jeśli chcesz. Wiem, że okropnie cię zraniłem, ale ja naprawdę żałuję tego i... nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. – poczułem, jak pod powiekami zbierają mi się łzy.
Uśmiechnąłem się do niego i przytuliłem.
- Oczywiście, że chcę. Nawet nie wiesz, ile razy marzyłem o tej chwili. – powiedziałem szczerze. Poczułem ciepły pocałunek na skroni. W tym momencie nie pamiętałem tego, co złe, tylko to, co było dobre oraz myślałem, co nas jeszcze czeka.
***
Andrew

Czułem, jak przepełnia mnie ogromna radość. Nareszcie trzymałem Charliego blisko siebie. Czułem jego przyjemny zapach, ciepło bijące od niego. Wydawało mi się, że lecę na chmurce. Przytuliłem go mocniej do siebie i zapytałem:
- Może jutro wyjdziemy gdzieś razem? Mamy razem wolne, więc... - chłopak pokręcił głową, uśmiechając się przepraszająco.
- Nie mogę, obiecałem Alice, że jutro do niej wpadnę. Ale wiesz co... może pójdziesz ze mną? - słysząc to, skrzywiłem się mimowolnie. Blondynka, mimo że chciała szczęścia brata, to nadal była na mnie zła i patrzyła nieufnie. Widząc jednak jego błagalne spojrzenie, wymiękłem.
- Jeśli chcesz, to pewnie. W końcu zobaczę tę twoją ukochaną siostrzenicę. - Charlie rozpromienił się.
- Świetnie, to jutro przyjdziesz do mnie około jedenastej i pojedziemy. - przeczesałem delikatnie jego włosy, zadowolony, że sprawiłem mu radość.
Do domu wróciłem dość późno, ale za to bardziej, niż szczęśliwy. Tony już spał, więc najciszej, jak umiałem, wziąłem szybki prysznic. Napisałem jeszcze kartkę, by chłopak mnie obudził w razie, gdybym nie wstał do dziesiątej i położyłem się spać. Nareszcie, spokojny.
~*~
- Hej, Andrew, ty nie miałeś wstać o dziesiątej? - otworzyłem leniwie oczy i spojrzałem na zegarek.
- O cholera! Tak, miałem wstać o dziesiątej. Czemu mnie nie obudziłeś? - zapytałem z wyrzutem.
- Bo sam dopiero co wstałem, marudo. A co, dogadaliście się jakoś z Charliem? – kręcił się po kuchni. Uśmiechnąłem się szeroko idąc do łazienki.
- Tak, od wczoraj jesteśmy oficjalnie razem - powiedziałem zadowolony.
- Co?! Dlaczego ja o tym nic nie wiedziałem wcześniej?!
- Bo szpałeś - powiedziałem z ustami pełnymi pasty.
- Nie gadaj tam, tylko się ruszaj, bo twój chłopak będzie musiał na ciebie czekać. Zrobię ci kanapki –uśmiechnąłem się w duchu. Jak to cudownie brzmi.
Gdy godzinę później zapukałem do drzwi Charliego, uśmiechałem się szeroko, niezmiernie szczęśliwy. Po chwili, gdy chłopak wpuścił mnie do środka, nie mogłem od niego oderwać wzroku. Pocałowałem go delikatnie w usta.
- Cześć, kruszyno – powiedziałem, przytulając go do siebie.
- Cze...
- Miauu - Charlie nie zdążył się odezwać. Na przedpokój przypałętał się rudy futrzak, zawodząc głośno.
- Oj, przepraszam Mefi. Już ci daję jeść - zachichotałem.
- Nazwałeś kota Mefistofeles? - chłopak uśmiechnął się szeroko.
- No tak. Chodź, musisz chwilę poczekać, zanim się zbiorę – powiedział, całując mnie w policzek. W kuchni dał rudemu jeść i poszedł do łazienki, a ja zadowolony wziąłem się za picie herbaty.
Gdy nareszcie, po paru-nastu minutach, pojawił się w kuchni, zebraliśmy się i pojechaliśmy prosto do domu Alice. Dziewczyna była zaskoczona, widząc nas razem, ale nie skomentowała tego. Rzucała mi jednak co chwilę ostrzegawcze spojrzenia. Gdy usiedliśmy w salonie, Charlie od razu porwał małą Katy w ramiona, uśmiechając się przy tym radośnie.
- Cześć, śliczna, dawno się wujek z tobą nie widział - powiedział miękko.
- No, dawno. Biedna zaczynała już zapominać, jak wyglądasz - powiedziała złośliwie. - A tak w ogóle, to co on tu robi? – zapytała, wskazując na mnie. Chłopak zaczerwienił się lekko.
- Eee... stwierdziłem, że skoro już się z tobą na dzisiaj umówiłem, a z Andrewem chcieliśmy... no, spędzić trochę czasu, to może przyjechać ze mną - wyjąkał i spuścił głowę. Blondynka przez chwilę patrzyła to na mnie, to na niego i w końcu powiedziała:
- No, nareszcie! Byłam ciekawa, ile jeszcze będę musiała czekać, zanim to usłyszę - powiedziała i jak gdyby nigdy nic, poszła do kuchni. Spojrzałem na Charliego skołowany. Ten, tylko wzruszył ramionami i z rozanieloną miną, znów odwrócił się w stronę niemowlęcia.
Westchnąłem ciężko, co spotkało się z chichotem ze strony Toma.
- Nie przejmuj się. Mnie Alice nie raz też tak zbywa. Tacy już są. Trzeba przywyknąć. - pokiwałem głową.
- Uwierz mi, po tylu latach spędzonych z Charliem, jestem tego świadom - powiedziałem z lekkim uśmiechem. Rudowłosy podniósł na mnie wzrok.
- Co mnie obgadujesz?
-Nic, tak sobie tylko rozmawiamy. A ty, lepiej nie ściskaj i nie przytulaj tak tej małej. Pamiętaj, że to nie pluszak. – Charlie, słysząc to, nadymał policzki i spojrzał na mnie oburzony.
-No wiesz. Jestem tego świadomy. A poza... – zamilkł, gdy zobaczył siostrę.
-A ty, co masz taką minę? - zapytała Alice, stawiając na stole ciasto i kubki z kawą.
- Nic. - powiedział już mniej naburmuszony, siadając przy stole. Nie wypuszczał jednak małej nawet na chwilę z rąk. Patrząc tak teraz na niego, przyszło mi na myśl, że może za jakiś czas, my będziemy mieć taką małą kruszynkę i że będziemy bardzo szczęśliwi.
***
Charlie
Wyszliśmy od Alice dość późnym popołudniem. Andrew wyglądał na dość zamyślonego. Stanąłem na palcach i cmoknąłem go w policzek. Brunet spojrzał na mnie zdziwiony.
- A ty, co taki zamyślony? - zapytałem.
- A nic - powiedział. - Idziemy jeszcze do ciebie, a może do mnie? - zapytał z lekkim uśmiechem.

- Do mnie lepiej. Musze nakarmić Mefistofelesa - powiedziałem. Andrew zachichotał i objął mnie ramieniem. Przytuliłem się do niego, naprawdę szczęśliwy. To był nasz pierwszy dzień spędzony razem, jako para. Byłem naprawdę szczęśliwy, a w moim sercu zagościła nadzieja, że nie jest on ostatni.