czwartek, 8 stycznia 2015

Rozdział 18/ Epilog

Tak kochani to jest ostatni rozdział opowiadania. Dziękuję wszystkim tym co czytali opowiadanie.
tym co komentowali jak i tym cichym czytelnikom. Dziękuję, że wytrwaliście do końca <3
*Co do następnych opowiadań to wzięłyśmy się z Ash ostro do prac. Nie będę wam mówić kiedy (bo nie wiem) ale nie długo pojawi się nowe opowiadanie na Szalone Fantazje Dwóch Yaoistek~~ tak więc zaglądajcie. Jeśli jest ktoś chętny mogę powiadamiać na gg (numery zostawiać w komentarzach bądź pisać na maila).
*W obecnej również chwili pisze z Kuro Taiga opowiadanie które gdy tylko zostanie opublikowane.
To chyba tyle.
Tak więc, nie znikam tylko biorę się do wytężonej pracy. Liczę ze ktoś będzie czekał na moje wypociny *.*
Pozdrawiam OfeliaRose

Charlie
- Ale jesteś pewny, że dasz sobie rade? - Andrew patrzył na mnie niepewnie. Była sobota, a on normalnie jak w każde weekendy miał wolne. Jednak rano Luna zadzwoniła do nas prosząc by Andrew przyjechał do pracy, bo jej mały synek się rozchorował. No i teraz mój kochanek panikował, ponieważ miałem iść sam do Matta, mimo, że on proponował mi, że odwiezie mnie po pracy.
- Tak dam sobie rade. Do cholery Andrew nie przesadzaj. Nie jestem dzieckiem i świetnie o siebie zadbam. Idź spokojnie do pracy. Jak będę już u Matta i Stevena to do ciebie zadzwonię, pasuje? - Zapytałem mrużąc przy tym groźnie oczy chcąc dać mu do zrozumienia, że jestem już wkurzony.
- Dobra zrozumiałem. – Powiedział, po czym pocałował mnie na pożegnanie. Gdy oderwał się od moich ust pogłaskał jak zwykle mój brzuch i wyszedł. Uśmiechnąłem się mimowolnie. Czułem się kochany i wiedziałem, że nasza córka też będzie. Poszedłem zjeść śniadanie, a potem się przebrać. Wychodząc z domu pożegnałem się jeszcze z Mefisem, który już nie przypominał już tego małego kotka, jakiego znalazłem przed swoim mieszkaniem.
 Zamknąłem drzwi na klucz i ciesząc się ciepłą pogodą powoli ruszyłem w stronę przystanku. Idąc ulicą wstąpiłem jeszcze do sklepu po kremówkę, którą zobaczyłem przez wystawę. Gdy wyszedłem zadowolony objadając się jak zwykle zresztą w ostatnim czasie. Słońce świeciło mocno, mimo że zima była już dość blisko. Gdy stanąłem na przejściu dla pierwszych czułem się najedzony i zadowolony. Rozejrzałem się dookoła. Samochody jeździły szybko to w jedną, to drugą stronę. Zielone światło miało się za chwile zapalić, co przyjąłem z ulgą. Na przystanku była ławeczka, na której mogłem spokojnie usiąść. A jako iż teraz męczyłem się dużo szybciej było mi to potrzebne.  
Nagle poczułem jak ktoś mocno mnie popycha, a ja wypadam na jezdnię. Udało mi się utrzymać równowagę, ale mimo to stałem już na jezdni, a strach mnie sparaliżował. Zamknąłem oczy i objąłem drącymi ramionami brzuch ze świadomością, że to nie ochroni mojej córeczki. Gdy jednak po chwili nie poczułem żadnego bólu otworzyłem oczy. Samochód zahamował bez problemu gdyż światła chwilę temu zaczęły się zmieniać, ale ja mimo to czułem ogromny strach. W głowie mi się zakręciło. Nogi zaczęły drzeć, a po mojej twarzy ciekły łzy.  Przechodnie, którzy wszystko widzieli podeszli do mnie. Ale do mojej świadomości jakby nie wszystko docierało. Jeden z mężczyzn złapał sprawcę zamieszania, którym okazał się być...Oscar. Nie wyglądał jednak tak jak go zapamiętałem. Był bardzo chudy, jego już o wiele za długie włosy opadały wokoło wychudzonej twarzy, a oczy wyrażały tylko pustkę. Wpatrywałem się w niego z niedowierzaniem.
- Nic panu się nie stało? Wszystko dobre? - W tym momencie zacząłem właśnie czuć już nie lekkie kłucie, a przeszywający ból brzucha. Poczułem coś mokrego w bieliźnie i zrobiło mi się niedobrze.
- Mo-moje dziecko... Karetkę...Wezwijcie...Proszę..- Nie byłem w stanie nic więcej powiedzieć ogarnięty ogromnym strachem, a także bólem pogrążyłem się w ciemności.
***
Andrew
 Siedziałem dość poddenerwowany w bibliotece odkładając książki na miejsce. Charlie nie zadzwonił do mnie i czułem coraz większy lęk. Gdy mój telefon zadzwonił odetchnąłem głęboko i już miałem zamiar ochrzaniać moją kruszynę, gdy dostrzegłem na wyświetlacz nieznany numer wiedziałem, że coś jest nie tak.
,,- Czy rozmawiam z panem Andrewem Poloow?”
,,- Tak.”
,,- Chodzi o pańskiego narzeczonego. Zdarzył się wypadek... -Stężałem na te słowa czując jak żołądek podchodzi mi do garda. -...Jakiś młody chłopak popchnął pana Nortona na jezdnie. Co prawda kierowca zahamował, ale stres, jaki przeżył pański narzeczony oraz adrenalina spowodowała, że zaczął szybciej rodzić. Właśnie przewozimy go na sale operacyjną” –Nogi miałem jak z waty, ale starając się nie poddać emocjom odezwałem się jak najspokojniej.
,,- Do którego szpitala mam przyjechać?”
,,- Do głównego. Proszę zapytać w recepcji o swojego narzeczonego, a dyżurna pielęgniarka na pewno panu wszystko wyjaśni.” - Powiedział i się rozłączył. Drżącymi dłońmi napisałem wiadomość, którą wysłałem do Alice, Matta i Tony ‘go. Następnie podszedłem do Luisa i zapytałem niepewnie.
- Lu musisz poradzisz sobie dzisiaj sam. Charlie miał wypadek muszę jechać do szpitala. Ponoć poród zaczął się wcześniej. - Szatyn otworzył szeroko oczy, po czym kiwnął głową.
- Pewnie, jedź i nie patrz na nic. Poradzę sobie. - Nie trzeba mi było tego powtarzać dwa razy. Czterdzieści minut później biegłem już na drugie piętro szpitala. Sala, w której odbywał się poród była nadal zamknięta. Na drżących już ze zdenerwowania nogach usiadłem na jednym z krzeseł. Przez następne kilkanaście minut wyrywałem sobie włosy z głowy. Gdy jednak pojawili się Tony z Samuelem, Alice z córką i Tomem oraz Matt ze Stevenem odetchnąłem czując się odrobinę pewniej. Gdy nareszcie z sali dobiegł do moich uszu płacz dziecka po moich policzkach pociekły łzy. Po chwili w drzwiach pojawił się lekarz, który na widok tak dużego zgromadzenia aż otworzył szerzej oczy.
- Dobrze, więc... Kto jest tatą? - Zapytał najwyraźniej rozbawiony.
- Ja. - Powiedziałem wstając z miejsca.
- Mogę przekazać nowiny przy wszystkich czy woli pan...
- Nie spokojnie może pan mówić. Ze mną są przyjaciele i rodzina. - Mężczyzna kiwnął głową i wyciągnął w moją stronę dłoń.
- Gratuluje. Pańska córeczka ma się świetnie. Pielęgniarka zaraz skończy ją oporządzać i wraz z pańskim narzeczonym zostanie przewieziona na sale. Młody tatuś też ma się dobrze. Dostał właśnie leki na wybudzenie tak, więc spokojnie. - Jak na zawołanie z sali sanitariusz zaczął wywozić łóżko Charliego, a zaraz za nim szła pielęgniarka pchająca inkubator. Spojrzałem na lekarza zaskoczony. - Proszę się nie martwić wszystko jest dobrze. Po prostu dziecko urodziło się około dwa, trzy tygodnie przed terminem, co było dużym szokiem dla organizmu. Dziewczynka miała początkowo problemy z oddychaniem, ale już jest wszystko pod kontrolą. - Powiedział i pokierował nas wszystkich do sali. Tam najpierw spojrzałem na mojego rudowłosego chcąc się upewnić, że wszystko jest dobrze. Mimo dość bladej skóry na twarzy nie wyglądał na chorego tylko spokojnie ucinającego sobie drzemkę. Podszedłem do inkubatora. Sally leżała spokojnie oddychając.
- Najlepiej gdyby ktoś został przy pacjencie do czasu jego przebudzenia, ponieważ może być skołowany i z pewnością będzie potrzebował kogoś bliskiego. - Powiedział na odchodnym lekarz i wyszedł sali. Przez chwilę stałem jeszcze i patrzyłem na moją córkę by jednak potem usiąść przy moim Charliem. Przez kolejne pół godziny wszyscy czekaliśmy.  Z sali wyszedłem tylko na chwilę, gdy pojawił się policjant. Byłem w szoku, gdy powiedzieli mi, kto był sprawdzą całego wypadku. Oscar. Nie spodziewałem się, że taka sytuacja będzie miała miejsce. Nie wiedziałem kompletnie, co powinienem myśleć teraz o szatynie. Ale gdy pokazali mi zdjęcie, jakie zrobili chłopakowi czułem gdzieś w środku ogromne współczucie. Był wychudzony, na policzku miał ślady po uderzeniach, a jego oczy nie wyrażały nic kompletnie. Po dokończeniu rozmowy wróciłem do pokoju.  Po rozmowie udało mi się przekonać wszystkich by wrócili do domu. Ja natomiast zostałem z moją rodziną.
W końcu rudowłosy otworzył oczy rozejrzał się zdezorientowany po sali. Gdy zauważył mnie obok łóżka powiedział cicho.
- Co się...? - Zaczął niepewnie jednak w następnym momencie zerwał się do siadu. Widząc to, czym prędzej popchnąłem go delikatnie z powrotem na pościel. - Dziecko... Sally... Co z nią?-  Zapytał płaczliwym głosem.
- Spokojnie jest cała i zdrowa. Teraz może sobie oglądać świat. - Charlie spojrzał na mnie zaskoczony, a ja wskazałem na inkubator z jego drugiej strony.
- Ale dlaczego?.. - Zaczął widząc kabelki pompujące powietrze.
- Bo był to dla niej dość spory szok i ciężko było jej się przyzwyczaić do oddychania. Została nagle wyrwana z miejsca, w którym z pewnością zostałaby jeszcze przez następne trzy tygodnie. Ale spokojnie wszystko z nią dobrze. Jest śliczna i rudowłosa dokładnie jak jej tatuś. - Zielonooki odetchnął głęboko i uśmiechnął się do mnie.
- Faktycznie włoski ma rude. Jak myślisz wytrzymasz w domu z dwoma rudzielcami? Ponoć rude to wredne. - Słysząc to zaśmiałem się tylko i pocałowałem go w czoło.
- Z tobą i Sally? Oczywiście, że wytrzymam.
**miesiąc później**
Charlie
 Siedziałem spokojnie w salonie z Sally na rękach, która była głodna.
- Andrew możesz przynieść butelkę dla małej? - Po chwili w salonie pojawił się brunet z butelką mleka w jednej ręce i listem w drugiej.
- Co to jest? - Zapytałem dając dziecku jedzenie.
- List z sądu. Po przebadaniu Oscara i rozpatrzeniu sprawy zostanie on zamknięty w zakładzie gdzie będzie miał codzienne wizyty z psychologiem. Odkryli, że on to wszystko, co robił, robił tak naprawdę nieświadomie. Znaczy wiedział, co robi, ale nie miał świadomości, że coś niewłaściwego. Ocenili to jako problemy wytworzone jeszcze w dzieciństwie. Mówiąc po krótce rodzice zjebali mu życie. - Powiedział. Widziałem w jego oczach żal. Mimo wszystko był z Oscarem trzy lata i nie była to dla niego obca osoba. Mi również było przykro jak by nie patrzeć chłopak nie miał szans przynajmniej jak na razie na normalne rodzinne życie takie, jak choćby moje i Andrewa. Spojrzałem na Sally jedzącą mleko i powoli zasypiającą. Po chwili odezwałem się cicho.
- Mam nadzieje, że mu pomogą. Chciałbym go poznać, ale jako normalnego cieszącego się z życia chłopaka. – Powiedziałem, na co mój kochanek spojrzał na mnie zaskoczony. - Nie patrz tak. Jest mi go szkoda. Miał dużego pecha i został skrzywdzony przez osoby, które powinny da mu wsparcie i miłość. Zresztą nadal mam przed oczami widok jego wychudzonego ciała. – Powiedziałem, po czym dodałem - Mam nadzieję, że jak wyjdzie stamtąd to będzie szczęśliwy, znajdzie miłość i założy rodzinę. – Powiedziałem, na co Andrew usiadł obok mnie i objął ramieniem.
- Jesteś niesamowity. Wiesz nie spodziewałem się, że będziesz w stanie powiedzieć coś takiego. - Uśmiechnąłem się tylko i oparłem głowę o jego ramie.
***Epilog***
*5 lat później*
Sally od rana biegała po mieszkaniu cała w skowronkach. Były dzisiaj jej piąte urodziny i od godziny przychodzili już jej goście. Matt ze Stevenem i trzyletnim Michaelem, z którym mała szybko się zaprzyjaźniła, a teraz przy każdym spotkaniu szaleli razem. Alice z Tomem i Katy. Tony z Samuelem, którzy zamieszkali ze sobą. Niedawno Samuel oświadczył się Tony’emu i za dwa miesiące mieli wziąć ślub.
 Czekaliśmy już tylko na Oscara i jego męża Jonatana. Tak, Oscar wyszedł za mąż. Związał się z psychologiem, który pomagał mu przez trzy lata w ośrodku. Zaraz po skończeniu terapii zamieszkał u niego w domu i przez następne sześć miesięcy docierali się nie raz kłócąc zawzięcie.  Teraz jednak byli już od półtora roku po ślubie i spodziewali się dziecka. Sally obu swoich ,,wujków” kochała. Ja sam zaprzyjaźniłem się z Oscarem i teraz cieszyłem się z każdej jego wizyty. Początki były trudne, ale widząc ten żal oraz wyrzuty sumienia w jego oczach postanowiłem mu wybaczyć. Po tej pierwszej wizycie byłem jego częstym gościem razem z córką. Szatyn uwielbiał się z nią bawić. Ona była jednym z czynników, który go otworzył. Stał się bardziej otwarty i wrażliwy.
Dzwonek do drzwi obwieścił przybycie ostatnich gości. Otworzyłem drzwi. Chłopak uśmiechnął się szeroko na mój widok. Odpowiedziałem tym samym i wpuściłem ich do środka. Jonatan delikatnie obejmował młodszego chłopaka w tali. Widać było, że są bardzo szczęśliwi, a ja czułem się tak samo patrząc na nich. Poszedłem do kuchni. Andrew właśnie wyjmował tort z lodówki. Widząc to podszedłem i pocałowałem go w policzek.
- Kocham cię. – Powiedziałem, na co brunet odpowiedział mi długim pocałunkiem.
-Ja ciebie też. A teraz lepiej chodźmy, bo mała rozniesie salon z podekscytowania. - Kiwnąłem głową i poszedłem do dużego pokoju. Były w nim wszystkie osoby, które były dla mnie ważne i które w jakiś sposób przyczyniły się do mojego połączenia z Andrewem. Każdego z nich spotkało szczęście. Można powiedzieć, że tak właśnie powinno wyglądać szczęśliwe zakończenie. Tak jak nasze. Każdy odnalazł swoją drugą połówkę i może żyć długo i szczęśliwie.

czwartek, 1 stycznia 2015

Rozdział 17 (Tony/Samuel)

Kochani życzę wam Szczęśliwego Nowego Roku!
Dziękuje za komentarze
Rozdział dodatkowy Tony/Samuel
  Tony
 Stałem w łazience przed lustrem i przyglądałem się sobie krytycznie. Od pewnego czasu zaczynałem się zastanawiać nad tym, co powinienem zmienić w swoim wyglądzie. Z Samuelem oficjalnie parą byliśmy już od ponad czterech miesięcy. Czułem się szczęśliwy, ale... Zaczynałem się zastanawiać czy ja naprawdę mu się podobam. A dlaczego? Bo chciałem pozwolić mu się do mnie zbliżyć, a on za każdym razem mnie odtrącał. Mam świadomość, że mogło wydawać się to głupotą, bo mam tylko siedemnaście lat i nie znam z byt długo Samuela, ale...Kocham go. Jestem pewny swoich uczuć. Westchnąłem przyglądając się po raz kolejny, gdy usłyszałem pukanie do drzwi.
- Tak?
- Mogę? - Usłyszałem głos Charliego, więc od razu otworzyłem drzwi do łazienki w zasadzie zadowolony, że się pojawił.
- Fajnie, że tu przyszedłeś. Mogę cię o coś zapytać? Bo Andrewa nie mogę, wiem jak by zareagował. - Rudowłosy uśmiechnął się widząc moją niepewną minę.
- W porządku. O co chodzi?
- Bo… Czy ja powinienem coś w sobie zmienić? Znaczy w wyglądzie. - Zapytałem starając się uniknąć Charliego wzroku.
- Co? A to niby, dlaczego?
- No, bo... Znaczy wiesz... Ja...- Zacząłem się jąkać nie wiedząc jak mam to powiedzieć.
- No właśnie nie wiem. Tony powiedz spokojnie, o co chodzi. Dobrze wiesz, że ja nie jestem Andrewem i nie będę cię umoralniał ani wściekał grożąc, że Samuelowi poobcinam, co nieco. - Powiedział siadając na brzegu wanny przez cały czas głaskając się po brzuchu, który był już sporych rozmiarów. Choć nie było, co się dziwić skoro był już w siódmym miesiącu.
- Bo wiesz znam Samuela już od ponad pół roku. Jesteśmy już parą też od jakiegoś czasu. Jestem pewny swoich uczuć. I myślałem... I jestem pewny...- Nadal się plątałem nie wiedząc jak to z siebie wydusić. Charlie musiał się domyślać, co chcę powiedzieć, bo uśmiechał się złośliwie chichocząc przez cały czas. Westchnąłem głęboko i powiedziałem. - I jestem pewny, że chciałbym mu się oddać, ale on ciągle mnie od siebie odsuwa. - Rudowłosy uśmiechnął się tylko do mnie delikatnie. Widząc to usiałem na podłodze opierając się bokiem o jego nogi.
- Wiesz czasem to nie chodzi o to czy się podobasz czy nie. Opowiem ci coś, ale to tajemnica, więc buzia na kłódkę okej?- Kiwnąłem głową. - Moja siostra poznała swojego męża w bardzo trudnym dla niego okresie w życiu. Zakochali się w sobie, ona dała mu ukojenie, taką oazę. Początkowo spotykali się tylko, jako przyjaciele, a potem przez rok byli parą. Ale mimo to Tom nie chciał się do niej zbliżyć na tej płaszczyźnie. Alice szczerze też miała takie myśli jak ty. Gdy to się działo miałem osiemnaście lat i jej zdaniem ,,byłem już jej dużym małym braciszkiem”- Zachichotałem. - Więc o wszystkim mi mówiła. I wiesz czekała cierpliwie, czekała aż w końcu zapytała go czy on jej nie chce, a on jej opowiedział.
- Co opowiedział? - Zapytałem nie do końca rozumiejąc, co jakaś rozmowa miała do nich.
- Toma ojciec był alkoholikiem. Przez długi czas znęcał się nad nimi groził jego matce, że zabije go, jeśli się rozwiedzie. Więc z nim żyli. Gdy Tom stał się dorosły, a równocześnie silniejszy ojciec zaczął się bać, więc gdy go nie było w domu próbował udusić jego mamę. Ale Tom tego dnia wrócił wcześniej. Zaczęli się szarpać i jego ojciec upadł rozwalając sobie głowę. A on i jego mama byli tak przerażeni, że nawet nie zareagowali. Jego ojciec umarł. Oczywiście Tom nie został wsadzony do więzienia, bo to był odruch. Obrona własnego i bliskiej osoby życia. Poza tym po przebadaniu jak się dowiedzieli jak oni żyli przez długi czas nie było mowy o karze. Ale Tom się bał, że Alice go za to odepchnie. A jednak teraz ich widzisz już od dwóch lat po ślubie z małą Katy na rękach. - Zamyśliłem się. Samuel też może lub mógł mieć jakiś problem.- Nie zamartwiaj się na zapas, bo może być to równie dobrze coś błahego. Gdy w życie wkrada się miłość nie raz nie potrafimy myśleć logicznie. A jednak w końcu odzyskujemy zdrowy rozsądek. Popatrz, choćby na Andrewa i nie mówię tylko o sobie. Ty jesteś jego kochanym braciszkiem. Patrz jak się pieklił, gdy tu przyjechałeś. Był zły nie na ciebie tylko na tego chłopaka, co cię tak wykorzystywał, a jednak to ty miałeś przekichane i przez pierwsze trzy tygodnie musiałeś pracować, a jednak odpuścił ci prawda? - Zapytał z psotnym uśmiechem. Miał racje, że nie raz nie myślimy logicznie.
- Dzięki Charlie, masz racje. Dam mu czas.
- To mu daj, ale wiesz nie zaszkodzi ci, choć spróbować porozmawiać dzisiaj jak nas nie będzie. Namówiłem Andrewa byśmy poszli jednak do Matta na urodziny, więc wrócimy późno. Możesz go zaprosić, ale wiesz w razie gdyby miał zostać na noc to... Zostańcie w ubraniach. - Spłonąłem rumieńcem, na co zielonooki tylko się szerzej uśmiechnął. - A teraz mógłbyś na chwilę wyjść? Bo wiesz przyszedłem tu właściwie do toalety. Dzisiaj znów mi mała uciska na pęcherz. - Kiwnąłem głową i z lepszym humorem wyszedłem z łazienki.
***
Samuel
  Czułem się cudownie. Jakbym mógł góry przenosić. Odkąd poznałem Tony’ego jedenaście lat temu, marzyłem by móc go znów zobaczyć. A teraz, gdy udało nam się zostać parą można by mieć wrażenie, że wszystko jest na swoim miejscu. Obawiałem się jednak, że nie na długo. Przez ten czas, jaki zacząłem się spotykać z Tonym nie powiedziałem mu, że poznaliśmy się wcześniej. Zwyczajnie brakowało mi odwagi. Nie miałem pewności czy Tony nie będzie na mnie zły i czy będzie chciał ze mną rozmawiać. Gdy dostałem jednak od niego smsa, że mamy dzisiaj dla siebie jego mieszkanie wiedziałem, że przyszedł czas na rozmowę. Do wieczora czułem się spięty. Nie wiedziałem, od czego miałbym zacząć. Mimo to punktualnie o dziewiętnastej zapukałem do jego drzwi. Drzwi otworzył mi Andrew.
- No witam. My z Charliem wychodzimy. Ale nie myśl sobie, że masz wolną rękę. Łapy z... - Rudowłosy najwyraźniej rozbawiony przesadną nadopiekuńczością swojego narzeczonego zatkał mu dłonią usta.
- Andrew skarbie nie ładnie gościa trzymać na zewnątrz. To po pierwsze. Po drugie Tony to duży chłopiec i jestem pewny, że sobie ze wszystkim poradzi. A teraz chodź, nie chce się spóźnić. –Powiedział, po czym machając mi na pożegnanie pociągnął bruneta w stronę schodów. Uśmiechnąłem się rozbawiony i wszedłem do mieszkania. Tony chyba nawet nie wiedział, że już przyszedłem, bo z jego pokoju dało się słyszeć głośną muzykę. Otworzyłem cicho drzwi. Chłopak siedział na łóżku odwrócony w stronę okna. Podszedłem do niego i objąłem od tyłu w tali.
- Cześć mój piękny. - Powiedziałem całując go w policzek.
- O już jesteś? Kurka zagapiłem się i nawet nie zauważyłem, która godzina. Idziemy do kuchni, chodź. Zrobimy coś do jedzenia i pooglądamy filmy. - Powiedział z lekkim uśmiechem na ustach. W kuchni tak jak nam się to ostatnio często zdarzało zaczęło się od robienia kolacji, a skończyło na ogromnym bałaganie. Mieliśmy szczęście, że tym razem Andrew nie mógł tego zobaczyć. Ostatnim razem, gdy zobaczył bałagan w kuchni oraz nas wychodzących razem z łazienki zagroził, że mnie wykastruje, a o robieniu dzieci będę mógł sobie pomarzyć. Ale takie pieklenie nie trwało długo, bo Tony zaraz się wciął.
- O czym tak myślisz? - Usłyszałem za swoimi plecami.
- O naszym ostatnim wspólnym gotowaniu. - Powiedziałem ze śmiechem.
- Mina Andrewa była bezcenna. - Śmiejąc się i żartując poszliśmy do salonu, a tam rozsiedliśmy się na kanapie i włączyliśmy film.
***
Tony
 Początkowo siedziałem spokojnie. Wieczór zaczął się naprawdę dobrze i nie chciałem tego niszczyć. Ale w końcu postanowiłem się odezwać.
- Sam? Możemy porozmawiać? - Zapytałem zerkając na niego z ukosa. Chłopak pokiwał głową. – Wiem, że pewnie głupio, że pytam i wyjdę na jakiegoś napalanego smarkacza, ale... Czy ja ci się podobam? Dlaczego nie..nie chcesz się do mnie zbliżyć? Mi nie chodzi o seks. Chcę po prostu poczuć, że jestem tylko twój. Zależy mi na tobie i jestem pewny swoich uczuć. Znaczy jestem pewny, że... Że cię kocham. - Zapytałem niepewnie nie wiedząc, jakiej się odpowiedzi spodziewać. Samuel wpatrywał się we mnie przez chwilę, po czym odezwał.
- Tony... Oczywiście, że mi się podobasz. Poza tym też cię kocham. - Powiedział i pocałował mnie delikatnie w usta. Po chwili odsunął mnie jednak od siebie. - Ale jest jedna sprawa, o której powinniśmy porozmawiać. Pamiętasz jak mi jakiś czas temu opowiadałeś o chłopcu, którego poznałeś, gdy miałeś siedem lat? O tym, który był twoją pierwszą miłością? - Kiwnąłem głową nie wiedząc, do czego zmierza. - Pamiętasz jak wtedy było słonecznie? Łąka była obsypana żółtymi kwiatami dokładnie jak twoje oczy. Gdy cię poznałem, mimo że miałem już dziewięć lat nie potrafiłem powiedzieć niepowtarzalny, więc mówiłem nietypowy. Bawiliśmy się naprawdę świetnie, a gdy twoja mama powiedziała, że musisz wracać do domu obiecałem ci, że kiedyś zostaniesz moją żoną i będziemy już na zawsze razem. Oboje z...
-...Z nietypowymi oczami. - Dokończyłem nie mogąc uwierzyć. Przez ten cały czas on mnie oszukiwał. - Jak mogłeś? - Zapytałem głucho. - Opowiadałem ci jak bardzo chciałem cię znów spotkać, jak zacząłem myśleć, że byłeś tylko moim wytworem wyobraźni. Wiesz jak ciężko było mi się pozbierać? Jak nie umiałem okazać uczuć, a ty nic mi nie powiedziałeś?! - Nagle wstąpiła we mnie wściekłość. Zerwałem się z kanapy. - Wynocha! Ale już! Nie chcę cię znać! Wiesz jak się czuje?! Chciałem ci powierzyć swoje uczucia, serce na tacy, całego siebie, a ty mnie okłamałeś! Bawiło cię to, że ciebie kochałem przez cały ten czas i że teraz czuje znów to do ciebie?! - Czułem jak moje policzki robią się czerwone ze złości. Białowłosy przyglądał mi się przez chwilę, po czym ze smutnym uśmiechem powiedział.
- Przemyśl sobie wszystko. - Pocałował mnie jeszcze w czoło i zabierając swoje rzeczy wyszedł.
***
Samuel
 Patrzyłem w oczy Tony’ego. Przebijała się w nich żal i złość, ale także miłość. Widząc to miałem pewność, że nic nie jest jeszcze stracone. Chcąc dać mu więcej czasu zebrałem swoje rzeczy i tak jak sobie tego życzył wyszedłem. Zszedłem tylko kilka stopni w dół, po czym usiadłem i westchnąłem ciężko. Wiedziałem, że tak będzie, a mimo to przez cały ten czas siedziałem cicho. To był mój błąd i byłem tego świadomy. Siedziałem tak przez dobre parę minut. W końcu jednak odetchnąłem głęboko i wyszedłem z bramy. Nie rozglądając się pochłonięty rozmyślaniami wszedłem na ulice, a nagły pisk hamulców przywrócił mnie do rzeczywistość.
***
Tony
 Nie mogłem w to uwierzyć. Jak on mógł?  Czułem się jak ostatni głupek. Im dłużej o tym myślałem tym bardziej czułem się zdradzony. Po moich policzkach pociekły łzy. Wyznałem mu swoje uczucia. Właściwie, komu? Samuelowi czy może chłopcu z moich wspomnień? Zerwałem się z kanapy z zamiarem pójścia do swojego pokoju, gdy usłyszałem głośny pisk hamulców. Podbiegłem do okna. Samuel stał na środku jezdni, a zaraz przed nim stał samochód. Przestraszony pobiegłem na przedpokój, ubrałem buty i wybiegłem na zewnątrz.
- Hej nic ci nie jest? - Kierowca samochodu stał przed blondynem i próbował się z nim dogadać.
- Sam. - Wyszeptałem i czym prędzej podszedłem do niego i mocno przytuliłem. W tym momencie jakby ożył. Przytulił mnie mocno do siebie, a ja... Rozpłakałem się. - Chciałeś mnie zostawić? Co ja bym zrobił bez ciebie?
- Nic na pewno panu nie dolega? - Zapytał kierowca dość niepewnie.
- Nie wszystko jest dobrze. - Powiedział mój chłopak, żegnając się z mężczyzną i prowadząc mnie z powrotem do mojego bloku. Gdy byliśmy już w mieszkaniu znów go uściskałem.
- Przepraszam Sam. Wiem, że zachowałem się głupio. Już tak więcej nie zrobię, ale proszę nigdy więcej mnie nie strasz. - Powiedziałem i wpiłem się w jego usta. Tym razem blondyn nie próbował mnie powstrzymywać i sam zaczął mnie rozbierać. Po chwili byliśmy w mojej sypialni. Samuel położył mnie na łóżku i pocałował namiętnie. Następnie patrząc mi prosto w oczy zaczął schodzić dłońmi w dół by w kocu zdjąć mi bieliznę. Zrobiłem się czerwony. Czułem się cholernie wyeksponowany.
- Hej, co to za rumieniec? Patrz mi piękny prosto w oczy. - Wyszeptał nachylając się nad moim brzuchem, który zaczął powoli i dokładnie lizać. Zadrżałem czując zimny język na mojej już rozgrzanej skórze. Miałem ochote zacząć mruczeć z przyjemności, ale zamiast tego nadstawiałem się tylko jeszcze bardziej. Gdy jednak poczułem jego usta na swoim członku jęknąłem głośno nie mogąc się powstrzymać. Samuel słysząc to zaczął jeszcze chętniej zabawiał się moją męskością. Nie potrzebowałem dużo czasu by dojść. Już chciałem coś powiedzieć, gdy usłyszałem dźwięk klucza otwierającego drzwi.
- O cholera. Wrócili. Przecież Andrew będzie chciał cię przerobić na mielonkę. - Jęknąłem, ale Samuel jakby nic nie rozumiejąc położył się pod kołdrą robiąc mi miejsce obok siebie.
- Uspokój się i kładź. Udajemy, że śpimy. Jestem pewny, że nic nie powie, bo Charlie mu nie pozwoli, a do rana ochłonie. – Powiedział, a ja z braku lepszego pomysłu zrobiłem tak jak powiedział. Zamknąłem oczy i przytuliłem się do jego torsu. Samuel przytulił mnie do siebie i również zamknął oczy. Wystarczyła chwila a on już... Spał. Jednak po takich przeżyciach nie było to dziwne. Usłyszałem jak drzwi się otwierają i...
- Cholera. Ukatrupię tego wypłowiałego blondyna. Mojego małego braciszka?! - Zaczął się od progu bulwersować Andrew. Charlie zachichotał tylko.
- Uspokój się. Tony nie jest małym chłopcem i sobie świetnie ze wszystkim radzi. A teraz daj im spać spokojnie. Jak tak bardzo chcesz to możemy iść do pokoju, ja usiądę sobie, a ty jak zwykle sobie pokrążysz i ponarzekasz. - Powiedział i pociągnął mojego brata w stronę ich sypialni. Leżałem jeszcze chwile, po czym z delikatnym uśmiechem na ustach zasnąłem spokojnie.
~*~*~*~*~*~*~
 Rano obudził mnie delikatny pocałunek na skroni. Otworzyłem powoli oczy.
- Cześć piękny. – Samuel uśmiechał się ciepło, ale coś w jego wzroku mówiło mi że stara się powstrzymać od wybuchnięcia śmiechem.
- O, co chodzi? - Zapytałem zdezorientowany.
- Po pierwsze, twój brat od pół godziny gada tak głośno by nas obudzić, a przy okazji dać mi do zrozumienia, że mnie nie lubi. Po drugie, twoja fryzura o poranku jest genialna. - Powiedział i pocałował mnie w usta. Mimowolnie się uśmiechnąłem. Zebranie się i doprowadzenie do porządku zajęło nam dobre pół godziny. Gdy nareszcie pojawiliśmy się w kuchni widać było, że Andrew jest niezadowolony, a Charlie najwyraźniej dopiął swego i teraz triumfował. Powiedziałem spokojnie.
- Hejka imprezowicze. O, Charlie pijesz kawę. Czyżbyś wygrał kolejną potyczkę słowną z moim braciszkiem? - Zapytałem sięgając po składniki do lodówki, z których miałem zamiar zrobić kanapki. Samuel wziął się z chęcią. Przez chwilę panowała kompletna cisza, którą w końcu postanowił przerwać mój brat. Chwycił mojego chłopaka za ramie i odwrócił w swoją stronę.
- Spróbuj skrzywdzić mojego brata, a nie ręczę za siebie. Wykastruje cię, a twoje jaja wystawie za okno rozumiesz? - Samuel kiwnął głową patrząc mu hardo w oczy. Andrew najwyraźniej zadowolony usiadł za stołem i dodał. - A zrobicie nam też kanapki? - Słysząc to zachichotałem tylko i poprosiłem mojego chłopaka o wyjęcie większej ilości chleba odnotowując w pamięci fakt, że teraz mogę być naprawdę szczęśliwy.