Andrew
Byłem
bardziej, niż wkurzony. Od dnia, w którym Charlie powiedział mi,
co czuje, nie odezwał się do mnie ani słowem. Unikał mnie, jak to
tylko jest możliwe. Chłopak nie odbierał telefonów ode mnie.
Miałem już tego serdecznie dość.
- Cholera!
- krzyknąłem sfrustrowany.
- Bracie,
rusz do niego swoje cztery litery, a nie czekasz, aż on ci pozwoli
na zbliżenie do siebie - odezwał się Tony, wychodząc ze swojej
sypialni.
- Łatwo
ci powiedzieć, młody. Wiesz, ja nie mam ochoty dostać na dzień
dobry w twarz, a moja kruszyna jest dość nerwowa – powiedziałem,
mimowolnie się uśmiechając, gdy pomyślałem o Charliem.
- Och, nie
da się nie zauważyć. Właśnie dlatego go lubię - mówił
chłopak, wchodząc do kuchni. Po chwili wyszedł z niej miską pełną
popcornu.
- A ja się
zastanawiałem ostatnio, gdzie mi wszystkie żarcie znika -
powiedziałem złośliwie. Tony poczerwieniał raptownie.
-
Sugerujesz coś, wstrętny, starszy bracie? Ja wcale dużo nie jem, a
ty jesteś po prostu skąpy –fuknął i z wysoko uniesioną głową
wyszedł z salonu. Byłem zadowolony, że Tony zaczął się
zachowywać tak, jak przed poznaniem swojego byłego, a przede
wszystkim, że nie jest taki zarozumiały. Cieszyło mnie, że brat
okazał mi zaufanie i powiedział, dlaczego tu tak naprawdę jest.
Ważne było teraz, żeby znów nie trafił na jakiegoś kretyna.
Odetchnąłem głęboko i wstałem z kanapy. Z ociąganiem ruszyłem
do swojej sypialni po parę rzeczy, a potem wyszedłem z mieszkania.
Korzystając
z rady Tonego, postanowiłem iść do domu Charliego. Sam nie
wiedziałem, co chce mu powiedzieć, ale byłem pewien, że nie chcę,
by ta cisza dłużej trwała miedzy nami. Ciągle miałem w głowie
naszą randkę. To, jak ufnie przytulał się do mnie, smak jego ust.
Nie mogłem się doczekać, kiedy będę mógł go wziąć w ramiona.
I nie wypuszczać z nich nigdy.
***
Charlie
Wracałem
spokojnym krokiem z pracy. Minął prawie tydzień, od kiedy ze sobą
rozmawialiśmy. Gdy zgodziłem się na randkę z nim, wydawało mi
się, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Miałem nadzieję, że
wreszcie dojdziemy do porozumienia, a ja... będę mógł zaznać
nareszcie szczęścia przy jego boku. Niestety, nie zapowiadało się
na to. Po moim spektakularnym wykrzyknięciu mu, co myślę o tej
sytuacji, nie odważyłem się mu spojrzeć w oczy. Wiedziałem, że
mu się to nie podoba, ale ja... nie potrafiłem się przełamać.
Gdy wszedłem do domu, otoczyła mnie przytłaczająca cisza.
Z
niemrawą miną poszedłem do salonu, tam włączyłem dość głośno
muzykę. Poszedłem następnie się przebrać i juz w odrobinę
lepszym humorze poszedłem do kuchni, przygotować sobie jakiś
obiad. Gdy zacząłem gotować, po całym domu zaczęły się
roznosić przyjemne zapachy.
Szykowałem
właśnie talerz, by nałożyć sobie jedzenie, gdy usłyszałem dość
głośne zawodzenie zza okna. Wyjrzałem przez nie zdziwiony, a tam
zobaczyłem... małego, rudego kotka, z zielonymi oczkami.
Zachichotałem rozbawiony i czym prędzej, wyszedłem z mieszkania,
zabierając przy okazji kawałek mięsa.
Maluch
siedział na trawie na podwórku. Gdy tylko mnie zobaczył, a raczej
poczuł, podszedł do mnie. Przykucnąłem ostrożnie i wyciągnąłem
w jego stronę dłoń z jedzeniem.
- Cześć,
mały. Jesteś godny, co? Proszę - powiedziałem. Futrzak zaczął
jeść, niezmiernie zadowolony. Przyglądałem mu się przez chwilę,
a potem, gdy zjadł, podniosłem go ostrożnie. - Nigdy wcześniej
cię tu nie widziałem. Chodź do mnie. Wydaje mi się, że będzie
ci lepiej w ciepłym mieszkaniu, niż na dworze – mruknąłem,
głaszcząc go po łebku. Kotek mruczał zadowolony, ocierając się
przy tym o mnie.
Gdy
byłem z powrotem w domu, podgrzałem i nalałem mleko rudemu, a
sobie nałożyłem obiad. Miałem już usiąść do stołu, gdy
usłyszałem dzwonek do drzwi. Westchnąłem głęboko i
niezadowolony poszedłem otworzyć drzwi.
Ze
zdziwieniem odkryłem, że na mojej wycieraczce stoi Andrews.
Otworzyłem drzwi z ociąganiem.
- Co ty tu
robisz? - zapytałem mało grzecznie.
- Co tu
robię? Przyszedłem zakończyć wreszcie to wszystko. Nie chcę
dłużej czekać, chcę mieć ciebie tylko dla siebie - powiedział i
bez ostrzeżenia pocałował mnie w usta. Stałem przez chwilę
skamieniały, nie wiedząc, jak zareagować. Czując jednak jego
ciepły język na swoich wargach, nie umiałem się dłużej
powstrzymać.
Nie
patrząc już na nic, zarzuciłem mu ramiona na szyję i oddałem
pocałunek. Czułem się bardziej, niż wspaniale. Ciepło, jakie
biło od Andrewa, otaczało mnie, sprawiając mi ogromną
przyjemność. Po moich plecach przeszedł dreszcz przyjemności...
Nagle
do mojego otępiałego umysłu dotarło głośne miauczenie.
Oderwałem się od bruneta niechętnie i spojrzałem za siebie. Mały
futrzak stał przed drzwiami i przyglądał nam się.
- Mała
paskudo, nikt cię nie nauczył kultury? - zapytałem mało
inteligentnie. Brunet, słysząc moje słowa, zachichotał i objął
mnie ostrożnie w pasie.
- O,
Charlie, nie wiedziałem, że masz brata bliźniaka. A może to
siostra? - pokręciłem głową z niedowierzaniem i powiedziałem:
- Nie
wiem, czy to siostra, czy to brat. Znalazłem tego malucha chwilę
przed twoim przyjściem. - odwróciłem się w jego stronę.
Spojrzałem na niego niepewnie i zapytałem: - Chcesz... zostać na
obiedzie? Dopiero co skończyłem gotować. - Andrew pocałował mnie
w policzek.
- Z miłą
chęcią. - uśmiechnąłem się zadowolony, że chłopak się
zgodził. Gdy zamknąłem za nami drzwi, czym prędzej nałożyłem
na drugi talerz jedzenie i postawiłem przed nim.
Przy
stole zapanowała krępująca cisza. Nie wiedziałem, co mógłbym
powiedzieć. Brunet nie wydawał się jednak przejmować ciszą,
panującą miedzy nami.
Przełknąłem
głośno i odważyłem się nareszcie odezwać.
- Andrew,
i... co teraz? Chodzi mi o nas. Znaczy... - poczerwieniałem
gwałtownie. Nie wiedziałem, jak mam to ująć. Nigdy nie byłem w
takiej sytuacji. Zawsze myślałem tylko o Andrewie więc nie
umawiałem się z nikim.
Chłopak
uśmiechnął się i odpowiedział:
- No co,
to proste, teraz nie ma już ja i ty, tylko my. Ja… - brunet się
podniósł z miejsca i podszedł do mnie. - ...ja cię naprawdę
kocham. I… chcę być tylko z tobą. Oczywiście, jeśli chcesz.
Wiem, że okropnie cię zraniłem, ale ja naprawdę żałuję tego
i... nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. – poczułem, jak pod
powiekami zbierają mi się łzy.
Uśmiechnąłem
się do niego i przytuliłem.
-
Oczywiście, że chcę. Nawet nie wiesz, ile razy marzyłem o tej
chwili. – powiedziałem szczerze. Poczułem ciepły pocałunek na
skroni. W tym momencie nie pamiętałem tego, co złe, tylko to, co
było dobre oraz myślałem, co nas jeszcze czeka.
***
Andrew
Czułem, jak przepełnia mnie ogromna radość. Nareszcie trzymałem Charliego blisko siebie. Czułem jego przyjemny zapach, ciepło bijące od niego. Wydawało mi się, że lecę na chmurce. Przytuliłem go mocniej do siebie i zapytałem:
- Może
jutro wyjdziemy gdzieś razem? Mamy razem wolne, więc... - chłopak
pokręcił głową, uśmiechając się przepraszająco.
- Nie mogę, obiecałem Alice, że jutro do niej wpadnę. Ale wiesz co... może pójdziesz ze mną? - słysząc to, skrzywiłem się mimowolnie. Blondynka, mimo że chciała szczęścia brata, to nadal była na mnie zła i patrzyła nieufnie. Widząc jednak jego błagalne spojrzenie, wymiękłem.
- Nie mogę, obiecałem Alice, że jutro do niej wpadnę. Ale wiesz co... może pójdziesz ze mną? - słysząc to, skrzywiłem się mimowolnie. Blondynka, mimo że chciała szczęścia brata, to nadal była na mnie zła i patrzyła nieufnie. Widząc jednak jego błagalne spojrzenie, wymiękłem.
- Jeśli
chcesz, to pewnie. W końcu zobaczę tę twoją ukochaną
siostrzenicę. - Charlie rozpromienił się.
-
Świetnie, to jutro przyjdziesz do mnie około jedenastej i
pojedziemy. - przeczesałem delikatnie jego włosy, zadowolony, że
sprawiłem mu radość.
Do
domu wróciłem dość późno, ale za to bardziej, niż szczęśliwy.
Tony już spał, więc najciszej, jak umiałem, wziąłem szybki
prysznic. Napisałem jeszcze kartkę, by chłopak mnie obudził w
razie, gdybym nie wstał do dziesiątej i położyłem się spać.
Nareszcie, spokojny.
~*~
- Hej,
Andrew, ty nie miałeś wstać o dziesiątej? - otworzyłem leniwie
oczy i spojrzałem na zegarek.
- O
cholera! Tak, miałem wstać o dziesiątej. Czemu mnie nie obudziłeś?
- zapytałem z wyrzutem.
- Bo sam
dopiero co wstałem, marudo. A co, dogadaliście się jakoś z
Charliem? – kręcił się po kuchni. Uśmiechnąłem się szeroko
idąc do łazienki.
- Tak, od
wczoraj jesteśmy oficjalnie razem - powiedziałem zadowolony.
- Co?!
Dlaczego ja o tym nic nie wiedziałem wcześniej?!
- Bo
szpałeś - powiedziałem z ustami pełnymi pasty.
- Nie
gadaj tam, tylko się ruszaj, bo twój chłopak będzie musiał na
ciebie czekać. Zrobię ci kanapki –uśmiechnąłem się w duchu.
Jak to cudownie brzmi.
Gdy
godzinę później zapukałem do drzwi Charliego, uśmiechałem się
szeroko, niezmiernie szczęśliwy. Po chwili, gdy chłopak wpuścił
mnie do środka, nie mogłem od niego oderwać wzroku. Pocałowałem
go delikatnie w usta.
- Cześć,
kruszyno – powiedziałem, przytulając go do siebie.
- Cze...
- Miauu -
Charlie nie zdążył się odezwać. Na przedpokój przypałętał
się rudy futrzak, zawodząc głośno.
- Oj,
przepraszam Mefi. Już ci daję jeść - zachichotałem.
- Nazwałeś
kota Mefistofeles? - chłopak uśmiechnął się szeroko.
- No tak.
Chodź, musisz chwilę poczekać, zanim się zbiorę – powiedział,
całując mnie w policzek. W kuchni dał rudemu jeść i poszedł do
łazienki, a ja zadowolony wziąłem się za picie herbaty.
Gdy
nareszcie, po paru-nastu minutach, pojawił się w kuchni, zebraliśmy
się i pojechaliśmy prosto do domu Alice. Dziewczyna była
zaskoczona, widząc nas razem, ale nie skomentowała tego. Rzucała
mi jednak co chwilę ostrzegawcze spojrzenia. Gdy usiedliśmy w
salonie, Charlie od razu porwał małą Katy w ramiona, uśmiechając
się przy tym radośnie.
- Cześć,
śliczna, dawno się wujek z tobą nie widział - powiedział miękko.
- No,
dawno. Biedna zaczynała już zapominać, jak wyglądasz -
powiedziała złośliwie. - A tak w ogóle, to co on tu robi? –
zapytała, wskazując na mnie. Chłopak zaczerwienił się lekko.
- Eee...
stwierdziłem, że skoro już się z tobą na dzisiaj umówiłem, a z
Andrewem chcieliśmy... no, spędzić trochę czasu, to może
przyjechać ze mną - wyjąkał i spuścił głowę. Blondynka przez
chwilę patrzyła to na mnie, to na niego i w końcu powiedziała:
- No,
nareszcie! Byłam ciekawa, ile jeszcze będę musiała czekać, zanim
to usłyszę - powiedziała i jak gdyby nigdy nic, poszła do
kuchni. Spojrzałem na Charliego skołowany. Ten, tylko wzruszył
ramionami i z rozanieloną miną, znów odwrócił się w stronę
niemowlęcia.
Westchnąłem
ciężko, co spotkało się z chichotem ze strony Toma.
- Nie
przejmuj się. Mnie Alice nie raz też tak zbywa. Tacy już są.
Trzeba przywyknąć. - pokiwałem głową.
- Uwierz
mi, po tylu latach spędzonych z Charliem, jestem tego świadom -
powiedziałem z lekkim uśmiechem. Rudowłosy podniósł na mnie
wzrok.
- Co mnie
obgadujesz?
-Nic, tak
sobie tylko rozmawiamy. A ty, lepiej nie ściskaj i nie przytulaj tak
tej małej. Pamiętaj, że to nie pluszak. – Charlie, słysząc to,
nadymał policzki i spojrzał na mnie oburzony.
-No wiesz.
Jestem tego świadomy. A poza... – zamilkł, gdy zobaczył siostrę.
-A ty, co
masz taką minę? - zapytała Alice, stawiając na stole ciasto i
kubki z kawą.
- Nic. -
powiedział już mniej naburmuszony, siadając przy stole. Nie
wypuszczał jednak małej nawet na chwilę z rąk. Patrząc tak teraz
na niego, przyszło mi na myśl, że może za jakiś czas, my
będziemy mieć taką małą kruszynkę i że będziemy bardzo
szczęśliwi.
***
Charlie
Wyszliśmy
od Alice dość późnym popołudniem. Andrew wyglądał na dość
zamyślonego. Stanąłem na palcach i cmoknąłem go w policzek.
Brunet spojrzał na mnie zdziwiony.
- A ty, co
taki zamyślony? - zapytałem.
- A nic -
powiedział. - Idziemy jeszcze do ciebie, a może do mnie? - zapytał
z lekkim uśmiechem.
- Do mnie
lepiej. Musze nakarmić Mefistofelesa - powiedziałem. Andrew
zachichotał i objął mnie ramieniem. Przytuliłem się do niego,
naprawdę szczęśliwy. To był nasz pierwszy dzień spędzony razem,
jako para. Byłem naprawdę szczęśliwy, a w moim sercu zagościła
nadzieja, że nie jest on ostatni.
Yaaaay <3 W końcu <3 Według mnie, Charlie powinien najpierw uderzyć do w mordę, a potem pocałować, ale dobra, nie bądźmy wybredni, przecież każdemu się nie wpasujesz :D Tak btw, to bardzo mi się podoba ten kotek, ze względu na wyczucie czasu. Ciekawe, czy gdy będą mieli zamiar się ze sobą przespać to też zacznie miałczeć i starania Andrewa pójdą się pieprzyć XD
OdpowiedzUsuńWeny,
Alice
Beda mieli kruszyne? Czy to oznacza, ze Charlie moze zachodzic w ciaze? Blagam nie, prosze. Tylko nie to ;((((
OdpowiedzUsuńTo opowaidanie jest za fajne zeby je tak spieprzyc..
Damiann
Czyli pewnie mi nie wybaczysz, że ,,spieprzyłam" tak opowiadanie?? ;) Przepraszam ale jestem ogromną fanką opowiadań mpreg i zwykle będzie się ten wątek się pojawiać czy przy parach głównych czy pobocznych *.* więc trzeba przymknąć na to oko. Mogę jednak ci obiecać że w następnym opowiadaniu mimo sugestii co do ciąży bohatera, nie opisze tego :D
UsuńPozdrawiam
kolejna niezła autorka, która spieprzy kolejne dobre opowiadanie kretyńską ciążą. serio, odechciewa się czytać.
Usuńa szkoda.
wyjaśni mi ktoś ten kretyński fenomen męskiej ciąży, bo chyba jestem na to za stara albo po prostu wolę normalne opowiadania?
~Sachan
Ej no ludzie, to jej opowiadanie. Skoro nie chcecie go czytać, to przynajmniej oszczędźcie niemiłych komentarzy. Sama nie jestem zwolenniczką męskich ciąży (nie szukam takich opowiadań na siłę), ale przeczytam, jeśli opowiadanie będzie naprawdę dobre c:
UsuńChciałam zauważyć, że już przy Kronikach Watahy Południowej pisałam że lubię opowiadania mpreg i będzie się to często pojawiać w moich opowiadaniach.
UsuńCzyżby? będzie nowy dzidziuś ?
OdpowiedzUsuńAle fajnie lubię jak bohaterzy mogą zachodzić w ciąży :)
OdpowiedzUsuńTo tak samo jak ja >.< ♥
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńzaczyna się powoli układać między chłopakami, oby Andrew teraz nic nie spieprzył, a ten kot uroczy...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia