Charlie
Wiedziałem,
że to, co widzę musi być snem. Moje życie nigdy nie będzie
przecież mogło stać się takie cudowne.
Andrew
siedział razem ze mną w kuchni w jego mieszkaniu. Przygotowywałem
nam obiad, a on karmił niemowlę. Choć miało mnóstwo cech jego
urody, to jednak włosy miało niezaprzeczalnie... po mnie. Rude
lekko zakręcone na czubku. Mały nosek był obsypany jaśniutkimi
ledwo dostrzegalnymi piegami. Scena ta wyglądała niczym wyciągnięta
z mojego serca.
-Charlie,
skarbie może to już zostawisz? Ja skończę gotować. Ty idź się
połóż i odpocznij. Jesteście z małą w domu dopiero od tygodnia,
a ty już się przemęczasz. - powiedział karcącym głosem.
Następnie podał mi dziecko i wygonił z kuchni. Jego wzrok był
pełen uczucia. Ten widok sprawił mi ogromną radość. Lecz
świadomość, że to tylko sen przygniatała mnie dość boleśnie.
Miałem niejasne wrażenie, że coś się nie zgadza. Nie mogłem
zrozumieć, dlaczego ja śnię, skoro powinienem być... martwy? I w
tym momencie coraz więcej rzeczy zaczęło przedostawać się do
mojej świadomości.
Szum
wiatru, czyjś spokojny oddech, hałas dobiegający gdzieś jakby z
zewnątrz, sterylny zapach, taki jak w szpitalach, szorstkość
pościeli oraz ból w nadgarstkach. Uchyliłem lekko oczy i syknąłem,
gdy słońce poraziło moje spojówki.
***
Andrew
-
Charlie? - odezwałem się cicho, czując, jak ogromna radość
wkrada się do mojego serca. - O Boże. Tak bardzo się cieszę, że
nareszcie się obudziłeś. – powiedziałem zrywając się z
krzesła które zajmowałem już od godziny. Padłem na kolana przy
jego łóżku. - Ja tak bardzo się martwiłem. Proszę... powiedz
coś... Charlie. – chłopak, słysząc mnie, odwrócił głowę w
stronę okna.
-
Co ty tu robisz...? -zapytał i zakaszlał. Sięgnąłem po szklankę
z woda i podałem mu. - Dlaczego jestem w szpitalu? Przecież... –
wiedziałem, co chciał powiedzieć. Zrobiłem się nerwowy.
-
Co przecież? Nie powinno cię tu być? Charlie, dlaczego to
zrobiłeś? Wiesz, jak ja się martwiłem? A Alice i twoi rodzice? -
gdy wspomniałem o jego rodzinie, drgnął lekko i zapytał.
-
Kiedy oni przyjdą?
-
Powinni być za jakieś dwie godziny. Do tego czasu zostanę z tobą.
Wiesz, jak ja się bałem, że ty…?- spojrzał na mnie. - Proszę
cię, już nigdy więcej mnie tak nie strasz, co ja bym bez ciebie
zrobił, kruszyno?- zapytałem, przytulając twarz do jego dłoni,
była taka drobna i ciepła... – Charlie, ja… kocham cię. –
widziałem, jaki w jego oczach odbił się szok i żal. Po policzkach
spłynęła mu pierwsza łza.
-Dlaczego
teraz mi to mówisz? Jaki to ma sens? Nie wiem, czemu to robisz, ale…
nie lituj się i lepiej idź do Oscara. Ja… poradzę sobie przez te
dwie godziny. Prześpię się trochę. Nie musisz już tu być. –
powiedział, na co ja podniosłem się gwałtownie.
-
To nie żadne litowanie. Ja naprawdę cię kocham. Tyle że wcześniej
bałem się odrzucenia. Próbowałem sobie ułożyć życie z
Oscarem, a to był błąd. Powinienem nie bać się i powiedzieć ci,
co czuje. Ale, Charlie, nic nie jest stracone. Ja nie jestem z
Oscarem, wtedy, kiedy otworzył ci drzwi, okłamał cię. Fakt,
zaprosiłem go do siebie, ale nie wróciliśmy do siebie. Nie mógłbym
z nim być, wiedząc, że to zniszczy naszą przyjaźń. Charlie, gdy
wyjdziesz, będziemy mogli wszystko zacząć od nowa. I zobaczysz,
że… - chłopak wyrwał swoją dłoń z mojego uścisku.
-
Andrew, ja cię kocham, ale to nie ma sensu. Będziemy się tylko
nawzajem krzywdzić. Ja nie chcę, żeby tak było. Wystarczająco
ostatnio doznałem krzywdy. Może będzie lepiej, jak spróbujesz
jednak ułożyć sobie dalsze życie z... z Oscarem albo… nie wiem.
Ale nie ze mną, a teraz, proszę, wyjdź. Jestem naprawdę zmęczony.
- powiedział zduszonym głosem. Następnie odwrócił się do mnie
tyłem. Westchnąłem i podniosłem się z klęczek. Patrzyłem
chwilę na jego skuloną postać, by w następnej chwili pochylić
się i pocałować go w czoło.
-Byłem
głupi i zmarnowałem mnóstwo czasu. Nigdy sobie tego nie wybaczę.
Ale nie popełnię drugi raz tego błędu, kruszyno. Zobaczysz, że
od teraz będziesz się tylko śmiał. Będziemy jeszcze razem, tak
jak to powinno być juz od dawna. Postaram się o to. - powiedziałem
i nie chcąc go denerwować, wyszedłem. Po drodze podszedłem do
lekarza, który się zajmował Charlie, by wspomnieć, że chłopak
się obudził. Następnie, z postanowieniem naprawy błędu,
wyszedłem ze szpitala.
***
Charlie
Słyszałem,
jak drzwi za chłopakiem się zamykają. Słysząc to, pozwoliłem
sobie, aby szloch nareszcie wyrwał się z mojej piersi. Nie chciałem
tego pokazywać przy Andrewie, ale teraz… mogłem. Po moich
policzkach zaczęło spływać coraz więcej łez. Po tylu mękach,
bólu okazało się, że on mnie przez ten cały czas kochał. Nie
mogłem w to uwierzyć. Gdybym wiedział o tym wcześniej, może to
nie Oscar by poznał jako pierwszy ciepło ramion bruneta, tylko ja.
Czułem zarazem radość, złość, a także ból. Cieszyłem się
jak głupi, że jednak Andrew mnie kocha, równocześnie czułem
złość i żal, że nie odważył mi się o tym powiedzieć.
Przecież wiedział, że mi na nim zależy, a jednak nawet nie
spróbował. Z drugiej strony ja również nie powiedziałem ani
słowa o tym że chciał bym móc być bliżej niż zwykli
przyjaciele.
-
Obudził się pan? - w progu stał lekarz. Uśmiechał się do mnie
lekko obserwując jednak uważnie moją twarz.
-
Tak. - powiedziałem cicho. Mężczyzna zrobił mi kilka testów i
podał jakieś lekki.
-
To są lekki uspokajające. Po to, by mógł pan wypocząć. -
powiedział i wyszedł. Patrzyłem jeszcze chwilę w przestrzeń, aż
w końcu zmorzył mnie sen.
Gdy
po raz kolejny otworzyłem oczy, nie byłem już sam w pokoju. Na
krześle siedziała mama, obok której stał mój tata. Alice
chodziła po pokoju z małą Katy na rękach, zerkając na mnie co
chwilę. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, uśmiechnąłem się
do niej. Ona podeszła do łóżka i pierwsze, co zrobiła, to...
uderzyła mnie w głowę.
-
Ałć. To bolało. - powiedziałem z delikatnym uśmiechem.
-
Bolało? Ty paskudo, co ty sobie myślałeś? - zapytała
zdenerwowana. Mama, pokręciła tylko głową nie komentujac
zachowania Alice, podeszła do mnie i uściskała mnie. Czułem
ciepłe łzy na swojej koszulce. Tata patrzył na mnie z uśmiechem.
-
Przepraszam, że was zmartwiłem. - powiedziałem. - Mam nadzieję,
że mi wybaczycie.
-
Oczywiście, skarbie, ale, Charlie, proszę... nigdy więcej.-
powiedziała mama. Alice, już spokojniejsza, również mnie
uściskała i podała chrześnicę. Spojrzałem na nią zdziwiony.
-
No co, ona też się martwiła. - patrząc na nich, zrozumiałem, że
moje zachowanie było bardzo samolubne. Zdecydowałem się odejść,
by nie męczyć Andrewa swoją obecnością, nie myśląc o
konsekwencjach.
Odwiedziny
minęły szybko i dość spokojnie. Gdy nareszcie zostawili mnie
samego, zwinąłem się w kłębek i odpłynąłem w świat snów i
marzeń.
***
Andrew
Gdy
wróciłem do domu, czułem się wypompowany. Całą wczorajszą noc
nie przespałem, myśląc ciągle o Charliem. Nie mogłem wymazać ze
swojego umysłu widoku, jaki zastałem w domu chłopaka. W jego
sypialni było tak dużo krwi... Mój umysł spowijał ten okropny
obraz, niczym czarne macki. Od rana siedziałem w szpitalu, by nie
przegapić momentu, w którym rudowłosy się obudzi. Sam nie wiem,
czego się spodziewałem, ale na pewno nie widoku takiej pustki w
jego oczach. Ten żal, jaki był widoczny oraz smutek, rozrywał moje
serce na kawałki.
Siedząc
na kanapie, mimo zmęczenia, miałem świadomość, że jeszcze długo
nie będę mógł zasnąć. Po przemyśleniu wszystkiego,
postanowiłem iść do domu Charliego i posprzątać tam. Nie
chciałem, żeby chłopak zastał tak okropny widok po wypisaniu ze
szpitala.
Droga
do jego domu nie zajęła mi stosunkowo dużo czasu. Gdy otworzyłem
drzwi, poczułem okropny smród. Duchota, zapach wilgoci,
odświeżacza powietrza mieszały się tworząc nie przyjemną
mieszankę. Wszedłem do środka. Panował ogromny zaduch. Pierwsze,
co postanowiłem zrobić, to otworzyć okna. Gdy w mieszkaniu
zaczęło, czuć już przyjemny zapach świeżego powietrza,
postanowiłem się wziąć za sprzątanie sypialni. Gdy tylko
przekroczyłem jej próg, wspomnienia uderzyły ze zdwojoną siłą.
Łóżko nadal było przekopane. Widząc dużą, zaschniętą plamę
krwi, dotarło do mnie, jaki zrobiłem błąd, nie przychodząc tu
wcześniej. Dotarło do mnie również jak tak naprawdę mogło się
to wszystko skończyć gdybym nie przyszedł wtedy do Charliego.
Stracił bym go na zawsze.
Odetchnąłem
głęboko i wziąłem się za pościel. Brudne poszewki zdjąłem i
rzuciłem na podłogę. Następnie pościel wyniosłem do salonu. W
łazience przygotowałem miskę z wodą i proszkiem do prania. Przez
następną godzinę doprowadzałem materac łóżka do porządku,
następnie dokładnie to samo zrobiłem z pościelą, którą mokrą
rozłożyłem na suszarkach. Później ogarnąłem kuchnię oraz
łazienkę, która była przesiąknięta wilgocią. Na końcu umyłem
podłogi i pozamykałem okna.
Gdy
wróciłem do domu, o wiele spokojniejszy, wziąłem prysznic i
przebrałem się do spania, by po chwili oddać się objęcia
morfeusza.
Rano
obudził mnie natarczywy dźwięk telefonu. Podniosłem się
niechętnie.
,,-
Halo?" - odezwałem się, nie do końca jeszcze kontaktując.
,,-
Andrew, będziesz jechał do Charliego? Ja dzisiaj dam radę dopiero
pod wieczór, a ktoś musi mu zawieść kilka rzeczy z jego
mieszkania." - powiedziała Alice.
,,-
Spokojnie, zaraz idę skończyć sprzątać u niego, to wezmę przy
okazji tych parę rzeczy." - odpowiedziałem spokojnie.
,,-
Sprzątać? Ty tam już byłeś?" - zapytała zdziwiona.
,,-
Tak, byłem wczoraj, bo było co robić. No dobra, to co mam mu
wziąć?"
Po
skończonej rozmowie, postanowiłem się wziąć i zacząć ogarniać.
Wypiłem ogromny kubek kawy i byłem jako taki gotowy do
funkcjonowania. Ubrałem się szybko i wyszedłem z domu.
W
mieszkaniu Charliego otworzyłem po raz kolejny okna oraz pościeliłem
teraz już czystą pościel. Zabrałem te parę rzeczy, o które
prosiła mnie Alice i pojechałem do szpitala.
Gdy
wszedłem do szpitala, Charlie już nie spał. Siedział oparty o
poduszki, patrząc w okno. Wyglądał niczym anioł, gdy na jego
twarz padały promienie słońca. Mój
rudowłosy anioł.
Zachwycony podszedłem do niego i pocałowałem go w czoło.
-
Cieszę się, że nadal jesteś ze mną. - powiedziałem cicho coś,
co mogłem mówić tylko jemu. Tylko mojemu Charliemu.- Nie
wiem...nie umiem sobie wyobrazić jak bym miał przeżyć resztę dni
bez ciebie. Nigdy nie próbuj drugi raz czegoś takiego. Potrzebuje
cię jak powietrza. Pamiętaj o tym.
Kawaiii<3
OdpowiedzUsuńTutaj http://ai-shitteru-yaoi.blogspot.com/?m=1 jest link do mojego bloga.
UsuńŚwietne opowiadanie, kiedy będzie następny rozdział? ;)
Usuń,,Moje życie nigdy nie będzie przecież mogło stać się takie cudowne." - ,,Moje życie nigdy nie bedzie wyglądało tak cudownie."
OdpowiedzUsuńFajnie, ze chlopcy zaczynaja cos ku sobie, ale ta reakcja Charliego... Myslalem, ze bedzie bardziej emocjonujaco, a tu bam i po sprawie.
Za duzo jest w rozdziale Charliego. Nie chodzi mi p postac tylko o ciagle powarzanie jego imienia. Zamiast tego mozna uzyc zwrotu ,,chłopak" nawet ,,piegusek", choc to dziwnie by zabrzmialo :D
Pozdrawiam
Damiann
"Nie wiem...nie umiem sobie wyobrazić jak bym miał przeżyć resztę dni bez ciebie. Nigdy nie próbuj drugi raz czegoś takiego. Potrzebuje cię jak powietrza. " kocham ten fragment ! Jest cudowny . Podobal mi sie tez sen na początku . Ale tez wlasnie przez ten sen. Nasówa mi sie kolejne pytanie . Czy w tym opowiadaniu sa meskie ciąże ? ( mam nadzieje ze tak ) . Zyczę weny ;D .
OdpowiedzUsuń/Hans
OMFGOMFG AWWWWWW <3 To było takie słodkie *u* Chcę więcej ;-; Czuję taki niedosyt, że poczytałabym sobie gwałta jakiegoś XD Na razie nie mam co liczyć tutaj na gwałt, albo chociażby seks, ale to jest właśnie najlepsze XDDDD
OdpowiedzUsuńWeny,
Alice
Sweet :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Charli szybko wybaczy ukochanemu.
Szkoda, że taki krótki rozdział.
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
P.S. Czy w tym opowiadaniu mężczyźni mogą zajść w ciążę?
Czemu nie ma jeszcze rozdziału ??????
OdpowiedzUsuńTydzień temu wrzuciłaś o 14 T^T
Witam,
OdpowiedzUsuńbardzo wzruszający rozdział Andrew wyznał swoje uczucia względem Charliego, Alice chorego się się bije... ;]
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia