czwartek, 2 października 2014

Rozdział 4

Bardzo dziękuję wszystkim za komentarze 

Charlie
Wiedziałem, że to, co widzę musi być snem. Moje życie nigdy nie będzie przecież mogło stać się takie cudowne.
Andrew siedział razem ze mną w kuchni w jego mieszkaniu. Przygotowywałem nam obiad, a on karmił niemowlę. Choć miało mnóstwo cech jego urody, to jednak włosy miało niezaprzeczalnie... po mnie. Rude lekko zakręcone na czubku. Mały nosek był obsypany jaśniutkimi ledwo dostrzegalnymi piegami. Scena ta wyglądała niczym wyciągnięta z mojego serca.
-Charlie, skarbie może to już zostawisz? Ja skończę gotować. Ty idź się połóż i odpocznij. Jesteście z małą w domu dopiero od tygodnia, a ty już się przemęczasz. - powiedział karcącym głosem. Następnie podał mi dziecko i wygonił z kuchni. Jego wzrok był pełen uczucia. Ten widok sprawił mi ogromną radość. Lecz świadomość, że to tylko sen przygniatała mnie dość boleśnie. Miałem niejasne wrażenie, że coś się nie zgadza. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego ja śnię, skoro powinienem być... martwy? I w tym momencie coraz więcej rzeczy zaczęło przedostawać się do mojej świadomości.
Szum wiatru, czyjś spokojny oddech, hałas dobiegający gdzieś jakby z zewnątrz, sterylny zapach, taki jak w szpitalach, szorstkość pościeli oraz ból w nadgarstkach. Uchyliłem lekko oczy i syknąłem, gdy słońce poraziło moje spojówki.
***
Andrew
- Charlie? - odezwałem się cicho, czując, jak ogromna radość wkrada się do mojego serca. - O Boże. Tak bardzo się cieszę, że nareszcie się obudziłeś. – powiedziałem zrywając się z krzesła które zajmowałem już od godziny. Padłem na kolana przy jego łóżku. - Ja tak bardzo się martwiłem. Proszę... powiedz coś... Charlie. – chłopak, słysząc mnie, odwrócił głowę w stronę okna.
- Co ty tu robisz...? -zapytał i zakaszlał. Sięgnąłem po szklankę z woda i podałem mu. - Dlaczego jestem w szpitalu? Przecież... – wiedziałem, co chciał powiedzieć. Zrobiłem się nerwowy.
- Co przecież? Nie powinno cię tu być? Charlie, dlaczego to zrobiłeś? Wiesz, jak ja się martwiłem? A Alice i twoi rodzice? - gdy wspomniałem o jego rodzinie, drgnął lekko i zapytał.
- Kiedy oni przyjdą?
- Powinni być za jakieś dwie godziny. Do tego czasu zostanę z tobą. Wiesz, jak ja się bałem, że ty…?- spojrzał na mnie. - Proszę cię, już nigdy więcej mnie tak nie strasz, co ja bym bez ciebie zrobił, kruszyno?- zapytałem, przytulając twarz do jego dłoni, była taka drobna i ciepła... – Charlie, ja… kocham cię. – widziałem, jaki w jego oczach odbił się szok i żal. Po policzkach spłynęła mu pierwsza łza.
-Dlaczego teraz mi to mówisz? Jaki to ma sens? Nie wiem, czemu to robisz, ale… nie lituj się i lepiej idź do Oscara. Ja… poradzę sobie przez te dwie godziny. Prześpię się trochę. Nie musisz już tu być. – powiedział, na co ja podniosłem się gwałtownie.
- To nie żadne litowanie. Ja naprawdę cię kocham. Tyle że wcześniej bałem się odrzucenia. Próbowałem sobie ułożyć życie z Oscarem, a to był błąd. Powinienem nie bać się i powiedzieć ci, co czuje. Ale, Charlie, nic nie jest stracone. Ja nie jestem z Oscarem, wtedy, kiedy otworzył ci drzwi, okłamał cię. Fakt, zaprosiłem go do siebie, ale nie wróciliśmy do siebie. Nie mógłbym z nim być, wiedząc, że to zniszczy naszą przyjaźń. Charlie, gdy wyjdziesz, będziemy mogli wszystko zacząć od nowa. I zobaczysz, że… - chłopak wyrwał swoją dłoń z mojego uścisku.
- Andrew, ja cię kocham, ale to nie ma sensu. Będziemy się tylko nawzajem krzywdzić. Ja nie chcę, żeby tak było. Wystarczająco ostatnio doznałem krzywdy. Może będzie lepiej, jak spróbujesz jednak ułożyć sobie dalsze życie z... z Oscarem albo… nie wiem. Ale nie ze mną, a teraz, proszę, wyjdź. Jestem naprawdę zmęczony. - powiedział zduszonym głosem. Następnie odwrócił się do mnie tyłem. Westchnąłem i podniosłem się z klęczek. Patrzyłem chwilę na jego skuloną postać, by w następnej chwili pochylić się i pocałować go w czoło.
-Byłem głupi i zmarnowałem mnóstwo czasu. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Ale nie popełnię drugi raz tego błędu, kruszyno. Zobaczysz, że od teraz będziesz się tylko śmiał. Będziemy jeszcze razem, tak jak to powinno być juz od dawna. Postaram się o to. - powiedziałem i nie chcąc go denerwować, wyszedłem. Po drodze podszedłem do lekarza, który się zajmował Charlie, by wspomnieć, że chłopak się obudził. Następnie, z postanowieniem naprawy błędu, wyszedłem ze szpitala.
***
Charlie
Słyszałem, jak drzwi za chłopakiem się zamykają. Słysząc to, pozwoliłem sobie, aby szloch nareszcie wyrwał się z mojej piersi. Nie chciałem tego pokazywać przy Andrewie, ale teraz… mogłem. Po moich policzkach zaczęło spływać coraz więcej łez. Po tylu mękach, bólu okazało się, że on mnie przez ten cały czas kochał. Nie mogłem w to uwierzyć. Gdybym wiedział o tym wcześniej, może to nie Oscar by poznał jako pierwszy ciepło ramion bruneta, tylko ja. Czułem zarazem radość, złość, a także ból. Cieszyłem się jak głupi, że jednak Andrew mnie kocha, równocześnie czułem złość i żal, że nie odważył mi się o tym powiedzieć. Przecież wiedział, że mi na nim zależy, a jednak nawet nie spróbował. Z drugiej strony ja również nie powiedziałem ani słowa o tym że chciał bym móc być bliżej niż zwykli przyjaciele.
- Obudził się pan? - w progu stał lekarz. Uśmiechał się do mnie lekko obserwując jednak uważnie moją twarz.
- Tak. - powiedziałem cicho. Mężczyzna zrobił mi kilka testów i podał jakieś lekki.
- To są lekki uspokajające. Po to, by mógł pan wypocząć. - powiedział i wyszedł. Patrzyłem jeszcze chwilę w przestrzeń, aż w końcu zmorzył mnie sen.
Gdy po raz kolejny otworzyłem oczy, nie byłem już sam w pokoju. Na krześle siedziała mama, obok której stał mój tata. Alice chodziła po pokoju z małą Katy na rękach, zerkając na mnie co chwilę. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, uśmiechnąłem się do niej. Ona podeszła do łóżka i pierwsze, co zrobiła, to... uderzyła mnie w głowę.
- Ałć. To bolało. - powiedziałem z delikatnym uśmiechem.
- Bolało? Ty paskudo, co ty sobie myślałeś? - zapytała zdenerwowana. Mama, pokręciła tylko głową nie komentujac zachowania Alice, podeszła do mnie i uściskała mnie. Czułem ciepłe łzy na swojej koszulce. Tata patrzył na mnie z uśmiechem.
- Przepraszam, że was zmartwiłem. - powiedziałem. - Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
- Oczywiście, skarbie, ale, Charlie, proszę... nigdy więcej.- powiedziała mama. Alice, już spokojniejsza, również mnie uściskała i podała chrześnicę. Spojrzałem na nią zdziwiony.
- No co, ona też się martwiła. - patrząc na nich, zrozumiałem, że moje zachowanie było bardzo samolubne. Zdecydowałem się odejść, by nie męczyć Andrewa swoją obecnością, nie myśląc o konsekwencjach.
Odwiedziny minęły szybko i dość spokojnie. Gdy nareszcie zostawili mnie samego, zwinąłem się w kłębek i odpłynąłem w świat snów i marzeń.
***
Andrew
Gdy wróciłem do domu, czułem się wypompowany. Całą wczorajszą noc nie przespałem, myśląc ciągle o Charliem. Nie mogłem wymazać ze swojego umysłu widoku, jaki zastałem w domu chłopaka. W jego sypialni było tak dużo krwi... Mój umysł spowijał ten okropny obraz, niczym czarne macki. Od rana siedziałem w szpitalu, by nie przegapić momentu, w którym rudowłosy się obudzi. Sam nie wiem, czego się spodziewałem, ale na pewno nie widoku takiej pustki w jego oczach. Ten żal, jaki był widoczny oraz smutek, rozrywał moje serce na kawałki.
Siedząc na kanapie, mimo zmęczenia, miałem świadomość, że jeszcze długo nie będę mógł zasnąć. Po przemyśleniu wszystkiego, postanowiłem iść do domu Charliego i posprzątać tam. Nie chciałem, żeby chłopak zastał tak okropny widok po wypisaniu ze szpitala.
Droga do jego domu nie zajęła mi stosunkowo dużo czasu. Gdy otworzyłem drzwi, poczułem okropny smród. Duchota, zapach wilgoci, odświeżacza powietrza mieszały się tworząc nie przyjemną mieszankę. Wszedłem do środka. Panował ogromny zaduch. Pierwsze, co postanowiłem zrobić, to otworzyć okna. Gdy w mieszkaniu zaczęło, czuć już przyjemny zapach świeżego powietrza, postanowiłem się wziąć za sprzątanie sypialni. Gdy tylko przekroczyłem jej próg, wspomnienia uderzyły ze zdwojoną siłą. Łóżko nadal było przekopane. Widząc dużą, zaschniętą plamę krwi, dotarło do mnie, jaki zrobiłem błąd, nie przychodząc tu wcześniej. Dotarło do mnie również jak tak naprawdę mogło się to wszystko skończyć gdybym nie przyszedł wtedy do Charliego. Stracił bym go na zawsze.
Odetchnąłem głęboko i wziąłem się za pościel. Brudne poszewki zdjąłem i rzuciłem na podłogę. Następnie pościel wyniosłem do salonu. W łazience przygotowałem miskę z wodą i proszkiem do prania. Przez następną godzinę doprowadzałem materac łóżka do porządku, następnie dokładnie to samo zrobiłem z pościelą, którą mokrą rozłożyłem na suszarkach. Później ogarnąłem kuchnię oraz łazienkę, która była przesiąknięta wilgocią. Na końcu umyłem podłogi i pozamykałem okna.
Gdy wróciłem do domu, o wiele spokojniejszy, wziąłem prysznic i przebrałem się do spania, by po chwili oddać się objęcia morfeusza.
Rano obudził mnie natarczywy dźwięk telefonu. Podniosłem się niechętnie.
,,- Halo?" - odezwałem się, nie do końca jeszcze kontaktując.
,,- Andrew, będziesz jechał do Charliego? Ja dzisiaj dam radę dopiero pod wieczór, a ktoś musi mu zawieść kilka rzeczy z jego mieszkania." - powiedziała Alice.
,,- Spokojnie, zaraz idę skończyć sprzątać u niego, to wezmę przy okazji tych parę rzeczy." - odpowiedziałem spokojnie.
,,- Sprzątać? Ty tam już byłeś?" - zapytała zdziwiona.
,,- Tak, byłem wczoraj, bo było co robić. No dobra, to co mam mu wziąć?"
Po skończonej rozmowie, postanowiłem się wziąć i zacząć ogarniać. Wypiłem ogromny kubek kawy i byłem jako taki gotowy do funkcjonowania. Ubrałem się szybko i wyszedłem z domu.
W mieszkaniu Charliego otworzyłem po raz kolejny okna oraz pościeliłem teraz już czystą pościel. Zabrałem te parę rzeczy, o które prosiła mnie Alice i pojechałem do szpitala.
Gdy wszedłem do szpitala, Charlie już nie spał. Siedział oparty o poduszki, patrząc w okno. Wyglądał niczym anioł, gdy na jego twarz padały promienie słońca. Mój rudowłosy anioł. Zachwycony podszedłem do niego i pocałowałem go w czoło.

- Cieszę się, że nadal jesteś ze mną. - powiedziałem cicho coś, co mogłem mówić tylko jemu. Tylko mojemu Charliemu.- Nie wiem...nie umiem sobie wyobrazić jak bym miał przeżyć resztę dni bez ciebie. Nigdy nie próbuj drugi raz czegoś takiego. Potrzebuje cię jak powietrza. Pamiętaj o tym

9 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Tutaj http://ai-shitteru-yaoi.blogspot.com/?m=1 jest link do mojego bloga.

      Usuń
    2. Świetne opowiadanie, kiedy będzie następny rozdział? ;)

      Usuń
  2. ,,Moje życie nigdy nie będzie przecież mogło stać się takie cudowne." - ,,Moje życie nigdy nie bedzie wyglądało tak cudownie."
    Fajnie, ze chlopcy zaczynaja cos ku sobie, ale ta reakcja Charliego... Myslalem, ze bedzie bardziej emocjonujaco, a tu bam i po sprawie.
    Za duzo jest w rozdziale Charliego. Nie chodzi mi p postac tylko o ciagle powarzanie jego imienia. Zamiast tego mozna uzyc zwrotu ,,chłopak" nawet ,,piegusek", choc to dziwnie by zabrzmialo :D
    Pozdrawiam



    Damiann

    OdpowiedzUsuń
  3. "Nie wiem...nie umiem sobie wyobrazić jak bym miał przeżyć resztę dni bez ciebie. Nigdy nie próbuj drugi raz czegoś takiego. Potrzebuje cię jak powietrza. " kocham ten fragment ! Jest cudowny . Podobal mi sie tez sen na początku . Ale tez wlasnie przez ten sen. Nasówa mi sie kolejne pytanie . Czy w tym opowiadaniu sa meskie ciąże ? ( mam nadzieje ze tak ) . Zyczę weny ;D .
    /Hans

    OdpowiedzUsuń
  4. OMFGOMFG AWWWWWW <3 To było takie słodkie *u* Chcę więcej ;-; Czuję taki niedosyt, że poczytałabym sobie gwałta jakiegoś XD Na razie nie mam co liczyć tutaj na gwałt, albo chociażby seks, ale to jest właśnie najlepsze XDDDD
    Weny,
    Alice

    OdpowiedzUsuń
  5. Sweet :)
    Mam nadzieję, że Charli szybko wybaczy ukochanemu.
    Szkoda, że taki krótki rozdział.
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)
    P.S. Czy w tym opowiadaniu mężczyźni mogą zajść w ciążę?

    OdpowiedzUsuń
  6. Czemu nie ma jeszcze rozdziału ??????
    Tydzień temu wrzuciłaś o 14 T^T

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    bardzo wzruszający rozdział Andrew wyznał swoje uczucia względem Charliego, Alice chorego się się bije... ;]
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń