czwartek, 9 października 2014

Rozdział 5

Przepraszam, że tak późno ale w pracy do późna byłam a i sporo rzeczy miałam do załatwienia :P no ale nic rozdział już jest. 

Andrew
Minął tydzień, od kiedy Charlie jest w szpitalu. Przez cały ten czas, mimo oporów chłopaka, codziennie go odwiedzałem, a także zajmowałem się jego mieszkaniem. Przez ten cały czas starałem się na nowo zbliżyć do niego. Charlie jednak tego wcale mi nie ułatwiał. Od naszej ostatniej rozmowy zaczął się zachowywać o wiele chłodniej. Miałem wrażenie, jakbym rozmawiał z obcą mi osobą. Mimo to, wiedziałem, że się nie poddam. Z takimi właśnie myślami, szedłem w stronę Sali, w której leżał rudowłosy. W środku, oprócz Charliego, zastałem również lekarza.
- O, świetnie, że pan jest. Pan... został dziś wypisany. Mieliśmy dzwonić po kogoś, ale skoro pan jest, to chyba nie będzie jednak konieczne. - kiwnąłem głową. Charlie nie wygląda na zadowolonego.
- Oczywiście. Zaraz przyjdziemy po wypis. - lekarz uśmiechnął się i wyszedł. - To co zbieramy się?
- A może ja poczekam na Alice? - widząc jego zawstydzoną minę, zachichotałem i pocałowałem w czubek głowy.
- Daj spokój, kruszyno, i się zbieraj. – chłopak, z naburmuszoną miną, podniósł z łóżka.
   
Piętnaście minut później, z wypisem ze szpitala, siedzieliśmy w autobusie.  
- To co, odezwiesz się do mnie? No, ja cię proszę. Chcesz, żebym łaził tak za tobą, aż do śmierci?- chłopak zerknął na mnie i w końcu się odezwał.
- Co chcesz, żebym powiedział, Andrews? Jestem zmęczony, bo nie mogłem zasnąć w nocy. Poza tym, już ci mówiłem, żebyś sobie odpuścił. To co, do tej pory się wydarzyło, było pomyłką. Zachowałem się nierozsądnie. Byłeś przecież szczęśliwy z Oscarem. Więc bądź nadal, a mi daj spokój i pozwól zapomnieć. - powiedział i odwrócił głowę w drugą stronę. Zdążyłem jednak dostrzec łzy szklące się w jego oczach.
Poczułem ból w sercu, widząc go smutnego. Wziąłem, więc bez zastanowienia, go w ramiona.
- Proszę, pozwól mi obdarować cię  szczęściem. Po prostu mi pozwól.
***
Charlie
Byłem naprawdę zły. Tak bardzo chciałem móc zapomnieć o Andrewsie, a on mi na to nie pozwalał. Gdy tylko mnie przytulił, przyszło mi na myśl, by zostać już tak na zawsze. Wiedziałem jednak, że jest to niemożliwe. Byłem pewny, że brunet jest miły teraz wobec mnie przez wyrzuty sumienia. Nie chciałem karmić swojego serca nadzieją.  
  Gdy dotarliśmy do mojego mieszkania, okazało się, że Andrews ma przy sobie klucze do niego. Jak tylko drzwi się za nami zamknęły, odezwałem się.
- Dlaczego ty nadal używasz kluczy od mojego mieszkania? Chyba w szpitalu wyraziłem się jasno. Nie chcę dłużej tego wszystkiego ciągnąć. Nie będzie nigdy 
nas. To wszystko nie ma sensu. A teraz oddawaj klucze i żegnam. – powiedziałem, starając się nie okazywać zbędnych emocji.  
- Klucze mogę ci oddać, ale nie licz, że zostawię cię samego. Zadzwonię do Alice, jak ona przyjdzie, to pójdę do domu. Nie wcześniej. – odpowiedział, wręczając mi klucze, a następnie wszedł do kuchni. - Co chcesz zjeść na obiad? Wczoraj uzupełniłem lodówkę, więc możesz wybierać. - słysząc to, skrzywiłem się nieznacznie. Nie chciałem, by on cokolwiek dla mnie robił.
  
- Nie musisz nic robić. Ugotuje coś później razem z Alice. - zawołałem i wszedłem do sypialni. Która się okazała wysprzątana na błysk. Rozglądałem się przez chwilę, po czym wzruszyłem ramionami i położyłem się na pachnącej pościeli. Nawet nie zauważyłem kiedy zmorzył mnie sen.
Gdy się obudziłem, okazało się, że Alice zdążyła już przyjść. Odetchnąłem z ulgą, widząc brak Andrewsa w pobliżu.
- I jak tam, wyspany? - zapytała blondynka, gdy tylko mnie dostrzegła.
- Tak. Długo już jesteś?
- Z jakieś pół godziny. Zaraz ugotują się ziemniaki i możemy siadać do obiadu. A teraz... - zaczęła spoglądając na mnie niepewnie. - ...powiedz mi, dlaczego tak spławiasz Andrewsa?
- Jak to? Robię to, by znowu nie cierpieć, poza tym, on jest o wiele szczęśliwszy z Oscarem, niż byłby ze mną. – powiedziałem, starając się na nią nie patrzeć.
- Ale to głupie. Przecież wy się oboje kochacie. Nie sadzisz, że wystarczająco długo się męczyliście?- pokręciłem głową i podszedłem do Katty leżącej w wózku.
- Nie... a zresztą ty... nie rozumiesz. – szepnąłem cicho, biorąc małą na ręce, nie chcąc ciągnąć dłużej tematu.
***
Andrew

Gdy wyszedłem z Charliego domu, poszedłem prosto do sklepu, by nareszcie uzupełnić braki w mojej lodówce. Kupienie potrzebnych mi rzeczy zajęło mi sporo czasu, wiec poszedłem na autobus. Gdy dotarłem nareszcie do domu, ze zdziwieniem spostrzegłem, że drzwi do mieszkania są zamknięte, tylko na jeden zamek. Wszedłem do środka i zobaczyłem… mojego brata rozwalonego na kanapie z chrupkami w dłoniach.
- A ty, co tu robisz? – zapytałem, zanosząc zakupy do kuchni.
- Pokłóciłem się z ojcem. Powiedział, że mam nauczyć się odpowiedzialności. Zabrał mi dostęp do konta w banku. Przyjechałem wiec do ciebie. – powiedział. starając się robić słodkie oczka. Spojrzałem na niego spod byka.
- Słuchaj, smarku. Jak chcesz, to sobie możesz ze mną mieszkać, ale… masz znaleźć sobie robotę na całe wakacje. Jak zacznie się rok szkolny, możesz pracować tylko w weekend, ale teraz do roboty. I usiądź jakoś po ludzku, bo jak na ciebie patrzę to wszystko mnie boli. - powiedziałem. Tony podniósł się z kanapy i niczym rzep ruszył za mną do kuchni.
- A ty, co tak wyglądasz na zmarnowanego? No i gdzie ten twój idiota, Oscarek? – zapytał, krzywiąc się niemiłosiernie na wspomnienie mojego byłego chłopaka.
- Nie wiem, nie jestem juz z nim. Niszczył przyjaźń moją i Charliego, poza tym zdradzał mnie. A jestem zmarnowany, bo ostatni tydzień przesiedziałem w szpitalu, odwiedzając rudzielca.- powiedziałem spokojnie, chowając w miedzy czasie produkty do szafek.
- W szpitalu, ale jak to? - zapytał zdziwiony.
- Normalnie. Wina kilku nie domówień i Oscara. Ale jest już dobrze, choć na pewno Charlie nie chce już mojej przyjaźni czy też miłości tak, jak wcześniej. - powiedziałem i odwróciłem się w jego stronę. - No dobra, co będziemy jeść na obiad? Decyduj się, szybko, bo inaczej ja wybiorę. – powiedziałem, uśmiechając się złośliwie.
- Pizza? Najlepsze jedzenie na świecie. - kiwnąłem głową i zadzwoniłem do pizzerii.- No, to teraz zanim pojawi się nasz obiad, opowiedz mi dokładnie, co się stało?
Odetchnąłem głośno i zacząłem opowiadać. Gdy nasza obiadokolacja się pojawiła, wzięliśmy się za jedzenie.
- Czyli wychodzi na to, że przez cały ten czas, zarówno on, jak i ty, byliście ślepi no i głupi. A Oscar tylko dopełnił czarę i Charlie nie wytrzymał. Masakra, dlaczego do mnie nie zadzwoniłeś? Może jestem jeszcze smark, ale wiesz, nie mam już dziesięciu lat, tylko jakieś osiemnaście i mógłbym ci pomóc, gdybyś tylko powiedział. No, ale... masz jakiś pomysł, jak zbliżyć się do rudego na nowo? - zaśmiałem się, słysząc ekscytacje w jego glosie.
- A co, jesteś chętny, żeby mi pomóc? – zapytałem, uśmiechając się do niego, rozbawiony.
- No, oczywiście, że tak. Od zawsze chciałem jego za szwagra, poza tym fajnie byłoby mieć rudego bratanka, albo zielonooką bratanice. – powiedział, mrugając do mnie.
- Idź, ty głupolu. – powiedziałem, uderzając go prosto w twarz poduszką.

***
Charlie
Gdy Alice wreszcie dala się wygonić do domu, zadowolony postanowiłem wziąć długa kąpiel i przemyśleć wszystko dokładnie, jeszcze raz. W łazience znalazłem pachnący kokosem zestaw do kąpieli. Zdziwiłem się lekko, widząc go, wiec sięgnąłem do karteczki przywiązanej do niego.
,,MAM NADIEJĘ, ŻE SIĘ PRZYDA. WIEM, ŻE GDZY SIĘ MARTWISZ, LUBISZ BRAĆ GORĄCĄ KĄPIEL, DLATEGO KUPIŁEM GO DLA CIEBIE. W SZAFIE MASZ DWA DUŻE, MIĘKKE RĘCZNIKI. MIŁEJ KĄPIELI :**
Twój Andrew”
Uśmiechnąłem się mimowolnie. Napuściłem cieplej wody do wanny, dodając pachnący olejek i kulę musującą. Gdy wszedłem do przyjemnie pachnącej wody, odetchnąłem głęboko, przymykając oczy na chwilę.
Sam nie wiedziałem, co mam o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony chciałem zapomnieć. Zaleczyć rany i zacząć wszystko od nowa. A z drugiej, to był mój Andrew. Był on ze mną praktycznie od zawsze, wyobrażenie sobie życia bez niego było okropne. Skoro miałem już żyć, to lepiej było spróbować zaufać, czy… prowadzić pustą egzystencję. Byłem rozdarty, a Alice wcale mi nie pomagała, mówiąc, że odtrącanie chłopaka jest złym ruchem z mojej strony. Bałem się mu zaufać. Już raz mnie oszukał. Nie byłem pewny, czy na pewno jego uczucia do Oscara były nic nieznaczące. Czy on mnie naprawdę kocha? To wszystko było jedną, wielką niewiadomą, która przyprawiała mnie o ból głowy.
Siedziałem w łazience dobra godzinę, starając się ogarnąć jakoś całą tę sytuację. Gdy wreszcie się zdecydowałem, czułem się lepiej.
,,Niech Andrew się trochę pomęczy. Skoro mnie kocha, to na pewno będzie się umiał postarać. A za to nagroda, wydaje mi się, że będzie zadowalająca.”
Z takim postanowieniem zapadłem w błogi sen z uśmiechem na ustach, mając w głowie twarz mojego kochanego Andrewa.
~*~*~*~*~*~*~ 
Spałem spokojnie, otoczony ciepłą kołdrą, gdy nagle zaczął docierać do mojej świadomośći irytujący dźwięk telefonu. Otworzyłem niechętnie oczy i sięgnąłem po komórkę.
,,- Halo?" - odezwałem się, nie do końca obudzony.
,,- Cześć, Charlie." - gdy tylko usłyszałem głos Matta w słuchawce, rozbudziłem się.
,,- Cześć. Wróciłeś do miasta?" - zapytałem.
,,-Tak. Muszę iść na zakupy i pomyślałem, że możesz mi pomoc."
,,- No pewnie. Daj mi godzinę na ogarnięcie się i pół na dotarcie na centrum... hmm, o 12 w galerii?" - zapytałem.
,,- W porządku. Czekam na ciebie." - odłożyłem telefon na szafkę i uśmiechnąłem się szeroko. Matt przeprowadził się tutaj z rodzicami w tym samym czasie, co ja, ale mieszkaliśmy od siebie dość daleko. Mimo to, często się spotykaliśmy i nasza przyjaźń przetrwała, aż do teraz. Matt został dziennikarzem, więc często wyjeżdża z miasta.
Poleżałem jeszcze przez chwilę, po czym z ociąganiem zacząłem się szykować.
Gdy pojawiłem się w galerii, z daleka dostrzegłem przyjaciela. Posłałem mu szeroki uśmiech i podszedłem bliżej.
- Cześć. Jak my się dawno nie widzieliśmy. – powiedziałem, ściskając go.
- No, chyba faktycznie dawno... – powiedział, przyglądając mi się uważnie. - ...wyglądasz nie najlepiej, Charlie. Mam nadzieję, że opowiesz mi, co się dzieje. - widząc jego nalegające spojrzenie, kiwnąłem głową i pozwoliłem się poprowadzić w stronę kawiarni. Cieszyłem się, że będę mógł z kimś porozmawiać i choć troche zrzucić z siebie swoje obawy.


6 komentarzy:

  1. Super
    Ja to bym spikneła brata Andre i Matta ^,^
    A tak wogule to w tym opowiadaniu facet może zajść w ciąże ????
    Pozdro i WENY

    OdpowiedzUsuń
  2. Podpisuje się pod poprzednim komentarzem, również pomyślałam o tym, żeby połączyć nowych bohaterów xD
    Mam nadzieję, że Andrew w oryginalny sposób podbije serce Charliego :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. *wzdycha* JA CHCĘ WIĘCEJJJ~ ;____;
    Rozdział był super. Nie za dużo się wydarzyło, ale według mnie, w następnym rozdziale zaczną już się do siebie zbliżać :3
    Weny,
    Alice

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    może to i racja, na pewno Charlie dobrze robi, niech teraz Andrew postara się ponownie odbudować ich relacje... ciekawi mnie Matt...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń