czwartek, 30 października 2014

Rozdział 8

Bardzo dziękuję za komentarze.
 Dzisiaj rozdział już ósmy. Liczę, na komentarze bo ostatnio coś mało się ich pojawia. Czyżby opowiadanie się wam nie podobało??? >.< 

***
Charlie
Od randki z Andrewem minęły dwa dni. Przez ten czas dzwonił do mnie co wieczór. Wiedziałem dobrze, że robi to po to, by sprawdzić, czy nie spędzam czasu z Mattem. Mimowolnie na moje usta wkradł się uśmiech. Mój plan szedł bez zarzutów. Dzisiaj, po raz pierwszy od pobytu w szpitalu, miałem iść do pracy. Zastanawiałem się, jak długo jeszcze powinienem trzymać Andrewa w niepewności.
Miałem właśnie wyjść z mieszkania, gdy usłyszałem dzwonek do drzwi. Zdziwiony otworzyłem je. Na progu stał…
- Andrew? – zapytałem, nie wiedząc, co powiedzieć.
- Cześć, Kruszyno, stwierdziłem, że skoro dzisiaj wracasz do pracy, to możemy pójść razem. - powiedział i wyciągnął w moją stronę kubek z kawą. - A to tak na rozbudzenie. - dodał i pocałował mnie w policzek. Zarumieniłem się mimowolnie i burknąłem.
- Nie pozwalaj sobie. - odebrałem od niego kawę i zamknąłem drzwi. Potem, nie zaszczycając go spojrzeniem, minąłem go, mając zamiar pójść w dół, ale zadzwonił mój telefon.
,,- Halo?” - powiedziałem, uśmiechając się złośliwie w duchu na myśl, jak zareaguje za chwilę Andrew.
,,- Cześć, Wiewiórko. I jak tam? Przyjechać po ciebie, czy twój książę…?”
,,- Cześć, dziękuje za propozycję, ale mam, jak dotrzeć do pracy. Ale spokojnie, odezwę się później.” - powiedziałem słodkim głosem.
,,- Ale ty mu grasz na nerwach. Przez ciebie będzie chciał mi podbić oko. No dobra, to do usłyszenia.” –powiedział i rozłączył się. Spojrzałem na Andrewa. Chłopak stał ze skwaszoną miną, zaciskając pięści.
- Kto dzwonił? - zapytał pozornie spokojnym głosem.
- Matt. Widziałeś go wtedy, jak wróciliśmy z kina. - powiedziałem obojętnie i wyszedłem z bramy. Samochód Andrewa stał pod blokiem. Brunet otworzył go, a ja wsiadłem do środka, nie patrząc na niego. Wiedziałem, że jest zły i miałem z tego ogromną satysfakcje. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy.
- Charlie, czy ty… umawiasz się z tym Mattem? - zapytał niespokojnie.
- No tak, przecież widziałeś, że spotkałem się z nim ostatnio. Nie wiem, o co ci chodzi. – powiedziałem, starając się przybrać jak najniewinniejszy wyraz twarzy.
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi. Pytałem, czy wy jesteście razem? - zapytał poirytowany.
- Wydaje mi się, że nie jest to twój interes. Ja nie wnikam, czy ty się z kimś umawiasz. – powiedziałem, nie patrząc na niego.
- Charlie, do cholery, wiesz doskonale, że się z nikim nie umawiam. Zależy mi na tobie. Wiem, że wcześniej źle zrobiłem, ale proszę cię daj mi szansę. - słysząc błagalną nutę w jego głosie, miałem ochotę rzucić się w jego ramiona i mocno przytulić. Zacisnąłem jedynie dłonie i odezwałem się.
- Matt… jest mi bliski, ale nie… zresztą, nieważne. - powiedziałem i odwróciłem się w drugą stronę. Resztę drogi przejechaliśmy w kompletnej ciszy.
***
Andrew
Nie mogłem się skupić na pracy. W mojej głowie nadal pobrzmiewały słowa Charliego. Chłopak odkąd wysiedliśmy z samochodu, nie odezwał się do mnie ani słowem. Sam nie wiedziałem już, co mam zrobić. Byłem niepewny. Nie rozumiałem jego relacji z blondynem, a sam Charlie nie chciał mi ich wyjaśnić. Pokręciłem głową i zerknąłem na rudowłosego. Siedział między dziećmi, prowadząc zajęcia dla maluchów. Podczas jego nieobecności, dzieciaki narzekały na brak jego towarzystwa, więc teraz był rozchwytywany. Przez cały ten czas, wyglądał na szczęśliwego. Westchnąłem głęboko i wróciłem do pracy, zastanawiając się, co zrobić, aby Charlie wreszcie mi wybaczył i dał szansę. Chciałem mu dać szczęście i miłość, ale było to trudne ze względu na jego niechęć. Ale nie miałem zamiaru się poddać.
Gdy wieczorem zamknęliśmy bibliotekę, odezwałem się niepewnie:
- Odwieść cię, czy nadal jesteś zły? - chłopak spojrzał na mnie.
- Nie jestem zły. Po prostu… po prostu… to nie jest ważne. Nie zaczynajmy więcej takich tematów i będzie dobrze. - kiwnąłem głową, choć wcale nie chciałem się zgodzić. Ruszyłem z parkingu w stronę domu zielonookiego. Atmosfera w samochodzie była ciężka. Wiedziałem, że Charliego coś męczy, ale nie chciałem pytać, by nie zaczynać kłótni od nowa. Nasze stosunki wisiały na włosku, więc chciałem je ratować.
- Charlie? Może umówimy się w ten weekend? Co ty na to? - odezwałem się, przerywając ciszę.
- Wiesz, nie mam zbytnio ochoty. Przepraszam, ale ja muszę… muszę pewne rzeczy przemyśleć.
Zatrzymałem samochód pod jego blokiem. Chłopak, widząc to, nie skończył mówić, tylko wysiadł z samochodu. Zrobiłem to samo z zamiarem zatrzymania go, gdy na horyzoncie pojawił się on.
- Cześć, Charlie – odezwał się wesoło blondyn.
- Co ty tu robisz? – zapytał, podchodząc do niego.
- Maiłeś zadzwonić. Martwiłem się. Wszystko w porządku? – zapytał, przyglądając mu się z troską. Chłopak miał już coś odpowiedzieć, lecz go ubiegłem.
- Tak, wszystko z nim porządku, a ciebie tu nikt nie zapraszał. Co ty sobie myślisz? O Charliego ma kto się martwić, więc ty jesteś tu zbędny. - naskoczyłem na niego, chcąc go przepłoszyć. Nie podobało mi się, jak on na niego patrzy. Tylko ja mogłem to robić, a blond włosy powinien się o tym dowiedzieć. Chciałem objąć Charliego, ale ten się odsunął. - Char…
- Co ty sobie myślisz?! Naskakujesz na mojego przyjaciela. Przyjechał tu, bo się martwił. Poza tym, przyda mi się ktoś, z kim będę mógł porozmawiać. A tobie nic do tego. Miałeś tyle szans przez ostatnie siedem lat. I co? Wolałeś się uganiać za innymi chłopaczkami. Teraz się obudziłeś i myślisz, że mi będzie łatwo? A może ja już cię nie chcę? Wszystko starasz się robić pod swoje upodobania. Miałeś Oscara, to jeszcze musiałeś trzymać mnie blisko siebie. Kiedy ja ci mówiłem, że robisz błąd, to mnie oszukiwałeś. Gdy chciałem umrzeć, to ty mi nie pozwoliłeś, decydując za mnie, co dobre. Andrew, zastanów się, czy ty mnie chcesz? Przecież przez ostatnie lata nie zwracałeś na mnie uwagi. Może teraz, to wszystko, co robisz, to litość. Ty nie potrafisz zrozumieć, jak mi jest ciężko! Marzyłem, by móc znaleźć się w twoich ramionach, ale miałem świadomość, że jest to nieosiągalne. Zrozum, że ja nie chcę nieszczerych uczuć i że powinieneś dać mi na razie spokój, żebym mógł odetchnąć. Bym mógł wszystko przemyśleć. Ja cię kocham, ale nie jestem pewnyc, czy i ty, i… - głos się mu załamał. Po jego policzkach spływały łzy. To, co początkowo chciałem powiedzieć, wyleciało mi z głowy. Potrafiłem się tylko wpatrywać w niego zdziwiony. Miałem zamiar do niego podejść, ale ubiegł mnie Matt. Objął chłopaka w pasie i poprowadził w stronę jego domu. Zerknął tylko na mnie i powiedział bezgłośnie.
- Walcz o niego.
***
Charlie
Nie wytrzymałem. Po moich policzkach płynęły łzy. Nie widziałem drogi, więc byłem wdzięczny Mattowi za pomoc. Chłopak wyjął klucze z kieszeni mojej kurtki i otworzył drzwi do mieszkania. Następnie wprowadził mnie do salonu i posadził na kanapie. Czułem się jak kukła. Po chwili Matt stanął przede mną z kubkiem w dłoni. Nie zauważyłem nawet, kiedy wyszedł.
- Wypij. Ciepła herbata powinna ci pomóc, ukoić nerwy. – sięgnąłem po kubek i napiłem się gorącej cieczy. Odetchnąłem głęboko i wytarłem dłonią policzki. - Lepiej? - kiwnąłem głową.
- Taaa, dzięki i… przepraszam, że cię w to wplątałem. - powiedziałem cicho.
- Daj spokój. Chciałem ci pomóc. Wiesz, widać, że on cię kocha i sądzę, że to, co powiedziałeś było mądre. Jestem pewny, że dotarło to do niego i…. możesz być pewny jego uczuć. - powiedział i przytulił mnie, a ja wtuliłem się i po raz kolejny rozpłakałem. Czułem się słaby. Jedyną rzeczą, jaka mnie teraz trzymała była miłość do Andrewa. On był dla mnie wszystkim. Był powietrzem, wodą, siłą i szczęściem. Tylko on mi mógł to wszystko dać… lub odebrać. Miałem nadzieję, że dojdziemy do porozumienia. Nagły dźwięk telefonu wyrwał mnie z mojego świata. Odblokowałem klawiaturę, by przeczytać sms’a.
Kocham cię i zamierzam Ci to udowodnić.
Do zobaczenia jutro.
Twój Andrew <3”
Widząc to, mimowolnie się uśmiechnąłem. Matt zerknął tylko na ekran i poczochrał mnie po włosach.
***
Andrew
Czułem się zdezorientowany, a także zły. Dopiero po tych szczerych słowach zrozumiałem, jaką krzywdę wyrządziłem Charliemu. Przez ostatnie trzy lata związku z Oscarem nawet nie przeszło mi przez myśl, jak mogę go ranić. Czując złość na samego siebie, wsiadłem do samochodu i z piskiem opon ruszyłem drogą w stronę domu. Przed oczami nadal miałem zapłakaną twarz Charliego. Oraz to, jak ten Matt bierze go w ramiona. Mimo że rudowłosy powiedział, że to jego przyjaciel, a sam chłopak powiedział, bym walczył o Charliego, nie uspokajało mnie dostatecznie. Jechałem ulicą, nie patrząc na światła i zakazy. Prędkość, w tym momencie, również mnie nie obchodziła. Liczyło się dla mnie tylko wyładowanie złości. Nie zauważyłem nawet, kiedy przebyłem drogę do domu. Gdy wreszcie zacząłem zwracać uwagę na drogę, ze zdziwieniem zauważyłem, że jestem coraz bliżej słupa. W ostatnim momencie zahamowałem, cudem unikając stłuczki. Wyłączyłem silnik i odetchnąłem głęboko. Przed oczami pojawiła mi się twarz Charliego. Moja rudowłosa Kruszyna. Powinienem o nią zawalczyć. Przymknąłem na chwilę oczy, starając się opanować emocje. O wiele spokojniejszy, gdy wysiadałem z auta, sięgnąłem po komórkę i napisałem do chłopaka. A potem poszedłem do domu.
W mieszkaniu siedział Tony. Gdy tylko zobaczył mnie w progu salonu podszedł do mnie i uderzył w głowę.
- Ała, a to za co? - zapytałem skołowany.
- Za co? Co to była za akcja pod blokiem. Chciałeś się zabić? - zapytał wkurzony. - Dźwięk hamowania, to słyszeli chyba wszyscy sąsiedzi. Andrews, ty… hej, co jest grane? - przyglądał mi się uważnie.
- Wiesz, dzisiaj zrozumiałem, jak bardzo Charlie mnie kocha i jak bardzo go raniłem. - powiedziałem cicho, siadając na kanapie. - Po prostu, po tym, co mi powiedział, sam nie wiem, jak mam dalej postępować, by móc być z nim. - Tony siedział chwilę w ciszy, po czym przytulił mnie lekko.
- Nie martw się, starszy bracie. Skoro mówisz, że cię kocha, a ty przecież czujesz do niego to samo, to… na pewno będziecie razem.
Jego słowa dały mi nadzieję no to, że wszystko się ułoży. Jutro będę zupełnie inaczej postępował i uda mi się zdobyć Charliego. Na pewno.
***
Charlie
Był późny wieczór. Siedziałem na łóżku w sypialni, wpatrując się w telefon w mojej dłoni. Po chwili wykręciłem numer telefonu do Alice.
,,- Charlie, coś się stało?” - usłyszałem głos siostry.
,,- Cześć. Możemy pogadać? Przyda mi się twoje wsparcie…” - powiedziałem cicho i zacząłem opowiadać. Przez następną godzinę rozmawiałem z Alice, by zasnąć z telefonem w dłoni, o wiele spokojniejszy, niż wcześniej.


czwartek, 23 października 2014

Rozdział 7

Bardzo dziękuję za komentarze :*

Charlie
Stałem przed lustrem w swojej sypialni. Na łóżku leżał Matt, ziewając szeroko.
- Nie rozumiem, czemu musiałem tu tak wcześnie przyjść? - powiedział markotnie.
- Bo chcę, żebyś ocenił, czy coś z tych moich ubrań nadaje się na randkę. Jeśli nie, to muszę jeszcze iść na zakupy. – powiedziałem, patrząc po raz kolejny w lustro. Wszystko wydawało mi się nie pasować. Zrezygnowany pokręciłem głową. - Jutro byłoby za późno, dlatego jesteś tu dzisiaj.
- Charlie, wyglądasz dobrze. Naprawdę. W co się nie ubierzesz jest naprawdę efektowne. - powiedział.
- Ale to nie ma być efektowne, tylko... hmm, sam nie wiem, ale wiem, że to nie to. - powiedziałem z uporem.
- Czyli co, zakupy nas nie ominą? - zapytał z niezadowoloną miną, przekręcając się na plecy. Pokręciłem głową.
- Nie, nie ominą. Idziesz ze mną, albo mogę iść sam. Obojętne mi to. – powiedziałem, odkładając ubrania z powrotem do szafy. Blondyn podniósł się z ociąganiem z posłania.
- No dobra, to chodźmy.
Pół godziny później chodziliśmy już po galerii. Najpierw postanowiłem odwiedzić moje ulubione sklepy. Miałem nadzieję, że znajdę tam coś, co będzie mi pasować. Przymierzałem najróżniejsze spodnie, koszulki, bluzeczki, swetry i bluzy, ale nic, kompletnie nic mi się nie podobało.
- Rany, no i co teraz? - zapytałem zrezygnowany.
- Hmm, osobiście uważam, że przesadzasz, bo w tych wszystkich ciuchach wyglądałeś naprawdę dobrze, no, ale jeśli chcesz, to mogę cię zaprowadzić do sklepu, w którym ja się ubieram. - wzruszyłem ramionami.
- Możemy iść, ale nie jestem pewny, czy coś znajdę.
Sklep był urządzony w dość kontrowersyjny sposób. Mieszały się tam najróżniejsze style, od luźnych koszulek i plażowego stylu, poprzez czarne, mroczne ubrania, nie upominając dość skromne, ale naprawdę ładne ciuszki. Rozglądałem się przez chwilę, niepewny gdzie zawiesić wzrok, dopóki nie dostrzegłem ślicznego, zielonego swetra. Miał szerokie rękawy. Zapiany na duże, połyskujące, plastikowe guziki, o ładnie wyprofilowanym kształcie w tym samym kolorze, co sweter. Zdjąłem go z wieszaka i z miną zadowolonego dziecka, podszedłem do Matta.
- Patrz, jest prześliczny, ale czy nie jest zbyt kobiecy? - zapytałem.
- Nie. Przymierz go, a potem dobierzemy do niego resztę.
Sweter pasował idealnie. Był miękki w dotyku i naprawdę ciepły. Następne, co musiałem znaleźć, to bluzka i spodnie. Z tym było trochę trudniej, ale w końcu znalazłem z jasnego jeansu spodnie rurki. Miały one lekkie przetarcia na nogawkach, które dodawały zadziornego wyglądu. Do tego wszystkiego dobrałem biały t-shirt i...
- O kurwa. Gdybym był gejem, to na sto procent zakochałbym się w tobie. – zarumieniłem się. - Wyglądasz obłędnie. Ten Andrew padnie do twoich stóp. Jestem tego pewny. – powiedział, przyglądając mi się. Po chwili podszedł do jednej z półek z dodatkami. Nałożył mi na nadgarstek kilka cienkich, srebrnych i zielonych bransoletek. Zerknąłem na niego lekko sceptycznie. - Nie patrz się tak pasują ci. Teraz jest idealnie. Uwierz mi wiem co mówię. Idź się przebrać i marsz do kasy.
Spojrzałem jeszcze na siebie w lustrze. Uśmiechnąłem się, zadowolony z widoku, jaki w nim ujrzałem, przyznając w myślach racje Mattowi. Bransoletki faktycznie pasowały do całego stroju. Ciekawe co na to wszystko powie Andrew.
***
Andrew
*Wieczór, następny dzień.*
Byłem umówiony z Charliem i rozsadzała mnie wręcz niepohamowana ekscytacja i radość. Tony siedział razem ze mną w salonie i czytał książkę, opierając się o mnie, jak o wygodną poduszkę.
- Myślisz - odezwał się nagle - że uda ci się dojść z Charliem do porozumienia? Wiesz, ja... zawsze uważałem, że pasujecie do siebie idealnie i... marzyłem, by być z kimś równie tak blisko...- powiedział cicho, opuszczając głowę. Spojrzałem na niego zaskoczony. Widząc jego zawstydzoną minę, uśmiechnąłem się i potargałem go po włosach.
- Wierzę, że uda nam się dogadać. A Jeśli chodzi o ciebie, to jestem pewny, że trafisz na kogoś takiego. - Tony milczał przez chwilę.
- Tak naprawdę, to właśnie, dlatego tu przyjechałem. Mój były chłopak był ze mną dla kasy. Gdy tato dowiedział się, dlaczego brałem od nich tyle kasy powiedział, że muszę nauczyć się szanować siebie. Powiedział, że jestem wart wiele i nie powinienem trzymać przy sobie kogoś za pieniądze. Nie powiedziałem ci o tym wcześniej, bo było mi wstyd.- powiedział cicho.
- Nie masz czego się wstydzić. A tato ma rację. Jestem pewny, że znajdziesz kogoś, kto zobaczy w tobie coś, co go zatrzyma na wieki. - Tony uśmiechnął się, uścisnął mnie lekko i poszedł do swojego pokoju.
*~*~*~*
Następnego dnia od rana chodziłem jak na szpilkach, chciałem, by wszystko było idealnie, a Charlie mi zaufał na nowo. Tony przygotował śniadanie, a potem wzięliśmy się za dobór ubrań. Dzień wcześniej byliśmy w galerii i kupiliśmy parę rzeczy.
- Osobiście uważam, że będziesz naprawdę dobrze wyglądać w tych ciemnych jeansach i czarnej koszulce. - powiedział chłopak, przekrzywiając głowę. - Weź do tego ten granatowy sweter. - mruknął podając mi go. Spojrzałem do lustra, przyglądając się swojemu odbiciu.
- Ten komplet wygląda najlepiej, miałeś rację, namawiając mnie na kupno tych ciuchów. - powiedziałem zadowolony.
- No oczywiście, że tak. W końcu to ja wybierałem. A ja wiem co dobre.- powiedział uśmiechając się zadziornie.- Zostały ci dwie godziny, a ty nie mówiłeś, że masz coś jeszcze do zrobienia? - kiwnąłem głową.
- Masz rację, wrócę wieczorem. – powiedziałem, kierując się na przedpokój.
- Liczę na jakieś dobre newsy. – powiedział, idąc do salonu. Spojrzałem po raz ostatni do lustra i z pozytywnym nastawieniem, ruszyłem na zewnątrz.
***
Charlie
Siedziałem przy stole z zamyśloną miną, ignorując Matta. Zastanawiałem się, jak powinienem się zachować wobec Andrewa.
- Przestań tak główkować, Wiewióro. Będzie dobrze. Dotrzecie do happy end’u. Powiedz mi lepiej, po co mam tu przyjść wieczorem? - poczerwieniałem gwałtownie.
- Chodzi o to, że chcę trochę dokuczyć Andrewowi. Wiesz, on nie wie, że my się tylko przyjaźnimy. Poza tym, nie chcę, by zaczął się czuć zbyt pewnie. Może i jest to dziecinne ale nie chcę znów się sparzyć. - powiedziałem zawstydzony.
- Ach, to o to chodzi. Hmm, no dobra, ale żeby nie było, że on będzie chciał mnie zdzielić potem. – powiedział, kładąc głowę na stole.
- Nie martw się Andrewem, jest zwykle łagodny jak baranek. – powiedziałem, chichocząc. Spojrzałem na zegarek. - No dobra, to jak coś, wpadnij później, ja idę się szykować. Ty lepiej uciekaj, nie chcę, by Cię teraz zobaczył. - chłopak uśmiechnął się, mierzwiąc mi włosy.
- Ale ty jeteś przebiegły. No ale w porządku. Do zobaczenia później.- gdy blondyn wyszedł, postanowiłem wziąć długą i odprężająca kąpiel.
Zapach kokosa otaczał mnie dookoła. Piana przyjemnie muskała moje ciało. Moje myśli mimowolnie pomknęły w stronę Andrewa i jego przystojnej twarzy oraz wspaniałego ciała. Marzyłem, by móc się kiedyś z nim wspólnie wykąpać i kochać pośród ciepłej wody pełnej pachnącej piany. Moją wyobraźnię pobudziło moje spragnione dotyku ciało. Mimo zażenowania, zaspokoiłem swoje pragnienie fizyczne i z głośnym westchnieniem wyszedłem z wody. Ubrałem się w ciuchy kupione wczoraj i spróbowałem ułożyć włosy. Nagłe dzwonienie obwieściło pojawienie się Andrewa. Gdy otworzyłem drzwi przywitał mnie szeroki pełen uczucia uśmiech.
- Witaj, Kruszyno. Wyglądasz prześlicznie. – powiedział, całując mnie w policzek i przyglądając mi się błyszczącymi oczami. Zarumieniłem się lekko. Czułem, jak moje serce, bez zgody rozsądku, zaczyna bić szybciej.
***
Andrew
Gdy tylko zobaczyłem go w drzwiach, nie mogłem oderwać od niego oczu. Wyglądał po prostu prześlicznie. Jego oczy lśniły, niczym szmaragdy, podkreślane głęboką zielenią swetra. Spodnie opinały jego zgrabne pośladki, oraz szczupłe nogi, nie pozwalając mi do końca trzeźwo myśleć. Wyszliśmy z jego mieszkania kierując się prosto na parking. Otworzyłem przed nim drzwi do mojego samochodu.
- Kupiłem nam bilety do kina, w którym puszczają stare produkcje filmowe. – powiedziałem, mając nadzieję, że chłopak będzie zadowolony. Widząc, jaki nagły uśmiech zagościł na jego ustach, odetchnąłem z ulgą.
- Cudownie. Na jaki film idziemy? - zapytał.
- Wiem, że to oklepane, a ty oglądałeś ten film już parę razy, ale obstawiam, że ci się jeszcze nie znudził. Co powiesz na ,, Dirty Dancing"?
- O rany, kocham ten film. Oczywiście, że mi się nie znudził. - gdy dojechaliśmy do kina, Charlie prawie skakał w fotelu. Rozbawiony, zaprowadziłem go do odpowiedniej sali. Gdy zajęliśmy miejsca, niepewnie objąłem chłopaka, mając nadzieję, że nie zdenerwuje go to. Ten jedynie odprężył się, przytulając do mnie bardziej. Film zleciał niewiarygodnie szybko, wprowadzając chłopaka w doskonały humor. Gdy wyszliśmy z kina, rudowłosy spojrzał na mnie, obdarzając uśmiechem, jakiego nie widziałem już od paru tygodni.
- Film był świetny, jak zwykle z resztą, a Patrick… mógłbym paść do jego stóp gdybym mógł poznać go w czasach jego młodości. - powiedział ze złośliwym błyskiem w oczach. - To, co teraz?
- Teraz idziemy spacerkiem w jedno miejsce. Mam dla ciebie niespodziankę.
***
Charlie
Szliśmy ścieżką przez park. Słońce świeciło nadal, choć teraz było już o wiele chłodniej. Drzewa wiśni, które właśnie kwitły, sypały różowymi kwiatami, dodając otoczeniu niesamowitego uroku.
- Dokąd idziemy? – zapytałem, czując, jak ciekawość zjada mnie od środka.
- Zaraz zobaczysz. Już niedaleko. - powiedział chłopak, łapiąc moją dłoń. Początkowo chciałem ją wyrwać, ale czując ciepło bijące od niego i szczere... uczucie, nie zrobiłem tego. Po jakichś pięciu minutach, ścieżka rozstąpiła się, ukazując małą altankę nazywaną „ Świątynią zakochanych”. Na jej środku był postawiony stolik zastawiony jedzeniem. Świeczki paliły się, migocząc radośnie, a różowe płatki opadające z drzew roztaczały przyjemny zapach. Spojrzałem na niego zaskoczony oraz niezmiernie wzruszony.
- Mam nadzieję, że niespodzianka ci się podoba. Bardzo dobrze pamiętam, jak opowiadałeś mi gdy byliśmy w gimnazjum o swojej idealnej randce. Mam nadzieję, że jest tak, jak sobie wymarzyłeś. – powiedział, odsuwając mi krzesło. Kiwnąłem tylko głową.
- Tak, jest niesamowicie. Dziękuję.- kolację zjedliśmy w ciszy. Później przesiedliśmy się na ławeczkę, stojącą przy jednej ze ścian. Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy, aż w końcu westchnąłem głośno, opierając głowę o ramię bruneta.
- Charlie, skoro wszystko ma być tak, jak marzyłeś, to czy mogę cię pocałować? – zapytał, a ja poczerwieniałem i przytuliłem się do niego, odzywając niemrawo:
- Taaak. Ale to będzie mój pier...- nie dokończyłem, bo poczułem ciepłe usta, zachłannie całujące moje. Czułem się niepewnie, oddając pieszczotę,a równocześnie błogo i bezpiecznie. Pozwoliłem sobie na chwilę zapomnienia. Zapominając, że moja zemsta całą tę sielankę może  zburzyć.
***
Andrew
Postanowiłem, że odprowadzę Charliego pod blok. Jak się okazało, stał tam jakiś wysoki blondyn, który gdy tylko nas ujrzał, uśmiechnął się szeroko. Stężałem momentalnie.
- Charlie, dobrze, że już jesteś. Czekałem na ciebie, Wiewióreczko. – powiedział, łapiąc go za dłoń. Charlie zarumienił się lekko i pocałował go na przywitanie w policzek.
- Cieszę się, że już jesteś. – chłopak odwrócił się na chwilę w moją stronę. - Dziękuję za miło spędzony wieczór, Andrew. - i nie zwracając już na mnie uwagi, ruszył w stronę mieszkania wraz z blondynem, który patrzył na mnie przez moment, by w następnym momencie odwrócić się z zadowolonym uśmiechem.
Czułem, jak krew buzuje w moich żyłach. Ciężko było mi opanować nerwy, widząc mojego Charliego u boku kogoś obcego. Zaczynałem powoli rozumieć, jak musiał czuć się Charlie w momentach, gdy spotykałem się z Oscarem. Tyle, że ja nie zamierzałem się poddawać. Wiedziałam, że moja rudowłosa Kruszyna jest  Mi przeznaczona.
***
Charlie
- Myślisz, że przesadziłem? - zapytałem niemrawo, wchodząc do mieszkania.
- Mówisz o Andrewie? Nie, zrobiłeś bardzo dobrze i ciesz się, że mogę ci pomoc. Motywacja, jaka się pojawiła w jego oczach, powiedziała mi jedno: zależy mu na tobie i będzie walczył o twoje serce. Poza tym jestem pewny, że on wierzy w twoje uczucia i nie zwątpi w nie. - uśmiechnąłem się mimowolnie,siadając na kanapie.

,,Będzie walczył o moje serce? Oj, Andrew przecież ono od zawsze należało do ciebie. Ale dobrze, walcz. Pokaż, że ci zależy, bym później nie żałował, że oddałem ci je do reszty"

czwartek, 16 października 2014

Rozdział 6

Bardzo dziękuję za komentarze. Liczę, że dzisiejszy rozdział wam się spodoba *mimo że nie jet za długi*. Od przyszłego tygodnia historia jednak zacznie nabierać tępa :)
P.S. mam wiadomość dla tych co czytają opowiadania na Szalone Fantazje Dwóch Yaoistek~ rozdział nowego opka pojawi się między poniedziałkiem a wtorkiem tak więc zapraszam *.*

Andrews

Byłem w paskudnym humorze. Tony obudził mnie bladym świtem, tucząc się po kuchni. Nie będąc w stanie ponownie zasnąć, poszedłem do łazienki wziąć prysznic. Gdy pojawiłem się już wykąpany w kuchni, na stole czekały już na mnie kanapki.
- Rozumiem, że to zadość uczynienie za tak wczesną pobudkę? – zapytałem, siadając przy stole.
- No, powiedzmy… A teraz wcinaj i bez obijania, bierz się do roboty. - powiedział chłopak, siadając na przeciw mnie.
- Do roboty? - popatrzyłem na niego zaskoczony. - Przecież jeszcze dzisiaj mam wolne. - Tony spojrzał na mnie z politowaniem.
- Chodziło mi o plan zdobycia rudzielca. No, chyba myślałeś już, jak przybliżyć się na powrót do Charliego?
Kiwnąłem głową.
- A żebyś wiedział, że mam. Muszę załatwić parę rzeczy, a ty… - wyciągnąłem kartkę z kieszeni. - pojedziesz do centrum i zabukujesz bilety na film.

***
Charlie

Matt wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem.
- Żartujesz sobie. Więc, on nie był, ale był z tym Oscarem? Okłamywał cię, ty sobie podciąłeś żyły... -mówiąc to, spojrzał na mnie nieprzyjemnym wzrokiem. - ...a teraz się okazuje, że on od początku czuł to samo, co ty? - kiwnąłem głową. - Ale brazylijska telenowela. Powiem tak, rozumiem wszystko, ale próbować się zabić… Wiewióro, no co ty?
- Nie rozumiesz. Nie raz uczucie popycha nas do różnych głupich czynów. Poza tym, już jest wszystko okej. Ja… chcę mu dać szansę, ale nie tak od razu. Niech się trochę namęczy. Wycierpiałem tyle, że trochę takich tortur mu nie zaszkodzi. – powiedziałem, uśmiechając się szeroko. Blondyn pokręcił głową.
- Pewnie masz rację. Rozstałem się z moją dziewczyną. - mruknął z miną zbitego psa.
- Kurcze, no, ile to już razy ci mówiłem, żebyś poszukał sobie chłopaka? Do ciebie dziewczyny nie pasują. – powiedziałem, szczerząc się szeroko.
- Idź ty, paskudo, i przestań mnie ,,nawracać". Jeśli będę miał chrapkę na chłopięce loczki, obiecuję, że będziesz pierwszą osobą, która będzie o tym wiedzieć. - chciałem juz coś powiedzieć, gdy w moim polu widzenia pojawił się:
- Tony...
- Co?
- Tony, młodszy brat Andrewsa. Idzie w naszą stronę i… - nagle przyszło mi coś do głowy. - Możemy udawać, że jesteśmy na randce? zapytałem, czując, jak moje oczy rozszerzają się z ekscytacji.
- Ale po co? - zapytał Matt, niezmiernie zdziwiony.
- Skoro Tony tu się kręci, to na pewno zatrzymał się na kilka dni u Andrewsa. Jestem pewny, że jak nas zobaczy to nakapuje swojemu bratu, a ja...
- A ty chcesz zrobić na złość brunecikowi i dopiec mu. Rozumiem i nie widzę problemu. – powiedział, uśmiechając się do mnie kokieteryjnie i łapiąc moją dłoń. Widziałem kontem oka, jak Tony przystaje, wpatrując się w nas zdumiony. Uśmiechnąłem się szeroko.

- To działa... - szepnąłem cicho. – Matt, cieszę się, że mogliśmy się dzisiaj spotkać. Naprawdę musiałem się jakoś wyrwać z tych czterech ścian. To wszystko, co tam było… przygniatało mnie. Dobrze wyjść chociaż na chwilę z przyjacielem. Tego potrzebowałem.
- Z tobą, wiewióreczko, zawsze. – odpowiedział, całując mnie delikatnie w dłoń. – Kiedy będziesz potrzebował, przecież wiesz, że zawsze możesz się ze mną skontaktować.
- Cześć, Charlie - powiedział chłopak, gdy zatrzymał się przy naszym stoliku. Jego mina mówiła sama za siebie był zdezorientowany. Pewnie Andrew opowiedział mu o całej sytuacji między nami więc zobaczenie mnie z jakimś mężczyzną musiał być dla niego niezłym szokiem
- Cześć, Tony. Co ty tu robisz? Zatrzymałeś się u swojego brata? – zasypałem go pytaniami, starając się wyglądać, jak najniewinniej i się ie uśmiechnąć. Byłem pewny, że chłopak poleci do Andrewa i wszystko mu opowie.
-Taaak... Andrew prosił mnie bym coś załatwił dla niego. Wiesz za kare, że go obudziłem.- uśmiechnął się z lekkim błyskiem w oku. Zachichotałem.
-A...dlaczego go obudziłeś o świcie.- chłopak słysząc to wybuchnął śmiechem.
-Dokładnie. No nic ja muszę się zbierać.
- W porządku.- uśmiechnąłem się do niego.
- Tooo... na razie. – powiedział po czym zerknął z lekką niechęcią na Matta. Widać po nim było, że nie bardzo wie, jak powinien się zachować wobec blondyna.
Pomachałem mu na pożegnanie. Gdy tylko zniknął mi z zasięgu wzroku, spojrzałem zadowolony na Matta.
- Połknął haczyk, jak nic. Pewnie jeszcze dzisiaj będę mieć wizytę Andrewa. - blondyn pokręcił głową.
- Ale ty jesteś podstępny. Podstępny, przewrotny lisek. Zawsze taki byłeś? Matt był rozbawiony całą sytuacją. - Lepiej się podnoś, miałeś mi pomóc w zakupach, a one nie będą małe. Poza tym jeśli masz racje i Andrew będzie chciał do ciebie wpaść musimy się sprężać.


***
Andrew

Właśnie wyszedłem z Alice domu. Rozmawiałem z dziewczyną i dzięki niej miałem zapięty plan na ostatni guzik. Mimo, że uważała iż w całej tej sytuacji jest sporo mojej winy to przede wszystkim myślała o uczuciach Charliego. Nagle usłyszałem swój telefon.
,,- Halo."
,,- Andrew? Ty lepiej jak najszybciej przepraszaj Charliego, najlepiej na kolanach, bo inaczej ktoś ci go sprzątnie." - serce w piersi mi zamarło.
,,- Ale co się stało?" - zapytałem zdenerwowany, nie na żarty.
,,- Widziałem Charliego w galerii. Siedział w kawiarni i... był na randce. Ten facet, co z nim był, uśmiechał się do niego, trzymał za rękę i flirtował z nim. Był, cholernie, przystojny, a Charlie wydawał się być oczarowany; bardzo lekko się przy nim zachowywał, jakby znali się od dawna. Andrew, uważaj, bo może okazać się, że straciłeś już swoją szansę. Kiedy z nim rozmawiałem mimo iż wydawał się w ogóle nie przejmować moją obecnością. A ten facet całował go w rękę i flirtował z nim. Nie wiem co planujesz ale spiesz się." - powiedział i się rozłączył.
Stałem przez chwilę niczym sparaliżowany. Po chwili jednak z zacięta miną ruszyłem do kwiaciarni. Tam kupiłem mały bukiecik pomarańczowych kwiatków. Następnie ruszyłem raźnym krokiem do domu chłopaka.
Gdy stanąłem przed drzwiami chłopaka, musiałem uspokoić szybkie bicie serca. Nacisnąłem na dzwonek. Po chwili w drzwiach pojawił się Charlie.
- Co ty tu robisz? – zapytał, mrużąc groźnie oczy. Wyglądał uroczo z lekko zmarszczonym noskiem.
- Przyszedłem zaprosić cię na randkę. Byłbym zaszczycony, mogąc zachwycać się Twoją pięknością z bliska; sam na sam, w bardziej osobliwym otoczeniu. - powiedziałem już pewniejszy siebie. Rudowłosy zarumienił się lekko na drugą część mojej wypowiedzi. Przyglądał mi się przez chwilę, po czym odezwał się:
- Przyjaciele nie chodzą razem na randki, poza tym... - pochylił się w moją stronę. Do moich nozdrzy dotarł słodki zapach kokosa. - My chyba już nie jesteśmy przyjaciółmi. - pokręciłem głową.
- Jesteśmy, ale… chcę, byśmy byli kimś więcej i nie zamierzam odpuścić. - podziałem i z uśmiechem podałem mu bukiecik kwiatów. - Ich kolor i tak nie przygasi koloru twoich włosów. - powiedziałem. Charlie mimowolnie się uśmiechnął, zapewne przypominając sobie, jak w szóstej klasie dałem mu kwiatki na walentynki z dokładnie tymi samymi słowami. - Pójdziemy w jaki dzień ci pasuje, tylko się zgódź. - chłopak przyglądał się przez chwilę kwiatom, po czym powiedział:
- Nooo, dobrze, ale dopiero pojutrze, bo na jutro jestem umówiony z Mattem. Który zresztą czeka na mnie w kuchni więc wybacz ale muszę wracać do środka. – na piegowatej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek, a zielone oczy zabłysły niebezpiecznie. Wiedział, że mi się to nie spodoba. A gdy usłyszałem że ten chłopak jest w mieszkaniu mojego Charliego aż zawrzało we mnie.
- W porządku, w takim razie zadzwonię do ciebie jeszcze jutro. Do usłyszenia. - powiedziałem i nim zdążył zareagować, pocałowałem go w policzek.- A i nie myśl sobie że tak łatwo odpuszczę sobie. Zależy mi na tobie i jeszcze będziemy razem.- następnie z uśmiechem na ustach, raźnym krokiem ruszyłem do domu.

***
Charlie

Patrzyłem przez chwilę na oddalającą się sylwetkę bruneta. Powąchałem kwiatki i uśmiechnąłem się szerzej. Wszedłem do domu i z radosnym piskiem rzuciłem się na łóżko. Sięgnąłem po telefon i napisałem do Matta, który poszedł do domu godzinę temu, że muszę kupić sobie ciuchy na randkę. Ale nie żałowałem że powiedziałem mu o moim ,,gościu” bo reakcja bruneta była bardziej niż zadowalająca. Powąchałem po raz kolejny kwiatki. Ich słodki zapach powodował, że nie mogłem przestać się uśmiechać. Przez pewien czas patrzyłem się za okno by potem, z błogim wyrazem twarzy, wtuliłem się w poduszkę, myśląc o Andrewie; moim kochanym bruneciku.

***
Andrew


Gdy wróciłem do domu rzuciłem się na łózko w salonie i odetchnąłem głęboko. Nie byłem pewny co o tym myśleć z jednej strony wydawało mi się, że Charliemu nadal na mnie zależy a z drugiej ten cały Matt.
-I jak?- w progu zobaczyłem Tonego.
-Na wspak. Faktycznie Charlie spotkał się dzisiaj z kimś a mimo to przyjął moje zaproszenie. Nie rozumiem do końca tego.- powiedziałem szczerze przymykając oczy.
-Jak dla mnie to on to robi specjalnie. Chce ci trochę dokuczyć i tyle. Ale nie martw się jeśli cię naprawdę kocha tak jak ty jego a to jest pewne to będziecie razem.- uśmiechnąłem się delikatnie. Tak Tony to jednak jest najlepszy młodszy brat (mimo że nie raz denerwujący) na świecie.

-No nic będę czekać. Choć by i wieczność. Bo na moją rudowłosą kruszynę warto. 

czwartek, 9 października 2014

Rozdział 5

Przepraszam, że tak późno ale w pracy do późna byłam a i sporo rzeczy miałam do załatwienia :P no ale nic rozdział już jest. 

Andrew
Minął tydzień, od kiedy Charlie jest w szpitalu. Przez cały ten czas, mimo oporów chłopaka, codziennie go odwiedzałem, a także zajmowałem się jego mieszkaniem. Przez ten cały czas starałem się na nowo zbliżyć do niego. Charlie jednak tego wcale mi nie ułatwiał. Od naszej ostatniej rozmowy zaczął się zachowywać o wiele chłodniej. Miałem wrażenie, jakbym rozmawiał z obcą mi osobą. Mimo to, wiedziałem, że się nie poddam. Z takimi właśnie myślami, szedłem w stronę Sali, w której leżał rudowłosy. W środku, oprócz Charliego, zastałem również lekarza.
- O, świetnie, że pan jest. Pan... został dziś wypisany. Mieliśmy dzwonić po kogoś, ale skoro pan jest, to chyba nie będzie jednak konieczne. - kiwnąłem głową. Charlie nie wygląda na zadowolonego.
- Oczywiście. Zaraz przyjdziemy po wypis. - lekarz uśmiechnął się i wyszedł. - To co zbieramy się?
- A może ja poczekam na Alice? - widząc jego zawstydzoną minę, zachichotałem i pocałowałem w czubek głowy.
- Daj spokój, kruszyno, i się zbieraj. – chłopak, z naburmuszoną miną, podniósł z łóżka.
   
Piętnaście minut później, z wypisem ze szpitala, siedzieliśmy w autobusie.  
- To co, odezwiesz się do mnie? No, ja cię proszę. Chcesz, żebym łaził tak za tobą, aż do śmierci?- chłopak zerknął na mnie i w końcu się odezwał.
- Co chcesz, żebym powiedział, Andrews? Jestem zmęczony, bo nie mogłem zasnąć w nocy. Poza tym, już ci mówiłem, żebyś sobie odpuścił. To co, do tej pory się wydarzyło, było pomyłką. Zachowałem się nierozsądnie. Byłeś przecież szczęśliwy z Oscarem. Więc bądź nadal, a mi daj spokój i pozwól zapomnieć. - powiedział i odwrócił głowę w drugą stronę. Zdążyłem jednak dostrzec łzy szklące się w jego oczach.
Poczułem ból w sercu, widząc go smutnego. Wziąłem, więc bez zastanowienia, go w ramiona.
- Proszę, pozwól mi obdarować cię  szczęściem. Po prostu mi pozwól.
***
Charlie
Byłem naprawdę zły. Tak bardzo chciałem móc zapomnieć o Andrewsie, a on mi na to nie pozwalał. Gdy tylko mnie przytulił, przyszło mi na myśl, by zostać już tak na zawsze. Wiedziałem jednak, że jest to niemożliwe. Byłem pewny, że brunet jest miły teraz wobec mnie przez wyrzuty sumienia. Nie chciałem karmić swojego serca nadzieją.  
  Gdy dotarliśmy do mojego mieszkania, okazało się, że Andrews ma przy sobie klucze do niego. Jak tylko drzwi się za nami zamknęły, odezwałem się.
- Dlaczego ty nadal używasz kluczy od mojego mieszkania? Chyba w szpitalu wyraziłem się jasno. Nie chcę dłużej tego wszystkiego ciągnąć. Nie będzie nigdy 
nas. To wszystko nie ma sensu. A teraz oddawaj klucze i żegnam. – powiedziałem, starając się nie okazywać zbędnych emocji.  
- Klucze mogę ci oddać, ale nie licz, że zostawię cię samego. Zadzwonię do Alice, jak ona przyjdzie, to pójdę do domu. Nie wcześniej. – odpowiedział, wręczając mi klucze, a następnie wszedł do kuchni. - Co chcesz zjeść na obiad? Wczoraj uzupełniłem lodówkę, więc możesz wybierać. - słysząc to, skrzywiłem się nieznacznie. Nie chciałem, by on cokolwiek dla mnie robił.
  
- Nie musisz nic robić. Ugotuje coś później razem z Alice. - zawołałem i wszedłem do sypialni. Która się okazała wysprzątana na błysk. Rozglądałem się przez chwilę, po czym wzruszyłem ramionami i położyłem się na pachnącej pościeli. Nawet nie zauważyłem kiedy zmorzył mnie sen.
Gdy się obudziłem, okazało się, że Alice zdążyła już przyjść. Odetchnąłem z ulgą, widząc brak Andrewsa w pobliżu.
- I jak tam, wyspany? - zapytała blondynka, gdy tylko mnie dostrzegła.
- Tak. Długo już jesteś?
- Z jakieś pół godziny. Zaraz ugotują się ziemniaki i możemy siadać do obiadu. A teraz... - zaczęła spoglądając na mnie niepewnie. - ...powiedz mi, dlaczego tak spławiasz Andrewsa?
- Jak to? Robię to, by znowu nie cierpieć, poza tym, on jest o wiele szczęśliwszy z Oscarem, niż byłby ze mną. – powiedziałem, starając się na nią nie patrzeć.
- Ale to głupie. Przecież wy się oboje kochacie. Nie sadzisz, że wystarczająco długo się męczyliście?- pokręciłem głową i podszedłem do Katty leżącej w wózku.
- Nie... a zresztą ty... nie rozumiesz. – szepnąłem cicho, biorąc małą na ręce, nie chcąc ciągnąć dłużej tematu.
***
Andrew

Gdy wyszedłem z Charliego domu, poszedłem prosto do sklepu, by nareszcie uzupełnić braki w mojej lodówce. Kupienie potrzebnych mi rzeczy zajęło mi sporo czasu, wiec poszedłem na autobus. Gdy dotarłem nareszcie do domu, ze zdziwieniem spostrzegłem, że drzwi do mieszkania są zamknięte, tylko na jeden zamek. Wszedłem do środka i zobaczyłem… mojego brata rozwalonego na kanapie z chrupkami w dłoniach.
- A ty, co tu robisz? – zapytałem, zanosząc zakupy do kuchni.
- Pokłóciłem się z ojcem. Powiedział, że mam nauczyć się odpowiedzialności. Zabrał mi dostęp do konta w banku. Przyjechałem wiec do ciebie. – powiedział. starając się robić słodkie oczka. Spojrzałem na niego spod byka.
- Słuchaj, smarku. Jak chcesz, to sobie możesz ze mną mieszkać, ale… masz znaleźć sobie robotę na całe wakacje. Jak zacznie się rok szkolny, możesz pracować tylko w weekend, ale teraz do roboty. I usiądź jakoś po ludzku, bo jak na ciebie patrzę to wszystko mnie boli. - powiedziałem. Tony podniósł się z kanapy i niczym rzep ruszył za mną do kuchni.
- A ty, co tak wyglądasz na zmarnowanego? No i gdzie ten twój idiota, Oscarek? – zapytał, krzywiąc się niemiłosiernie na wspomnienie mojego byłego chłopaka.
- Nie wiem, nie jestem juz z nim. Niszczył przyjaźń moją i Charliego, poza tym zdradzał mnie. A jestem zmarnowany, bo ostatni tydzień przesiedziałem w szpitalu, odwiedzając rudzielca.- powiedziałem spokojnie, chowając w miedzy czasie produkty do szafek.
- W szpitalu, ale jak to? - zapytał zdziwiony.
- Normalnie. Wina kilku nie domówień i Oscara. Ale jest już dobrze, choć na pewno Charlie nie chce już mojej przyjaźni czy też miłości tak, jak wcześniej. - powiedziałem i odwróciłem się w jego stronę. - No dobra, co będziemy jeść na obiad? Decyduj się, szybko, bo inaczej ja wybiorę. – powiedziałem, uśmiechając się złośliwie.
- Pizza? Najlepsze jedzenie na świecie. - kiwnąłem głową i zadzwoniłem do pizzerii.- No, to teraz zanim pojawi się nasz obiad, opowiedz mi dokładnie, co się stało?
Odetchnąłem głośno i zacząłem opowiadać. Gdy nasza obiadokolacja się pojawiła, wzięliśmy się za jedzenie.
- Czyli wychodzi na to, że przez cały ten czas, zarówno on, jak i ty, byliście ślepi no i głupi. A Oscar tylko dopełnił czarę i Charlie nie wytrzymał. Masakra, dlaczego do mnie nie zadzwoniłeś? Może jestem jeszcze smark, ale wiesz, nie mam już dziesięciu lat, tylko jakieś osiemnaście i mógłbym ci pomóc, gdybyś tylko powiedział. No, ale... masz jakiś pomysł, jak zbliżyć się do rudego na nowo? - zaśmiałem się, słysząc ekscytacje w jego glosie.
- A co, jesteś chętny, żeby mi pomóc? – zapytałem, uśmiechając się do niego, rozbawiony.
- No, oczywiście, że tak. Od zawsze chciałem jego za szwagra, poza tym fajnie byłoby mieć rudego bratanka, albo zielonooką bratanice. – powiedział, mrugając do mnie.
- Idź, ty głupolu. – powiedziałem, uderzając go prosto w twarz poduszką.

***
Charlie
Gdy Alice wreszcie dala się wygonić do domu, zadowolony postanowiłem wziąć długa kąpiel i przemyśleć wszystko dokładnie, jeszcze raz. W łazience znalazłem pachnący kokosem zestaw do kąpieli. Zdziwiłem się lekko, widząc go, wiec sięgnąłem do karteczki przywiązanej do niego.
,,MAM NADIEJĘ, ŻE SIĘ PRZYDA. WIEM, ŻE GDZY SIĘ MARTWISZ, LUBISZ BRAĆ GORĄCĄ KĄPIEL, DLATEGO KUPIŁEM GO DLA CIEBIE. W SZAFIE MASZ DWA DUŻE, MIĘKKE RĘCZNIKI. MIŁEJ KĄPIELI :**
Twój Andrew”
Uśmiechnąłem się mimowolnie. Napuściłem cieplej wody do wanny, dodając pachnący olejek i kulę musującą. Gdy wszedłem do przyjemnie pachnącej wody, odetchnąłem głęboko, przymykając oczy na chwilę.
Sam nie wiedziałem, co mam o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony chciałem zapomnieć. Zaleczyć rany i zacząć wszystko od nowa. A z drugiej, to był mój Andrew. Był on ze mną praktycznie od zawsze, wyobrażenie sobie życia bez niego było okropne. Skoro miałem już żyć, to lepiej było spróbować zaufać, czy… prowadzić pustą egzystencję. Byłem rozdarty, a Alice wcale mi nie pomagała, mówiąc, że odtrącanie chłopaka jest złym ruchem z mojej strony. Bałem się mu zaufać. Już raz mnie oszukał. Nie byłem pewny, czy na pewno jego uczucia do Oscara były nic nieznaczące. Czy on mnie naprawdę kocha? To wszystko było jedną, wielką niewiadomą, która przyprawiała mnie o ból głowy.
Siedziałem w łazience dobra godzinę, starając się ogarnąć jakoś całą tę sytuację. Gdy wreszcie się zdecydowałem, czułem się lepiej.
,,Niech Andrew się trochę pomęczy. Skoro mnie kocha, to na pewno będzie się umiał postarać. A za to nagroda, wydaje mi się, że będzie zadowalająca.”
Z takim postanowieniem zapadłem w błogi sen z uśmiechem na ustach, mając w głowie twarz mojego kochanego Andrewa.
~*~*~*~*~*~*~ 
Spałem spokojnie, otoczony ciepłą kołdrą, gdy nagle zaczął docierać do mojej świadomośći irytujący dźwięk telefonu. Otworzyłem niechętnie oczy i sięgnąłem po komórkę.
,,- Halo?" - odezwałem się, nie do końca obudzony.
,,- Cześć, Charlie." - gdy tylko usłyszałem głos Matta w słuchawce, rozbudziłem się.
,,- Cześć. Wróciłeś do miasta?" - zapytałem.
,,-Tak. Muszę iść na zakupy i pomyślałem, że możesz mi pomoc."
,,- No pewnie. Daj mi godzinę na ogarnięcie się i pół na dotarcie na centrum... hmm, o 12 w galerii?" - zapytałem.
,,- W porządku. Czekam na ciebie." - odłożyłem telefon na szafkę i uśmiechnąłem się szeroko. Matt przeprowadził się tutaj z rodzicami w tym samym czasie, co ja, ale mieszkaliśmy od siebie dość daleko. Mimo to, często się spotykaliśmy i nasza przyjaźń przetrwała, aż do teraz. Matt został dziennikarzem, więc często wyjeżdża z miasta.
Poleżałem jeszcze przez chwilę, po czym z ociąganiem zacząłem się szykować.
Gdy pojawiłem się w galerii, z daleka dostrzegłem przyjaciela. Posłałem mu szeroki uśmiech i podszedłem bliżej.
- Cześć. Jak my się dawno nie widzieliśmy. – powiedziałem, ściskając go.
- No, chyba faktycznie dawno... – powiedział, przyglądając mi się uważnie. - ...wyglądasz nie najlepiej, Charlie. Mam nadzieję, że opowiesz mi, co się dzieje. - widząc jego nalegające spojrzenie, kiwnąłem głową i pozwoliłem się poprowadzić w stronę kawiarni. Cieszyłem się, że będę mógł z kimś porozmawiać i choć troche zrzucić z siebie swoje obawy.