Oto jest kolejny rozdział
Mam pytanie znajdzie się ktoś chętny by zostać moją betą??Przynajmniej dopóki Oli-chan nie zdecyduje się co dalej?? Jeśli ktoś był by chętny to piszcie w komentarzach albo na maila.
Mam pytanie znajdzie się ktoś chętny by zostać moją betą??Przynajmniej dopóki Oli-chan nie zdecyduje się co dalej?? Jeśli ktoś był by chętny to piszcie w komentarzach albo na maila.
Charlie
Rano,
gdy się obudziłem, czułem się dziwnie. Całą noc dręczyły mnie
koszmary. Wyszedłem z pokoju, kierując się prosto do kuchni.
Krzątał się tam już Matt, gotując coś.
-
Cześć - powiedziałem, siadając do stołu. Mężczyzna obrócił
się w moją stronę ze skrzyżowanymi ramionami.
-
Cześć. Masz mi coś do powiedzenia? Wiesz, bo nie wiem, czy kopnąć
cię teraz, czy za chwilę. - Spojrzałem na niego zaskoczony.
-
Ale dlaczego? Co już zrobiłem? - zapytałem autentycznie zdziwiony.
-
Ja bym raczej zapytał, czego nie zrobiłeś. A wspomnieć wczoraj o
tym, że jesteś w ciąży, to nie łaska? - zapytał, a ja spłonąłem
rumieńcem. - On wie? - Pokręciłem głową.
-
Chciałem mu powiedzieć, ale zrobił tę całą awanturę i nic mu
nie powiedziałem - mruknąłem niemrawo. Matt pokręcił głowa i
wrócił do gotowania.
-
Mam nadzieję, że mi wybaczysz, jak oszpecę twojego faceta -
powiedział złowieszczo, a ja mimo to zachichotałem.
-
Oj, daj spokój. Jestem pewny, że uda się wszystko wyjaśnić -
powiedziałem. Usłyszałem dźwięk mojego telefonu.- Hej, może tu
wpaść mój nowy znajomy? Wczoraj posłał mnie do lekarza.
Wiesz, martwił się i chce się ze mną zobaczyć, by upewnić, jak
to określić, ,,czy żyję, czy leże na łożu śmierci”.
- blondyn pokiwał głową, uśmiechając się
najwyraźniej rozbawiony.
-
Pewnie. Jeśli chcesz - powiedział i postawił przede mną talerz z
warzywami z patelni. - A teraz, wcinaj. - Zrobiłem tak, jak mi
kazał. Zjadłem wszystko, starając się, jak najmniej myśleć o
wczorajszych wydarzeniach. Gdy godzinę później do drzwi zadzwonił
Steven, siedziałem już w salonie z o wiele lepszym nastawieniem,
niż gdy wstałem.
***
Andrew
Jak
tylko otworzyłem oczy jęknąłem głośno. Głowa bolała mnie
niemiłosiernie. Słońce, wpadając przez okno, raziło mnie,
powodując, że miałem ochotę umrzeć.
-
Wstałeś, książę? - od drzwi doleciał mnie ironiczny głos
mojego brata.
-
O co ci chodzi? - zapytałem wciąż nieprzytomny.
-
O co mi chodzi? Hmm, może o to, co wczoraj zrobiłeś Charliemu? -
na wzmiankę o moim rudzielcu, zerwałem się z miejsca.
-
Co zrobiłem?! To, na co sobie zasłużył! Zdradził mnie! - Tony
nie wyglądał na zaskoczonego moimi słowami. - Nie jesteś
zdziwiony - stwierdziłem.
-
Jesteś idiotą. Wczoraj mi Charlie powiedział, o co się
pokłóciliście. Podczas gdy ty się zachlewałeś w pokoju, ja
zerknąłem na to zdjęcie i mogę szczerze stwierdzić, że jesteś
idiotą. Na tym zdjęciu widać, że to ty, ale po prostu ktoś
dokonał obróbki zdjęcia. Najwyraźniej ktoś chciał was
rozdzielić, a ty mu w tym pomogłeś - powiedział i wyszedł z
pokoju. Gdy jego słowa dotarły do mnie ze zdwojoną siłą, wyleciałem z pokoju niczym puszczony z procy. Na stole w salonie
znalazłem zdjęcie. Spojrzałem na nie, ale tym razem spokojnie.
Przyglądałem mu się i z każdą chwilą dostrzegałem w nim siebie
i mojego Charliego, a nie jakiegoś obcego faceta. Wyrzuty sumienia
zaczęły się do mnie dobierać. Czym prędzej poleciałem do
sypialni i sięgnąłem po telefon. Wykręciłem numer do Charliego,
ale włączyła się poczta głosowa. Przekląłem siarczyście.
Powinienem się domyślić, że nie odbierze. Nie wiedziałem gdzie
on może być. Wczoraj się zachowałem, jak ostatni chuj, wyrzucając
go z domu i nie zastanawiając się, czy będzie miał gdzie się
podziać. Teraz nie wiedziałem, gdzie go szukać. Wszystko jak
zwykle spieprzyłem…
***
Matt
Gdy
usłyszałem dzwonek poszedłem do przedpokoju, by otworzyć drzwi.
Za nimi stał najprawdziwszy anioł. Chłopak był niewiele wyższy
od Charliego, miał brązowe, lekko zawinięte przy końcach włosy.
Jego zielone oczy zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Stałem przez
chwilę wmurowany.
-
Hej, to ty jesteś Matt, prawda? Charlie mi dożo o tobie opowiadał.
- Kiwnąłem głową, odzyskując rozum.
-
A ty pewnie Steven. Wchodź, rudzielec siedzi w salonie i czeka na
ciebie - powiedziałem, uśmiechając się promiennie. Wprowadzając
go do pokoju, nie przestawałem się na niego patrzeć. Co szybko
zwróciło uwagę wiewióra, który uśmiechnął się do mnie
złośliwie.
-
Mam nadzieję, że się przedstawiłeś, Matt, temu ślicznemu? -
powiedział, a ja mimowolnie odwróciłem od szatyna wzrok, gdy ten
na mnie spojrzał.
-
Tak, przedstawił się, a ty lepiej opowiadaj, co się stało
wczoraj. - chłopak westchnął, a potem jak na spowiedzi opowiedział
o wszystkim, nie zapominając wspomnieć o dziecku. Steven z każdym
słowem wyglądał na coraz bardziej oburzonego. Gdy Charlie skończył
mówić, chłopak zerwał się z kanapy. - No, co za bubek. Jak...
jak on mógł, no, wiesz?! - rudowłosy uśmiechnął się tylko
smutno i ułożył wygodnie. Było widać jak na dłoni,że jest
śpiący. Szatyn najwyraźniej też to dostrzegł, bo powiedział:
-
Charlie, idź się połóż, a ja pożyczę od ciebie twojego
przyjaciela, bo muszę z nim porozmawiać - powiedział. Rudzielec,
słysząc to, uśmiechnął się promiennie i już po chwili zniknął
w pokoju. Zaprowadziłem Stevena do kuchni i zapytałem:
-
No, to o co chodzi?
-
Trzeba jakoś rozwiązać ten problem. Masz numer do siostry
Charliego? - Kiwnąłem głową.-To świetnie, a masz pomysł, jak
się skontaktować z bratem tego kretyna? - kolejne kiwnięcie.
-
Tak, ale co ty planujesz? - zapytałem autentycznie zaciekawiony.
-
Musimy się wszyscy spotkać. Trzeba wymyślić, jak Charlie mógłby
się spotkać z Andrewem, by wszystko wyjaśnić. A wiesz, moja babcia
zawsze mówiła, że w grupie łatwiej wpaść na jakiś pomysł. - uśmiechnąłem się i napisałem sms'y do Alice i Tonego.
Godzinę
później byliśmy w kawiarni, do której zaraz po nas przyszła
pozostała dwójka.
-
No, to po co to konspiracyjne spotkanie? - zapytał blondynek.
-
No, cóż, doszliśmy do wniosku, że dobrze by było, jakby Andrew i
Charlie spokojnie pogadali i wyjaśnili sobie całą sytuację.
Dlatego doszliśmy do wniosku, że nam się przydacie - powiedziałem,
wiedząc, że za chwilę nastąpi wybuch ze strony kobiety.
-
Co wyjaśnili?! Znowu się pokłócili?! Jak ja dorwę Andrewa, to
przecież z niego nic nie zostanie! - powiedziała oburzona.
-
Spokojnie, już wystarczająco ja go opieprzyłem. A tak poza tym,
wydaje mi się, że co nie co do niego dotarło. Więc teraz by się
przydało im jakieś spotkanie - powiedział Tony najwyraźniej dumny
z siebie.
-
Tak... tylko, że Charliego będzie ciężko wyciągnąć z domu -
powiedziałem, w duchu modląc się, by rudzielec nie chciał mnie
zabić za wygadanie się. - Po pierwsze, nadal ma żal i jest
przygnębiony. Po drugie, jestem prawie pewny, że będzie się
obawiał i nie będzie chciał powiedzieć Andrew o dziecku.
-
To znaczy, że... o rany, to cudowna wiadomość! Tym bardziej muszą
się pogodzić. Jeśli chodzi o Andrew, trochę mu jeszcze potruje i
jestem pewny, że będzie Charliego przepraszał na kolanach -
powiedział Tony, uśmiechając się szeroko. - Ale o dziecku to mu
powie Charlie.
-
No, dobra, czyli co? Ma ktoś jakiś pomysł? - zapytałem.
-
Pomysł pomysłem, ale trzeba pamiętać, że nerwy w jego przypadku
nie są wskazane. Mogą zaszkodzić i jemu i dziecku - powiedziała
Alice.
-
Tak szczerze, to ja chyba mam... - powiedział Steven. - Najlepiej będzie, jak
Tony pogada z Andrew i powie mu wprost, że powinien się spotkać z
Charliem. Potem, jak umówi się z bratem na konkretny dzień i
godzinę, zadzwoni do Matta. Natomiast jeśli chodzi o Charliego, to
może mogłabyś do niego zadzwonić pod pretekstem spotkania. Poda
mu się godzinę i miejsce ustalone wcześniej z Andrew. A potem na
miejscu spotkania zamiast ciebie będzie on czekał. No i wtedy sobie
wszystko wyjaśnią.. - kiwnąłem zadowolony głową.
-
I to jest dobry plan. Tylko dobrze by było, żebyś pogadał z
Charliem, Matt. Wiesz, podpytać jeśli chodzi o jego uczucia co do
tej sytuacji - powiedziała blondynka najwyraźniej nadal zmartwiona
całą sytuacją. Wszyscy obgadaliśmy detale i zadowoleni wyszliśmy
z kawiarni. Spojrzałem na Stevena. Chłopak powalał mnie do swych
stóp swoim wyglądem. Oczarowywał mnie. Odetchnąłem głęboko i
odezwałem się.
-
Hej, może cię odprowadzę? - zagadnąłem. Szatyn spojrzał na mnie
zaskoczony, by w następnym momencie uśmiechnąć się łagodnie.
-
Jeśli ci się chce, to chętnie.- Ruszyliśmy w stronę głównej
ulicy. - Musimy dojść na przystanek czwórki. - Kiwnąłem głową.
Przez chwilę szliśmy w ciszy, którą przerwałem jako pierwszy.
-
Długo tu mieszkasz?
-
Nie, dopiero od trzech miesięcy - powiedział. - A ty?
-
Praktycznie od urodzenia, tyle że wcześniej mieszkałem z rodzicami
na obrzeżach, dopóki się nie przeprowadziliśmy - powiedziałem.
-
No, to fajnie. Miasto jest piękne. Ja mieszkałem wcześniej w małym
miasteczku. Nic w nim specjalnego nie było ale... miało swój urok
- powiedział, uśmiechając się najwyraźniej do wspomnień.
-
To czemu się tu przeprowadziłeś? - zapytałem, ale widząc żal w
jego oczach, szybko tego pożałowałem.
-
Mój chłopak... on był ze mną, a równocześnie sypiał z innymi.
Mimo że naprawdę czułem się świetnie w jego towarzystwie, to
bolało mnie to, że nie jestem jedyny. Dlatego zerwałem z nim i
urwałem wszelkie kontakty. - Gdy zamilkł, poczerwieniał
gwałtownie.- Nie wiem, po co ci to w ogóle mówię - mruknął. -
Pewnie myślisz, że jestem głupi skoro umawiałem się z kimś
takim. - Pokręciłem głową.
-
Oczywiście, że tak nie myślę. Jedynym głupkiem jest twój były.
Naprawdę. - Chłopaka autobus zatrzymał się. Spojrzałem na niego,
widząc ulgę w jego spojrzeniu, zebrałem się na odwagę i
powiedziałem szybko: - Nigdy nie podobali mi się mężczyźni, ale
ty... ty jesteś wyjątkowy i mi się podobasz.- Szatyn otworzył
szeroko oczy. Drzwi się za nim zamknęły, a ja zadowolony ruszyłem
w stronę domu.
Gdy
wszedłem do mieszkania, otoczyła mnie cisza. Zdziwiony poszedłem
do salonu, ale nie znalazłem tam Charliego. W kuchni i w łazience
również. Gdy wszedłem do jego sypialni, okazało się że chłopak
leży skulony na łóżku.
-
Charlie, co się dzieje? - zapytałem.
-
Nie wiem. Brzuch mnie boli. - powiedział ze łzami w oczach. - Czy
myślisz, że coś nie tak jest z…
-
Spokojnie. Pojedziemy do lekarza i wszystko będzie dobrze… -
zacząłem, ale przerwałem, gdy zobaczyłem, jak rudowłosy opada na
poduszki. Czym prędzej sięgnąłem po telefon i zadzwoniłem na
pogotowie. Dwadzieścia minut później byliśmy już w szpitalu.
Charliego zabrali na badania. Lekarz wyglądał na zmartwionego, gdy
powiedziałem mu, że chłopak spodziewa się dziecka. Gdy drzwi do
gabinetu się za nimi zamknęły, zadzwoniłem do Alice.
,,-
Co jest, już wszystko ustalone?" - zapytała dziewczyna.
-Trzeba
zmienić plany.Jestem właśnie w szpitalu. Z Charliem nie jest
najlepiej. Lekarze wzięli go na badanie - powiedziałem, wpatrując
się w drzwi.
,,-
O, cholera. Będę za jakieś dwadzieścia minut” - powiedziała i
rozłączyła się. Przez chwilę stałem, zastanawiając się, co
zrobić dalej. Podjąłem jednak decyzję i zadzwoniłem do Tonego.
-
Cześć. Powiedz temu tatuśkowi od siedmiu boleści, że po pierwsze
to obije mu ryj, po drugie Charlie jest w szpitalu, a po trzecie to
dlatego, że jest w ciąży, ale chyba jest coś nie tak -
powiedziałem bez ogródek.
,,-
Jest w szpitalu? W porządku, zaraz mu powiem. Za niedługo
powinniśmy przyjechać.”
Gdy
się rozłączyłem, poczułem, że dobrze zrobiłem. Drzwi gabinetu
się otworzyły. Charlie został wywieziony na łóżku. Był
podłączony do kroplówki, a do jego brzucha była podłączona
maszyna, która wydawała odgłos bicia serca dziecka. Lekarz
podszedł do mnie.
-
Z pana przyjacielem jest już lepiej. Sprawdziłem jego kartoteki. Z
powodu tego incydentu sprzed trzech miesięcy, jego organizm jest
osłabiony. A stres wcale w niczym nie pomaga. Ten ból nie był
niczym groźnym, ale lepiej będzie jak zostanie u nas na obserwacji
-powiedział. Przeszliśmy do sali w której położyli Charliego.
Chłopak leżał spokojnie, wsłuchując się w miarowe bicie
serduszka swojego dziecka. Uśmiechał się łagodnie, przy tym
odpływając powoli do krainy Morfeusza. Spokojniejszy wyszedłem
przed salę, by poczekać na Alice. Nie musiałem wcale na nią długo
czekać.
-
I co z nim? A z dzieckiem? - od razu zasypała mnie pytaniami.
-
Lekarz powiedział, że nie zagraża nic ich życiu, ale... musi
zostać przez najbliższe kilka dni na obserwacji. Dziecko mają pod
monitoringiem - powiedziałem, na co kobieta odetchnęła z ulgą, po
czym weszła po cichu do sali Charliego. W pomieszczeniu było
słychać miarowe bicie serca dziecka oraz spokojny oddech
rudowłosego. Alice przez chwilę wpatrywała się w monitor po czym
uśmiechnęła się lekko.
-
Czyli to prawda. Wiesz, mimo że wiedziałam, to ciężko było mi
uwierzyć, że mój mały braciszek będzie miał dziecko -
powiedziała, uśmiechając się czule. - Ale nie myśl sobie, że
Andrewowi odpuszczę. Jak go dorwę, to pożałuje swojej głupoty i to
gorzko - dodała z groźnym błyskiem w oku.
-
Powiedziałaś waszym rodzicom? - zapytałem, starając się odwrócić
w tym momencie uwagę od bruneta, który niewątpliwie się tu
pojawi. Widząc tą złość, wiedziałem, że i mi się pewnie
oberwie.
-
Tak, dzwoniłam do nich. Wiedzą już o wszystkim, oczywiście, mama
jest pewna, że mimo wszystko oni się pogodzą i wszystko będzie
dobrze, ale ja nie pozwolę mu na to. Znów nagada, że będzie
dobrze, a potem go zrani. Najpierw przetrzepię skórę Andrew, a
potem może pozwolę mu porozmawiać z Charliem - powiedziała
stanowczo.
-
Ale... ty pomyślałaś o uczuciach Charliego? Może on jednak by
chciał z nim porozmawiać. Przecież oboje wiemy, że on kocha
Andrew.
-
Myślę cały czas o jego uczuciach, ale także o nim i o dziecku,
więc... - przerwała, gdy drzwi otworzyły się z rozmachem. Gdy w
progu okazał się zdyszany Andrew, na usta kobiety wślizgnął się
złowrogi uśmiech. - O, patrz, o wilku mowa, a wilk tuż tuż.
Witaj, Andrew. Chcesz dostać w łeb teraz czy za chwilę? - zapytała
bezpośrednio. Chłopak jednak nie zwrócił na nią uwagi, tylko
wpatrywał się w Charliego wielkimi oczami. Gdy zauważył aparaturę
podpiętą do jego brzucha, podszedł do niego czym prędzej.
-
O, Boże, ale ze mnie jest kretyn - powiedział, chcąc najwyraźniej
dotknąć rudowłosego, ale przeszkodziła mu Alice.
-
A ty co, przepraszam, robisz? - zapytała. Widząc ich miny doszedłem
do wniosku, że szykuje się niemała awantura, w której ja na pewno
nie chcę uczestniczyć
Jakbyś podała swoj e mail ....
OdpowiedzUsuńadres jest podany w ogłoszeniach z lewej strony:
Usuńofeliaroseopyaoi@gmail.com
Wkurwia mnie siostra Charliego. Niech sie odwali od Andrewa, bo to sprawa tylko miedzy Charliem i nim, a ona niech nie wpierdala nosa w nieswoje sprawy. A reszta serio niech trzyma jezyk za zebami. Jednemu powiedziec, ze sie spodziewa np dziecka to paple ida i juz musze sie wygadac.
OdpowiedzUsuńJa też niezbyt lubię Alice ;-; Znaczy... Trochę to chyba dziwnie brzmi z moich ust (XD), ale jakoś tak nie przepadam za podobnymi postaciami ;w; Mam nadzieję, że Charlie nie wybaczy tak szybko Andrew'owi <3
OdpowiedzUsuńWeny,
Alice
Świetny rozdział :) jak zawsze :P
OdpowiedzUsuńAlice powinna się odpimpać,no ku**a co jej do tego,ale jak przywali Andrew to będzie ubaw :D
Wenyy ;)
Super rozdział. Szkoda mi tylko Rudzielca ale Andrew to już wcale. Jak mu ktoś wreszcie da w łeb to może nabierze trochę rozumu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam F :)
A ja lubię Alice i mam nadzieję, że porządnie przywali Andrew ponieważ wątpię żeby zrobił to Charlie! A temu Idiocie zdecydowanie się należy!!! Mam szczerą nadzieję że Rudzielec tak szybko nie wybaczy temu Palantowi!!!!!!!!!!!!!!!!! Matt i Steven? Cóż podoba mi się ten pomysł :) czekam na cd, pozdrawiam B.
OdpowiedzUsuńJa moge sie zglosic na bete :)
OdpowiedzUsuńBetuje dwa opowiadania, ale autorki teraz nie prowadza bloga, wiec mam czas na takowa zabawe i przyjemnosc :)
Moje gg jakby co: 39080068
Witam,
OdpowiedzUsuńjak widać i Steven martwi się o Charliego, Andrew to wielki kretyn, chciałabym aby Charlimu tak łatwo jednak nie wybaczył..
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia