czwartek, 4 grudnia 2014

Rozdział 13

Oto jest kolejny rozdział
Mam pytanie znajdzie się ktoś chętny by zostać moją betą??Przynajmniej dopóki Oli-chan nie zdecyduje się co dalej?? Jeśli ktoś był by chętny to piszcie w komentarzach albo na maila. 





Charlie 
   Rano, gdy się obudziłem, czułem się dziwnie. Całą noc dręczyły mnie koszmary. Wyszedłem z pokoju, kierując się prosto do kuchni. Krzątał się tam już Matt, gotując coś.
- Cześć - powiedziałem, siadając do stołu. Mężczyzna obrócił się w moją stronę ze skrzyżowanymi ramionami.
- Cześć. Masz mi coś do powiedzenia? Wiesz, bo nie wiem, czy kopnąć cię teraz, czy za chwilę. - Spojrzałem na niego zaskoczony.
- Ale dlaczego? Co już zrobiłem? - zapytałem autentycznie zdziwiony.
- Ja bym raczej zapytał, czego nie zrobiłeś. A wspomnieć wczoraj o tym, że jesteś w ciąży, to nie łaska? - zapytał, a ja spłonąłem rumieńcem. - On wie? - Pokręciłem głową.
- Chciałem mu powiedzieć, ale zrobił tę całą awanturę i nic mu nie powiedziałem - mruknąłem niemrawo. Matt pokręcił głowa i wrócił do gotowania.
- Mam nadzieję, że mi wybaczysz, jak oszpecę twojego faceta - powiedział złowieszczo, a ja mimo to zachichotałem.
- Oj, daj spokój. Jestem pewny, że uda się wszystko wyjaśnić - powiedziałem. Usłyszałem dźwięk mojego telefonu.- Hej, może tu wpaść mój nowy znajomy? Wczoraj posłał mnie do lekarza. Wiesz, martwił się i chce się ze mną zobaczyć, by upewnić, jak to określić, ,,czy żyję, czy leże na łożu śmierci”. - blondyn pokiwał głową, uśmiechając się najwyraźniej rozbawiony.
- Pewnie. Jeśli chcesz - powiedział i postawił przede mną talerz z warzywami z patelni. - A teraz, wcinaj. - Zrobiłem tak, jak mi kazał. Zjadłem wszystko, starając się, jak najmniej myśleć o wczorajszych wydarzeniach. Gdy godzinę później do drzwi zadzwonił Steven, siedziałem już w salonie z o wiele lepszym nastawieniem, niż gdy wstałem.

***
Andrew
   Jak tylko otworzyłem oczy jęknąłem głośno. Głowa bolała mnie niemiłosiernie. Słońce, wpadając przez okno, raziło mnie, powodując, że miałem ochotę umrzeć.
- Wstałeś, książę? - od drzwi doleciał mnie ironiczny głos mojego brata.
- O co ci chodzi? - zapytałem wciąż nieprzytomny.
- O co mi chodzi? Hmm, może o to, co wczoraj zrobiłeś Charliemu? - na wzmiankę o moim rudzielcu, zerwałem się z miejsca.
- Co zrobiłem?! To, na co sobie zasłużył! Zdradził mnie! - Tony nie wyglądał na zaskoczonego moimi słowami. - Nie jesteś zdziwiony - stwierdziłem.
- Jesteś idiotą. Wczoraj mi Charlie powiedział, o co się pokłóciliście. Podczas gdy ty się zachlewałeś w pokoju, ja zerknąłem na to zdjęcie i mogę szczerze stwierdzić, że jesteś idiotą. Na tym zdjęciu widać, że to ty, ale po prostu ktoś dokonał obróbki zdjęcia. Najwyraźniej ktoś chciał was rozdzielić, a ty mu w tym pomogłeś - powiedział i wyszedł z pokoju. Gdy jego słowa dotarły do mnie ze zdwojoną siłą, wyleciałem z pokoju niczym puszczony z procy. Na stole w salonie znalazłem zdjęcie. Spojrzałem na nie, ale tym razem spokojnie. Przyglądałem mu się i z każdą chwilą dostrzegałem w nim siebie i mojego Charliego, a nie jakiegoś obcego faceta. Wyrzuty sumienia zaczęły się do mnie dobierać. Czym prędzej poleciałem do sypialni i sięgnąłem po telefon. Wykręciłem numer do Charliego, ale włączyła  się poczta głosowa. Przekląłem siarczyście. Powinienem się domyślić, że nie odbierze. Nie wiedziałem gdzie on może być. Wczoraj się zachowałem, jak ostatni chuj, wyrzucając go z domu i nie zastanawiając się, czy będzie miał gdzie się podziać. Teraz nie wiedziałem, gdzie go szukać. Wszystko jak zwykle spieprzyłem…

***
Matt
   Gdy usłyszałem dzwonek poszedłem do przedpokoju, by otworzyć drzwi. Za nimi stał najprawdziwszy anioł. Chłopak był niewiele wyższy od Charliego, miał brązowe, lekko zawinięte przy końcach włosy. Jego zielone oczy zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Stałem przez chwilę wmurowany.
- Hej, to ty jesteś Matt, prawda? Charlie mi dożo o tobie opowiadał. - Kiwnąłem głową, odzyskując rozum.
- A ty pewnie Steven. Wchodź, rudzielec siedzi w salonie i czeka na ciebie - powiedziałem, uśmiechając się promiennie. Wprowadzając go do pokoju, nie przestawałem się na niego patrzeć. Co szybko zwróciło uwagę wiewióra, który uśmiechnął się do mnie złośliwie.
- Mam nadzieję, że się przedstawiłeś, Matt, temu ślicznemu? - powiedział, a ja mimowolnie odwróciłem od szatyna wzrok, gdy ten na mnie spojrzał.
- Tak, przedstawił się, a ty lepiej opowiadaj, co się stało wczoraj. - chłopak westchnął, a potem jak na spowiedzi opowiedział o wszystkim, nie zapominając wspomnieć o dziecku. Steven z każdym słowem wyglądał na coraz bardziej oburzonego. Gdy Charlie skończył mówić, chłopak zerwał się z kanapy. - No, co za bubek. Jak... jak on mógł, no, wiesz?! - rudowłosy uśmiechnął się tylko smutno i ułożył wygodnie. Było widać jak na dłoni,że jest śpiący. Szatyn najwyraźniej też to dostrzegł, bo powiedział:
- Charlie, idź się połóż, a ja pożyczę od ciebie twojego przyjaciela, bo muszę z nim porozmawiać - powiedział. Rudzielec, słysząc to, uśmiechnął się promiennie i już po chwili zniknął w pokoju. Zaprowadziłem Stevena do kuchni i zapytałem:
- No, to o co chodzi?
- Trzeba jakoś rozwiązać ten problem. Masz numer do siostry Charliego? - Kiwnąłem głową.-To świetnie, a masz pomysł, jak się skontaktować z bratem tego kretyna? - kolejne kiwnięcie.
- Tak, ale co ty planujesz? - zapytałem autentycznie zaciekawiony.
- Musimy się wszyscy spotkać. Trzeba wymyślić, jak Charlie mógłby się spotkać z Andrewem, by wszystko wyjaśnić. A wiesz, moja babcia zawsze mówiła, że w grupie łatwiej wpaść na jakiś pomysł. - uśmiechnąłem się i napisałem sms'y do Alice i Tonego.
   Godzinę później byliśmy w kawiarni, do której zaraz po nas przyszła pozostała dwójka.
- No, to po co to konspiracyjne spotkanie? - zapytał blondynek.
- No, cóż, doszliśmy do wniosku, że dobrze by było, jakby Andrew i Charlie spokojnie pogadali i wyjaśnili sobie całą sytuację. Dlatego doszliśmy do wniosku, że nam się przydacie - powiedziałem, wiedząc, że za chwilę nastąpi wybuch ze strony kobiety.
- Co wyjaśnili?! Znowu się pokłócili?! Jak ja dorwę Andrewa, to przecież z niego nic nie zostanie! - powiedziała oburzona.
- Spokojnie, już wystarczająco ja go opieprzyłem. A tak poza tym, wydaje mi się, że co nie co do niego dotarło. Więc teraz by się przydało im jakieś spotkanie - powiedział Tony najwyraźniej dumny z siebie.
- Tak... tylko, że Charliego będzie ciężko wyciągnąć z domu - powiedziałem, w duchu modląc się, by rudzielec nie chciał mnie zabić za wygadanie się. - Po pierwsze, nadal ma żal i jest przygnębiony. Po drugie, jestem prawie pewny, że będzie się obawiał i nie będzie chciał powiedzieć Andrew o dziecku.
- To znaczy, że... o rany, to cudowna wiadomość! Tym bardziej muszą się pogodzić. Jeśli chodzi o Andrew, trochę mu jeszcze potruje i jestem pewny, że będzie Charliego przepraszał na kolanach - powiedział Tony, uśmiechając się szeroko. - Ale o dziecku to mu powie Charlie. 
- No, dobra, czyli co? Ma ktoś jakiś pomysł? - zapytałem.
- Pomysł pomysłem, ale trzeba pamiętać, że nerwy w jego przypadku nie są wskazane. Mogą zaszkodzić i jemu i dziecku - powiedziała Alice.
- Tak szczerze, to ja chyba mam... - powiedział Steven. - Najlepiej będzie, jak Tony pogada z Andrew i powie mu wprost, że powinien się spotkać z Charliem. Potem, jak umówi się z bratem na konkretny dzień i godzinę, zadzwoni do Matta. Natomiast jeśli chodzi o Charliego, to może mogłabyś do niego zadzwonić pod pretekstem spotkania. Poda mu się godzinę i miejsce ustalone wcześniej z Andrew. A potem na miejscu spotkania zamiast ciebie będzie on czekał. No i wtedy sobie wszystko wyjaśnią.. - kiwnąłem zadowolony głową.
- I to jest dobry plan. Tylko dobrze by było, żebyś pogadał z Charliem, Matt. Wiesz, podpytać jeśli chodzi o jego uczucia co do tej sytuacji - powiedziała blondynka najwyraźniej nadal zmartwiona całą sytuacją. Wszyscy obgadaliśmy detale i zadowoleni wyszliśmy z kawiarni. Spojrzałem na Stevena. Chłopak powalał mnie do swych stóp swoim wyglądem. Oczarowywał mnie. Odetchnąłem głęboko i odezwałem się.
- Hej, może cię odprowadzę? - zagadnąłem. Szatyn spojrzał na mnie zaskoczony, by w następnym momencie uśmiechnąć się łagodnie.
- Jeśli ci się chce, to chętnie.- Ruszyliśmy w stronę głównej ulicy. - Musimy dojść na przystanek czwórki. - Kiwnąłem głową. Przez chwilę szliśmy w ciszy, którą przerwałem jako pierwszy.
- Długo tu mieszkasz?
- Nie, dopiero od trzech miesięcy - powiedział. - A ty?
- Praktycznie od urodzenia, tyle że wcześniej mieszkałem z rodzicami na obrzeżach, dopóki się nie przeprowadziliśmy - powiedziałem.
- No, to fajnie. Miasto jest piękne. Ja mieszkałem wcześniej w małym miasteczku. Nic w nim specjalnego nie było ale... miało swój urok - powiedział, uśmiechając się najwyraźniej do wspomnień.
- To czemu się tu przeprowadziłeś? - zapytałem, ale widząc żal w jego oczach, szybko tego pożałowałem.
- Mój chłopak... on był ze mną, a równocześnie sypiał z innymi. Mimo że naprawdę czułem się świetnie w jego towarzystwie, to bolało mnie to, że nie jestem jedyny. Dlatego zerwałem z nim i urwałem wszelkie kontakty. - Gdy zamilkł, poczerwieniał gwałtownie.- Nie wiem, po co ci to w ogóle mówię - mruknął. - Pewnie myślisz, że jestem głupi skoro umawiałem się z kimś takim. - Pokręciłem głową.
- Oczywiście, że tak nie myślę. Jedynym głupkiem jest twój były. Naprawdę. - Chłopaka autobus zatrzymał się. Spojrzałem na niego, widząc ulgę w jego spojrzeniu, zebrałem się na odwagę i powiedziałem szybko: - Nigdy nie podobali mi się mężczyźni, ale ty... ty jesteś wyjątkowy i mi się podobasz.- Szatyn otworzył szeroko oczy. Drzwi się za nim zamknęły, a ja zadowolony ruszyłem w stronę domu.
     Gdy wszedłem do mieszkania, otoczyła mnie cisza. Zdziwiony poszedłem do salonu, ale nie znalazłem tam Charliego. W kuchni i w łazience również. Gdy wszedłem do jego sypialni, okazało się że chłopak leży skulony na łóżku.
- Charlie, co się dzieje? - zapytałem.
- Nie wiem. Brzuch mnie boli. - powiedział ze łzami w oczach. - Czy myślisz, że coś nie tak jest z…
- Spokojnie. Pojedziemy do lekarza i wszystko będzie dobrze… - zacząłem, ale przerwałem, gdy zobaczyłem, jak rudowłosy opada na poduszki. Czym prędzej sięgnąłem po telefon i zadzwoniłem na pogotowie. Dwadzieścia minut później byliśmy już w szpitalu. Charliego zabrali na badania. Lekarz wyglądał na zmartwionego, gdy powiedziałem mu, że chłopak spodziewa się dziecka. Gdy drzwi do gabinetu się za nimi zamknęły, zadzwoniłem do Alice.
,,- Co jest, już wszystko ustalone?" - zapytała dziewczyna.
-Trzeba zmienić plany.Jestem właśnie w szpitalu. Z Charliem nie jest najlepiej. Lekarze wzięli go na badanie - powiedziałem, wpatrując się w drzwi.
,,- O, cholera. Będę za jakieś dwadzieścia minut” - powiedziała i rozłączyła się. Przez chwilę stałem, zastanawiając się, co zrobić dalej. Podjąłem jednak decyzję i zadzwoniłem do Tonego.
- Cześć. Powiedz temu tatuśkowi od siedmiu boleści, że po pierwsze to obije mu ryj, po drugie Charlie jest w szpitalu, a po trzecie to dlatego, że jest w ciąży, ale chyba jest coś nie tak - powiedziałem bez ogródek.
,,- Jest w szpitalu? W porządku, zaraz mu powiem. Za niedługo powinniśmy przyjechać.”
      Gdy się rozłączyłem, poczułem, że dobrze zrobiłem. Drzwi gabinetu się otworzyły. Charlie został wywieziony na łóżku. Był podłączony do kroplówki, a do jego brzucha była podłączona maszyna, która wydawała odgłos bicia serca dziecka. Lekarz podszedł do mnie.
- Z pana przyjacielem jest już lepiej. Sprawdziłem jego kartoteki. Z powodu tego incydentu sprzed trzech miesięcy, jego organizm jest osłabiony. A stres wcale w niczym nie pomaga. Ten ból nie był niczym groźnym, ale lepiej będzie jak zostanie u nas na obserwacji -powiedział. Przeszliśmy do sali w której położyli Charliego. Chłopak leżał spokojnie, wsłuchując się w miarowe bicie serduszka swojego dziecka. Uśmiechał się łagodnie, przy tym odpływając powoli do krainy Morfeusza. Spokojniejszy wyszedłem przed salę, by poczekać na Alice. Nie musiałem wcale na nią długo czekać.
- I co z nim? A z dzieckiem? - od razu zasypała mnie pytaniami.
- Lekarz powiedział, że nie zagraża nic ich życiu, ale... musi zostać przez najbliższe kilka dni na obserwacji. Dziecko mają pod monitoringiem - powiedziałem, na co kobieta odetchnęła z ulgą, po czym weszła po cichu do sali Charliego. W pomieszczeniu było słychać miarowe bicie serca dziecka oraz spokojny oddech rudowłosego. Alice przez chwilę wpatrywała się w monitor po czym uśmiechnęła się lekko.
- Czyli to prawda. Wiesz, mimo że wiedziałam, to ciężko było mi uwierzyć, że mój mały braciszek będzie miał dziecko - powiedziała, uśmiechając się czule. - Ale nie myśl sobie, że Andrewowi odpuszczę. Jak go dorwę, to pożałuje swojej głupoty i to gorzko - dodała z groźnym błyskiem w oku.
- Powiedziałaś waszym rodzicom? - zapytałem, starając się odwrócić w tym momencie uwagę od bruneta, który niewątpliwie się tu pojawi. Widząc tą złość, wiedziałem, że i mi się pewnie oberwie.
- Tak, dzwoniłam do nich. Wiedzą już o wszystkim, oczywiście, mama jest pewna, że mimo wszystko oni się pogodzą i wszystko będzie dobrze, ale ja nie pozwolę mu na to. Znów nagada, że będzie dobrze, a potem go zrani. Najpierw przetrzepię skórę Andrew, a potem może pozwolę mu porozmawiać z Charliem - powiedziała stanowczo.
- Ale... ty pomyślałaś o uczuciach Charliego? Może on jednak by chciał z nim porozmawiać. Przecież oboje wiemy, że on kocha Andrew.
- Myślę cały czas o jego uczuciach, ale także o nim i o dziecku, więc... - przerwała, gdy drzwi otworzyły się z rozmachem. Gdy w progu okazał się zdyszany Andrew, na usta kobiety wślizgnął się złowrogi uśmiech. - O, patrz, o wilku mowa, a wilk tuż tuż. Witaj, Andrew. Chcesz dostać w łeb teraz czy za chwilę? - zapytała bezpośrednio. Chłopak jednak nie zwrócił na nią uwagi, tylko wpatrywał się w Charliego wielkimi oczami. Gdy zauważył aparaturę podpiętą do jego brzucha, podszedł do niego czym prędzej.
- O, Boże, ale ze mnie jest kretyn - powiedział, chcąc najwyraźniej dotknąć rudowłosego, ale przeszkodziła mu Alice.

- A ty co, przepraszam, robisz? - zapytała. Widząc ich miny doszedłem do wniosku, że szykuje się niemała awantura, w której ja na pewno nie chcę uczestniczyć

9 komentarzy:

  1. Jakbyś podała swoj e mail ....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. adres jest podany w ogłoszeniach z lewej strony:
      ofeliaroseopyaoi@gmail.com

      Usuń
  2. Wkurwia mnie siostra Charliego. Niech sie odwali od Andrewa, bo to sprawa tylko miedzy Charliem i nim, a ona niech nie wpierdala nosa w nieswoje sprawy. A reszta serio niech trzyma jezyk za zebami. Jednemu powiedziec, ze sie spodziewa np dziecka to paple ida i juz musze sie wygadac.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też niezbyt lubię Alice ;-; Znaczy... Trochę to chyba dziwnie brzmi z moich ust (XD), ale jakoś tak nie przepadam za podobnymi postaciami ;w; Mam nadzieję, że Charlie nie wybaczy tak szybko Andrew'owi <3

    Weny,
    Alice

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział :) jak zawsze :P
    Alice powinna się odpimpać,no ku**a co jej do tego,ale jak przywali Andrew to będzie ubaw :D
    Wenyy ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział. Szkoda mi tylko Rudzielca ale Andrew to już wcale. Jak mu ktoś wreszcie da w łeb to może nabierze trochę rozumu.
    Pozdrawiam F :)

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja lubię Alice i mam nadzieję, że porządnie przywali Andrew ponieważ wątpię żeby zrobił to Charlie! A temu Idiocie zdecydowanie się należy!!! Mam szczerą nadzieję że Rudzielec tak szybko nie wybaczy temu Palantowi!!!!!!!!!!!!!!!!! Matt i Steven? Cóż podoba mi się ten pomysł :) czekam na cd, pozdrawiam B.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja moge sie zglosic na bete :)
    Betuje dwa opowiadania, ale autorki teraz nie prowadza bloga, wiec mam czas na takowa zabawe i przyjemnosc :)
    Moje gg jakby co: 39080068

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam,
    jak widać i Steven martwi się o Charliego, Andrew to wielki kretyn, chciałabym aby Charlimu tak łatwo jednak nie wybaczył..
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń