czwartek, 20 listopada 2014

Rozdział 11

Dziękuję za komentarze *.*
Co do rozdziału na Szalone Fantazje Dwóch Yaoistek pojawić się powinien w ciągu najbliższych dwóch tygodni. Musicie nam wybaczyć, ale mamy trochę mało czasu....


Charlie
Następnego dnia rano, gdy jako tako się ogarnęliśmy, wzięliśmy się za pakowanie moich rzeczy. Gdy wczesnym popołudniem dotarliśmy do domu bruneta, od progu przywitał nas rozbawiony Tony.
- Hahahah i pomyśleć, że wierzyłem, że rzucisz się na niego po przekroczeniu progu tego domu. A ty już nie wytrzymałeś u niego. Hahahah. - poczerwieniałem gwałtownie, chciałem już coś powiedzieć, ale uprzedziła mnie pięść Andrewa, lądująca na głowie młodszego chłopaka.
- Nic już więcej nie mów - powiedział groźnie, mimo to, uśmiechając się lekko. Po krótkiej rozmowie, poszedłem się rozpakowywać do sypialni Andrewa i... mojej. Właśnie wkładałem moje ubrania do jednej z komód, gdy poczułem ciepłe ramiona, obejmujące mnie w tali. Uśmiechnąłem się lekko i odwróciłem w stronę mojego kochanka. Oczy chłopaka wyrażały tylko i wyłącznie ogromną miłość.
- Masz ochotę może pójść dzisiaj na jakąś randkę? – zapytał, dotykając delikatnie mojego policzka. Kiwnąłem głową.
- Z miłą chęcią, ale dopiero wieczorem, bo umówiłem się z Stevenem w galerii - powiedziałem. Andrew pocałował mnie w skroń.
- W porządku. To ja wszystko przygotuję i o dwudziestej razem gdzieś pójdziemy - powiedział i wyszedł z pokoju. Gdy tylko drzwi się zatrzasnęły, niczym zakochana małolata, podskoczyłem do góry z radość, by z następnej chwili, z niemym krzykiem na ustach, rzucić się na łóżko.
Czterdzieści minut później wyszedłem z domu, by spotkać się z nowym znajomym. Gdy byłem już prawie na miejscu, przede mną niczym z podziemi wyrósł…
- Oscar - powiedziałem zdziwiony i równocześnie zdenerwowany.
- Ooo... witaj, pokurczu. Widziałem, że się wprowadziłeś do domu mojego i mojego ukochanego. Ładnie to tak? - zapytał z szyderczym uśmiechem. – Och, ale wiesz, jestem spokojny, wiem, że niedługo on będzie znów mój, a ty nawet nie będziesz wiedział, jak i kiedy to się stało - powiedział pewnym głosem. Zbladłem gwałtownie. – Hahah, a i wiesz co, radzę ci uważać, żeby za jakiś czas nie okazało się, że zostaniesz samotnym rodzicielem. O wypadki przy pracy nie trudno, prawda? - powiedział i wesoło, wręcz podskakując, odszedł, nie zwracając na mnie uwagi. Zmartwiłem się, nie na żarty, nie wiedząc czego mogę się spodziewać po tym okropnym chłopaku.
- Wszystko dobrze? - koło mnie stał Steven i przyglądał mi się uważnie. Uśmiechnąłem się, jak najnaturalniej.
- Tak. To co, idziemy? Pokażę ci naprawdę fajne miejsca – powiedziałem, mając nadzieję, że choć na chwilę zapomnę o tym dość nieprzyjemnym spotkaniu.
***
Andrew
Gdy Charlie wyszedł z mieszkania, przymknąłem na chwilę oczy, by w następnej chwili pacnąć się prosto w czoło.
- Cholera jasna! Randka?! I gdzie ja mam go niby zabrać?! - usiadłem na krześle, głęboko się zamyślając.
- Do ogrodu botanicznego. Dzisiaj jest noc z kwiatami. Ogród jest otwarty przez całą noc, a wstęp nic nie kosztuje. - spojrzałem zaskoczony na brata, by w następnym momencie rzucić się na niego i mocno przytulić.
- Jesteś geniuszem, Tony. - ten uśmiechnął się szeroko i powiedział nieskromnie:
- Wiem o tym, ale ty mnie nigdy nie doceniasz. - puściłem go tak szybko, jak go wcześniej złapałem.
- Jesteś bardziej niż niemożliwy - powiedziałem i wyszedłem z kuchni, by zadzwonić do ogrodu, by dowiedzieć się dokładnie, kiedy jest otwierany.
Gdy Charlie wrócił do domu za piętnaście ósma, wiedziałem, że coś jest nie tak. Chłopak wyglądał na dość zamyślonego i najwyraźniej czymś zmartwionego.
- Coś się stało? – zapytałem, przyglądając mu się uważnie. Rudowłosy uśmiechnął się do mnie delikatnie i pokręcił głową.
- Nie, wszystko jest w porządku. W ogóle, to wiesz, że w sklepie, w którym pracuje Steven, potrzebują kogoś na weekendy i... będę się starał o tę posadę. - spojrzałem na niego zaskoczony.
- Ale po co? - zapytałem zdziwiony. Ten tylko pocałował mnie w policzek i uśmiechnął się po raz kolejny.
- Zobaczysz. Idę się przebrać i możemy iść - powiedział i zniknął za drzwiami sypialni. Gdy po pięciu minutach pojawił się ponownie, nie mogłem od niego oderwać wzroku. Miał na sobie dość obcisłe, jasne jeansy, idealnie podkreślające jego kształtne pośladki. Zielona koszula, jaką na siebie nałożył, podkreślała intensywny kolor jego tęczówek. Przełknąłem ślinę, nie mogąc się na niego napatrzyć. – To, co... idziemy? – zapytał, patrząc na mnie nieśmiało. Otrząsnąłem się i z uśmiechem powiedziałem:
- Oczywiście. - droga do ogrodu botanicznego minęła nam dość spokojnie. Gdy dotarliśmy na miejsce, Charlie spojrzał na mnie wzrokiem pełnym niezrozumienia.
- Co tu robimy, przecież Ogród jest teraz zam…
- Otwarty – powiedziałem, widząc, jak jego oczy zaświeciły się z ekscytacji.
- Naprawdę? To cudownie. - nie pytając mnie już o nic, pociągnął w stronę wejścia. Gdy byliśmy już w środku, zewsząd otoczyła nas bujna i kolorowa roślinność. Wszędzie rosły egzotyczne kwiaty, które wabiły nie tylko kolorami, ale też i zapachami. Mój ukochany zaczął latać od jednej rośliny do drugiej, podziwiając ją z nie małym zachwytem, a ja podążałem za nim z czułym uśmiechem, ciesząc się wewnątrz, że poprawiłem mu choć trochę humor.
***
Charlie
W ogrodzie botanicznym poczułem się niczym w innym świecie. Wszędzie zachwycały żywe barwy i słodkie zapachy. W tym momencie nie chciałem myśleć o Oscarze. Cieszyłem się możliwością trzymania mojego Andrewa za rękę i wspólnie z nim podziwiania tych niezwykłych roślin. Właśnie miałem podejść i przyjrzeć z bliska rosiczce, gdy moją uwagę przykuł całkiem inny obraz. Mężczyzna może w wieku trzydziestu lat, siedział na ławce i powoli się głaskał po dość dużym brzuchu. Wyglądał na bardzo spokojnego, a z jego oczu biło szczęście. Po chwili do ławki podbiegł mały chłopiec z kubkiem wody. Z szerokim uśmiechem podał go swojemu tacie. Za nim podążał, niewiele starszy od tego siedzącego na ławce, mężczyzna. Uśmiechał się czule do dziecka. Gdy maluch usadowił się wygodnie u boku swojego rodziciela i przytulił się, ten zajął miejsce z drugiej strony. A potem delikatnie położył dłoń na brzuchu swojego męża. Cała scena wydawała się, jakby wyrwana z jakiegoś filmu lub książki. Już miałem odejść, gdy do mojej świadomości coś dotarło. ,,Hahah, a i wiesz co, radzę ci uważać, żeby za jakiś czas nie okazało się, że zostaniesz samotnym rodzicielem. O wypadki przy pracy nie trudno, prawda?” Czy Andrew zostawiłby mnie, gdyby się okazało, że jestem w ciąży? Czy umiałby się zachować jak ten mężczyzna wobec swojego męża? Pokręciłem głową, chcąc odgonić te niedorzeczne myśli. W ciąży przecież nie byłem, bo od jednego razu raczej nie mógłbym być. A poza tym, Andrew nigdy by mnie źle nie potraktował.
- Wszystko w porządku? - jakby czytając w moich myślach, Andrew postanowił się do mnie odezwać, obejmując delikatnie.
- Tak, zagapiłem się. Chodź, chcę zobaczyć rosiczki. - brunet tylko pokręcił głową i pozwolił mi się poprowadzić.
Resztę wieczoru spędziliśmy, oglądając najróżniejsze okazy kwiatów. Gdy wracaliśmy do domu, przytuliłem się do boku mojego chłopaka, próbując się pozbyć obaw, które nie chciały zniknąć z mojej głowy. Czułem się osaczony przez swoje obawy i wspomnienia. Nagle poczułem delikatny pocałunek na skroni.
- Nie wiem, czym się tak martwisz, ale wiem, że niepotrzebnie robisz to sam - powiedział spokojnym głosem, a ja poczułem, jak po moich policzkach spływają powoli łzy.
- Nie, to nic. Już nic, ale... pocałuj mnie... proszę - szepnąłem cicho. Andrew, bez chwili zastanowienia, zrobił, o co go prosiłem. Jego wargi były ciepłe. Dawały mi w tym momencie poczucie bezpieczeństwa, miłości, a także ogromnego pożądania, jakie nas ogarnęło. Gdy tylko weszliśmy do klatki schodowej, Andrew bez żadnego ostrzeżenia wziął mnie na ręce.
- Co ty robisz? Musimy się uspokoić. Nie zapominaj, że w domu jest twój brat. - brunet uśmiechnął się tylko szeroko i pocałował mnie po raz kolejny.
- Nie ma go, postanowił nocować u kolegi. - gdy weszliśmy do domu ruszył prosto do naszej sypialni. - Także mamy całą noc tylko dla siebie - dodał i zaczął mnie rozbierać. Wszelkie wątpliwości czy też obawy, jakie gdzieś na dnie mojego umysłu się kołatały, zniknęły jak ręką odjął. A to dzięki niemu.
***
Andrew
Gdy po wszystkim leżeliśmy w łóżku, Charlie przytulał się do mnie, mrucząc prawie jak Mefistofeles.
- A ty, co? – zapytałem, delikatnie wplatając palce w jego włosy. Kochałem ten delikatny rudy kolor. Tak samo, jak te zielone, błyszczące oczy i drobne piegi, obsypujące jego policzki i nos. Pocałowałem go delikatnie w policzek, na co ten się uśmiechnął.
- Wiesz... dzisiaj ktoś powiedział mi, że za niedługo się nacieszysz moją bliskością i nawet nie zauważę, gdy znikniesz, ale teraz... gdy mnie przytulasz, mam poczucie, że to niemożliwe... bo ty mnie kochasz. Prawda? – zapytał, a ja spojrzałem na niego zszokowany.
- Oczywiście, że tak. Nie masz nawet w co wątpić – powiedziałem, przytulając go mocno. Chłopak odprężył się i wtulił bardziej we mnie.
- To dobrze. Ja ciebie... kocham – powiedział, zasypiając, a mnie zostawiając z głową pełną pytań.
***
Tony
Szedłem właśnie ze znajomym do naszego stolika, wraz z zamówionymi napojami, gdy moją uwagę przykuł pewien chłopak. Ale nie byle jaki, tylko... istne bóstwo. Idealny przykład niegrzecznego chłopca polanego lukrem. Zatrzymałem się, aż czując się, niczym rażony prądem. Chciałem się ruszyć z miejsca, by nie sterczeć w miejscu jak idiota, gdy moje bóstwo odwróciło głowę w moją stroną i spojrzało prosto w moje oczy. Jego wzrok był niesamowity, jakby fioletowy, niczym bez, z dodatkiem delikatnego różu. Piękne...
- Eeee... Hej - powiedziałem niepewnie. Chłopak przyglądał mi się przez chwilę, po czym z drapieżnym uśmiechem podszedł do mnie i powiedział:
- Cześć, śliczny, co tutaj robisz? - czułem się, niczym zahipnotyzowana przez węża ofiara.
- Przyszedłem z kumplem, by nie przeszkadzać starszemu bratu dobierać się do jego partnera - chłapnąłem bardzo szczerze i poczerwieniałem widowiskowo.
- Hmm, to dość miłe z twojej strony. Mogę się dosiąść? – zapytał, a ja tylko kiwnąłem głową, nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieje. - Samuel. - wyciągnął w moją stronę dłoń. Uścisnąłem ją nieśmiało, nie mogąc uwierzyć, że jego imię brzmi tak niesamowicie... anielsko. Pokręciłem głową, mając nadzieję odgonić te niedorzeczne myśli.
- Tony, a to… - powiedziałem, wskazując na znajomego, gdy podeszliśmy do stolika - ...jest Josh.
Blondyn, jakby nie do końca zainteresowany tym faktem, spojrzał na mnie płonącym wzrokiem. Poczułem, jak dreszcz przebiega mi po plecach.
- Piękne imię, Tony – powiedział, przeczesując delikatnie moje włosy. Po czym delikatnie mnie pocałował w usta. Skamieniałem. Chłopak spojrzał na zegarek na swoim nadgarstku i uśmiechnął się przepraszająco. – Cóż, jest później, niż myślałem i na mnie już czas, ale mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy - powiedział i wsadzając w moją dłoń kartkę, odszedł powoli w stronę wyjścia.
***
Samuel
Gdy wyszedłem z baru, nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Nareszcie po 10 latach znów spotkałem mojego Tonego.
,,Stałem na środku polanki w parku. Wszędzie dookoła było mnóstwo kwiatków. Słyszałem, jak dalej na placu zabaw bawią się dzieci. Posmutniałem lekko. Żadne z nich nie chciało się ze mną bawić. Bały się mnie, mówiąc, że mam dziwne oczy. Miały one delikatny fioletowo-różowy kolor. Dokładnie taki sam, jaki mojej mamusi. Mi się podobały, ale inne dzieci uważały, że jest brzydki. Westchnąłem głośno i usiadłem zrezygnowany na trawie.
- Dlaczego siedzisz tu sam? - usłyszałem ciche pytanie za sobą. Gdy się odwróciłem, zobaczyłem chłopca o czarnych włoskach i złotych oczkach.
- Bo mam nietopo... nietypowy kolor oczu. I inni mówią, że jestem dziwny.– powiedziałem po czy dodałem gdy zrozumiałem, że też się z innymi dziećmi nie bawi.- Ty też dlatego się z nimi nie bawisz. Bo masz nietypowy kolor?- zapytałem, wpatrując się w niego z niedowierzaniem. Chłopiec przekrzywił głowę na bok i powiedział:
- Nietypowy? Dlaczego? Mam złote oczka. Przecież to normalny kolor tak, jak i twój - powiedział z szerokim uśmiechem. - Jestem Tony. Chcesz się pobawić? – zapytał, wyciągając w moja stronę dłoń. Kiwnąłem głową.
Gdy wieczorem Tony musiał już wracać do domu, podszedłem do niego i pocałowałem go w policzek.
- Kiedyś, jak się znów spotkamy, to zostaniesz moją żoną. Będziemy już na zawsze razem Oboje z nietypowymi kolorami oczu - powiedziałem uroczyście, na co on tylko zachichotał.
- Masz normalny kolor. Fioletowy, a przy tym bardzo ładny - powiedział i machając mi na pożegnanie, odszedł ze swoją mamą.”
Tak, teraz będziemy już na zawsze...

5 komentarzy:

  1. ,,- Tak. To co, idziemy? Pokarzę ci naprawdę fajne miejsca – powiedziałem, mając nadzieję, że choć na chwilę zapomnę o tym dość nieprzyjemnym spotkaniu." uch.... ,,POKAŻĘ" POKAŻĘ! Ż Ż Ż Ż Ż Ż!
    Glupi Oscar mnie juz wkurza. Niech sie w koncu odwali od biednego Charliego. Chociaz przyznam, nie zaszkodzi mi drama ;D
    Na poczatku myslalem, ze Tony natknal sie na Oscara. Szkoda, ze tak sie nie stalo, ale i tak jestem ciekaw kim jest Samuel. Troche glupie bylo to, ze go pocalowal w usta. Pierwsze spotkanie, do tego w sekunde sie domyslil, ze Tony jest gejem?
    Pozdrawiam



    Damiann

    OdpowiedzUsuń
  2. Oooooooooooo
    SUPER
    To teraz mamy dwie parki ^•^
    Niepokoi mnie Oskar i jestem ciekawa czy Charlie zajdzie w ciąże ( mam dylemat na co bardziej czekać T^T )
    Pozdro i weny :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaki znowu Samuel? T^T </3 Oskar jest beznadziejny, nienawidzę go z całego mojego małego, uroczego i delikatnego serduszka ;_; Samuela w sumie mogłabym polubić gdyby nie to, że liczyłam na Matt x Tony XDD Ale cóż, bywa :c

    Weny,
    Alice

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    oby Oscar czegoś nie wymyślił, chociaż uważam, ze Charlie powinien powiedzieć Androwi o tym spotkaniu z Oscarem, ciekawe czy Tony skojarzy Samuela z tym chłopcem, z którym kiedyś się bawił....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń