Czyżby było was coraz mniej tutaj ???
Charlie
Stałem
za ladą. Nie czułem się za dobrze, ale starałem się nie zwracać
na to uwagi. Mieszkałem u Andrew od dwóch miesięcy. Niestety, nie
mogłem już mówić, że się nam świetnie układa. Jakoś od dwóch
tygodni zachowywał się dziwnie. Był nerwowy, wściekał się o
byle co i odsuwał mnie od siebie. Nie wiedziałem, co jest tego
powodem, a on sam nie chciał mi tego wyjaśnić. Tony próbował z
nim porozmawiać, ale bez większego efektu. Wydałem kolejną resztę
z kasy i z westchnieniem usiadłem na krześle.
-
Co jest, Rudzielcu? Wyglądasz, jakbyś miał problem. Co się
dzieje? - pokręciłem lekko głową z uśmiechem.
-
Wszystko dobrze. Naprawdę. Po prostu nie dogaduję się ostatnio
najlepiej z moim chłopakiem - powiedziałem.
-
Żartujesz? Przecież można by powiedzieć, że jesteście dla
siebie stworzeni. Więc, w czym problem? - zapytał, opierając się
o blat.
-
Szczerze, to ja sam nie wiem. Po prostu ostatnio zaczął się
zachowywać inaczej. Jakby z dystansem. A gdy próbuję z nim
rozmawiać, odwraca głowę i wychodzi z pokoju. Wieczorami, gdy
przychodzę do sypialni, od razu przewraca się w drugą stronę i
udaje, że śpi. Ja nie wiem, co robię źle i nie mogę tego
naprawić - powiedziałem ze zrezygnowaną miną.
-
Hmm, no to faktycznie coś jest nie tak. No, ale poza tym to, coś
się jeszcze dzieje? Widzę, że chodzisz jakiś taki nieswój.
-
Nie najlepiej się czuję. Kręci mi się w głowie ostatnio i trochę
mi niedobrze, ale wiesz, nerwy zawsze źle na mnie działały. Mam
nadzieję, że jak dogadam się wreszcie z Andrew, to mi przejdzie. -
podniosłem się z miejsca. Steven patrzył na mnie z niepokojem, ale
postanowiłem nie zwracać na to uwagi. - Poza tym, umówiłem się
na wizytę u lekarza, więc się nie zamartwiaj.
***
Andrew
Siedziałem
w domu z kolejnym listem w dłoni. Od dwóch tygodni, prawie
codziennie dostawałem listy od tajemniczego ,,przyjaciela”, jak to
się sam określił nadawca. Nie wiedziałem, czy chce go przeczytać.
Po chwili ciekawość jednak zwyciężyła.
,,
Witam.
Cóż,
pewnie się domyślasz, dlaczego do Ciebie piszę. Mam dla ciebie
nową porcję informacji. Otóż, Twój ukochany Charlie poczynił
duże postępy, co do swojego nowego związku. Widziałem, jak
prowadził tego mężczyznę do swojego starego mieszkania. Nie chcę
nic mówić, ale chyba się domyślasz, co tam robili. Dochodzę do
wniosku, że nie umiesz chyba o biedaka zadbać. Skoro szuka przygód
w ramionach innych, to o czymś świadczy. Ale jestem pewny, że nie
do końca nadal mi wierzysz, więc... w kopercie dołączyłem
zdjęcie.
Pozdrawiam
twój przyjaciel”
Sięgnąłem
trzęsącą się dłonią do koperty. W środku, tak jak pisało w
liście, było zdjęcie. Moje oczy rozszerzyły się z
niedowierzania. Patrzyłem, jak mój Charlie w namiętnym szale wtula
się w objęcia obcego faceta. Krew we mnie zawrzała. Patrząc na to
zdjęcie, wiedziałem, że dzisiaj rozmowa mnie nie ominie.
Resztę
dnia spędziłem jak na szpilkach, wyczekując powrotów mojego
,,wiernego” partnera. Prychnąłem zdegustowany. Gdy nareszcie
drzwi od mieszkania się otworzyły, wyszedłem na przedpokój.
-
Witam, mój drogi.
***
Charlie
Wyszedłem
z pracy skąd ruszyłem prosto do przychodni. W poczekalni nie było
dużo osób. Już godzinę później byłem w gabinecie.
-
Dzień dobry, Charlie. - mężczyzna w średnim wieku, siedzący za
biurkiem, uśmiechał się do mnie. Był on przyjacielem mojego ojca
oraz moim lekarzem, odkąd byłem małym chłopcem. - No to, co się
dzieje? - zapytał z przyjaznym uśmiechem.
-
Nie wiem, od dwóch tygodni mam zawroty głowy i trochę mi
niedobrze. Wydaje mi się, że to ma coś wspólnego z tym, że
ostatnio nie dogaduje się z chłopakiem - powiedziałem zawstydzony,
że z byle powodu zawracam głowę.
-
W porządku, usiądź na kozetce - powiedział. Wykonałem polecenie.
Mężczyzna najpierw mnie osłuchał. Potem zaprowadził mnie do
gabinetu, w którym wykonuje się USG.
-
Teraz zobaczymy, co z tym twoim brzuchem. - zaczął rozsmarowywać
żel. Po chwili jeździł już głowicą po moim brzuchu. Przez
pewien czas przyglądał się monitorowi w skupieniu, po czym
powiedział z szerokim uśmiechem na ustach: - No, mój drogi.
wszystko jest w jak najlepszym porządku. Maluszek ma już osiem
tygodni i ma się świetnie. Ma już malutkie paluszki u rączek i
nóżek - powiedział, a ja otworzyłem szeroko usta.
-
Co? Ale jak? Znaczy, że ja… - nie wiedziałem, co chcę
powiedzieć.
-
Jesteś w ciąży - powiedział mężczyzna, pomagając mi usiąść
i się oporządzić. Po chwili dostałem do ręki małe zdjęcie
mojego maleństwa. Patrzyłem na nie, wciąż nie mogąc w to
uwierzyć. Przez następne dwadzieścia minut lekarz tłumaczył mi
wszystkie rzeczy, jakie powinienem wiedzieć oraz wcisnął mnóstwo
broszur. Do domu wracałem jak na skrzydłach. Nie mogłem się
doczekać, kiedy będę mógł powiedzieć Andrew o wszystkim. Gdy
nareszcie dotarłem do mieszkania, zadowolony otworzyłem drzwi i
wszedłem do środka. Już chciałem się odezwać, kiedy usłyszałem…
-
Witaj, mój drogi. - spojrzałem zaskoczony na mojego kochanka, który
stał przede mną.
-
Cześć, mam dla ciebie nowinę…
-
Zdradzasz mnie i chcesz się do tego nareszcie przyznać? Trochę za
późno, bo ja już o wszystkim wiem. - otworzyłem szerzej oczy.
-
O, czym ty... mówisz. Jak to, zdradzam cię? Przecież ja nigdy bym…
- zacząłem cicho, nie wiedząc, czego mam się spodziewać.
-
Nie kłam! Widziałem na zdjęciu, jak całujesz się z jakimś
facetem w swoim mieszkaniu. Więc nie zaprzeczaj. Oskarżałeś
Oscara, a sam nie jesteś lepszy - powiedział z wyraźną złością
czającą się w jego spojrzeniu.
-
To nie możliwe! Ja nigdy bym czegoś takiego nie zrobił! Kocham
cię, jak możesz coś takiego mówić?! - wykrzyknąłem wytrącony
z równowagi.
-
Nie kłam mi w żywe oczy. Chcesz dowodu, proszę - powiedział i
rzucił w moją stronę kopertę. Wewnątrz znalazłem zdjęcie.
Byłem na nim ja i…
-
Andrew, ale przecież to…
-
Co?! Może powiesz mi, że to nie ty?! Przecież nie da się ciebie
nie rozpoznać - powiedział, podchodząc do mnie i wyrywając mi z
dłoni kopertę.
-
Ale Andrew na tym zdjęciu jesteśmy... my... przecież... - zacząłem
się coraz bardziej denerwować. A w moich oczach zaczęły się
zbierać niechciane łzy.
-
Co my?! Jakie my?! Widzę, że WY najwyraźniej świetnie się
bawicie i macie w planach rozwijać tę znajomość! Już raz miałem
pecha i drugi raz nie będę się zastanawiał. Masz się wyprowadzić
i to jeszcze dzisiaj! - spojrzałem na niego zszokowany. Moje ręce
zaczęły się trząść.
-
Andrew, daj mi coś ci powiedzieć. Proszę, na to wszystko jest
wyjaśnienie - powiedziałem, ale mężczyzna nawet nie chciał tego
słuchać.
-
Powiedziałem. Wynocha. Ale już! Pakuj się i wracaj do siebie! -
wykrzyknął.
-
Jakie do siebie? Przecież ja mieszkanie sprzedałem i nie mam gdzie
iść - powiedziałem cicho. - Poza tym, chociażby właśnie ten
szczegół powinien ci dać do myślenia. Jak mogłem być u siebie w
domu, skoro go sprzedałem…? - zacząłem, ale on już poszedł do
salonu, przy okazji otwierając drzwi do... naszej sypialni. Ze łzami
w oczach poszedłem do pokoju. Spakowałem swoje rzeczy i wyciągnąłem
telefon.
,,-
Halo?”
,,-
Cześć, Matt… Słuchaj, czy możesz po mnie przyjechać?” -
zapytałem, starając się pohamować i nie rozkleić.
,,-
Co? A gdzie jesteś?” - zapytał wyraźnie zdziwiony.
,,-
W mieszkaniu Andrew." - na chwilę zaległa cisza.
,,-
W porządku. Za jakieś piętnaście minut będę. Czekaj na mnie
przed blokiem” - powiedział i się rozłączył.
Wziąłem
obie torby w ręce i wyszedłem z pokoju. Wyjąłem klucze z kieszeni
i położyłem na stole w salonie. Spojrzałem na Andrew, mając
nadzieję, że może uda mi się jednak to wszystko wyjaśnić, ale
ten nawet na mnie nie spojrzał. Z bólem w sercu oraz łzami
płynącymi po policzkach, wyszedłem z mieszkania, biorąc jeszcze
mojego kota.
***
Tony
Od
dwóch miesięcy praktycznie bez przerwy spotykałem się z Samuelem.
Chłopak był niesamowity. Jego osoba przyciągała mnie, niczym
magnes. Jedno jego spojrzenie, a ja jestem wstanie dla niego zrobić
wszystko. Zaczynałem z każdym dniem dochodzić do wniosku, że...
chyba się w nim zakochałem. Szliśmy właśnie w stronę mojego
domu. Wcześniej byliśmy w kinie i w parku.
-
A ty, co taki markotny, piękny? - zapytał, spoglądając na mnie.
-
Wiesz, od jakiegoś czasu mój brat się dziwnie zachowuje. Zaczął
unikać swojego chłopaka, traktować go z chłodnym dystansem.
Wiesz, ja próbowałem z nim jakoś porozmawiać, ale mnie nie
słuchał - powiedziałem. Ostatnio ten problem bez przerwy zaprzątał
moje myśli. Samuel uśmiechnął się do mnie ze zrozumieniem i
przytulił. Poczułem, jak na moje policzki wkrada się ognisty
rumieniec.
-
Wiesz, to jest jego problem. Jeśli nie chce wyjaśnić, co go trapi,
to ty nic z tym nie zrobisz.
-
Ja, na miejscu Charliego, byłbym zły, gdyby osoba, na której mi
zależy, ukrywałaby coś przede mną - powiedziałem, patrząc mu w
oczy. Blondwłosy przyglądał mi się przez chwilę intensywnie, po
czym nachylił się i mnie pocałował. Przez chwilę mnie
zamurowało. Czując jednak ciepło jego języka, oddałem mu
pocałunek. Gdy się ode mnie odsunął, przytuliłem się do niego.
Resztę drogi spędziliśmy w ciszy. Cieszyłem się z naszej
bliskości. Gdy byliśmy już pod blokiem, chciałem już coś
powiedzieć, ale zobaczyłem, jak z bramy wybiega zapłakany Charlie
z kotem i torbami w dłoniach. Chłopak trząsł się cały, a kot
wtulał się w niego.
-
Charlie? Co się stało? - zapytałem, podchodząc do niego razem z
Samuelem. Chłopak przystanął i spojrzał na mnie załzawionymi
oczami.
-
Ja... co... nie wiem. Andrew... on dostał list... i zdjęcie. To
zdjęcie to podróbka, ale on... on nie chce słuchać. Kazał mi się
wynosić… - powiedział i odszedł szybkim krokiem w stronę auta,
które zostało zaparkowane. Wysiadł z niego Matt, którego jakiś
czas temu mi przedstawił. Chwilę później, już zapakowani,
odjechali, znikając mi z oczu. Spojrzałem skruszony na Samuela.
-
Ja chciałem z tobą jeszcze chwilę porozmawiać, ale... ja muszę
się dowiedzieć, co się dzieje. - chłopak uśmiechnął się do
mnie tylko.
-
Spokojnie, idź. Spotkamy się jutro - powiedział, po czym pocałował
mnie i spokojnym krokiem odszedł, zostawiając mnie samego.
Patrzyłem chwilę za nim, po czym na miękkich nogach wszedłem do
klatki schodowej, by porozmawiać sobie z moim braciszkiem.
***
Samuel
Szedłem
ulicą z niemrawą miną, mając w głowie słowa Tonego:
,,-
Ja, na miejscu Charliego, byłbym zły, gdyby osoba, na której mi
zależy, ukrywałaby coś przede mną”. Jeśli jestem osobą, na
której mu zależy, to czy wybaczy mi, że też coś przed nim
ukrywam?
***
Charlie
Jak
tylko samochód się zatrzymał, Matt wysiadł i wziął moje bagaże.
Weszliśmy
do jego mieszkania. Kot od razu wyskoczył mi z rąk i pobiegł do
kuchni. Blondyn zaprowadził mnie do salonu i posadził na kanapie.
-
A teraz jak na spowiedzi, mów, co się stało, bo inaczej drania
wykastruje - powiedział. Uśmiechnąłem się do niego smutno.
-
Od jakiegoś czasu Andrew zaczął się dziwnie zachowywać.
Początkowo myślałem, że może ma jakiś problem, o którym nie
chce mi powiedzieć. Ale jak się dzisiaj okazało, ktoś od dwóch
tygodni wysyłał mu listy z opowieściami, jak to go zdradzam.
Dzisiaj natomiast dostał zdjęcie, na którym jestem ja i ,,ktoś”
w dość dwuznacznej pozycji. Tyle że na tym zdjęciu jestem ja i
Andrew. Ale on tego nie widzi. Ktoś to zdjęcie obrobił, ale on nie
chciał mnie słuchać - pozwiedzałem ze smutkiem.
-
No, co za idiota. Zaufanie to on do ciebie ma, nie ma co - odparł z
niesmaczną miną.
-
Hej, czy... mogę się położyć? - zapytałem zmęczony. Matt
pokiwał głową i wyszedł z salonu, by po chwili wrócić i
zaprowadzić mnie do małego pokoiku, gdzie czekało już na mnie
pościelone łóżko. Poszedłem się ogarnąć do łazienki. Chwilę
później leżałem w łóżku. W dłoni trzymałem zdjęcie USG,
które dostałem od lekarza. Czułem żal, że nie mogłem się
podzielić tą nowiną z Andrew. Kot po chwili wskoczył na łóżko
i położył się przy mnie. Zmęczony całym dniem, niedługo
później zasnąłem.
***
Matt
Gdy
byłem gotowy już do spania, zaszedłem do pokoju, w którym spał
Charlie, by sprawdzić, jak się czuje. Chłopak leżał zwinięty w
kłębek na pościeli. Podszedłem do niego, by go zakryć i wtedy
dostrzegłem, że na poduszce obok niego leży zdjęcie. Zazgrzytałem
zębami, gdy zrozumiałem, jakie fantastyczne nerwy zafundował
chłopakowi jego facet. Po cichu wyszedłem z pokoju, planując, jak
przemówię do rozsądku brunetowi.