Bardzo dziękuję za komentarze :)
Między niedzielą a poniedziałkiem powinien się pojawić nowy rozdział Owocnej Terapii
Charlie
Mimo
że do pracy miałem na dziesiątą, tego dnia wstałem jednak już o
godzinie szóstej trzydzieści. Zebrałem się i wyszedłem z domu
prosto do sklepu. Chciałem zrobić niespodziankę przyjacielowi, by
wynagrodzić mu to, że nie mogłem wczoraj przyjść, gdy
potrzebował. Gdy wieczorem zadzwonił do mnie z pytaniem, czy
mógłbym do niego przyjść, już po głosie słyszałem, że coś
jest nie tak. Nie mogłem jednak przyjechać, gdyż zostałem z małą
Katy. Dlatego teraz właśnie kupowałem mleko, kakao, świeże
rogaliki i masło w kostce.
Zadowolony,
gdy wyszedłem ze sklepu, ruszyłem prosto do domu Andrewsa. Gdy
stanąłem przed drzwiami do jego mieszkania, otworzyłem je cicho
kluczami, które miałem. Po chwili byłem już w środku. Pierwsze,
co wyczułem, to okropny smród przetrawionego alkoholu. Krew we mnie
zawrzała, a mój spokojny, jak do tej pory, nastrój zmienił się o
sto osiemdziesiąt stopni. Zostawiłem zakupy w kuchni i poszedłem
do sypialni chłopaka. Ten leżał w poprzek łóżka w pomiętej
pościeli. Okna były zasłonięte ciężkimi zasłonami, po podłodze
walały się puszki po piwie i opakowania po chrupkach. Widząc to
wszystko, z diabolicznym uśmiechem poszedłem do łazienki. Tam
zajrzałem do szafki pod zlewem, szukając wiaderka. Gdy je
znalazłem, napełniłem je zimną wodą i zadowolony wróciłem do
pokoju. Po cichu odsłoniłem okna, wpuszczając słońce do środka.
Następnie podszedłem do łóżka i z ogromną satysfakcją wylałem
wodę wprost na głowę śpiącego Andrewsa.
-Aaaa!
Co jest, do cholery?- wrzasnął, zrywając się do siadu z iście
morderczym spojrzeniem, które złagodniało, gdy tylko mnie
dostrzegł. Chłopak cofnął się w róg łóżka, patrząc na mnie,
niczym zbity szczeniak.- A… a to za co ?- zapytał niepewnie.
-Za
co?! Coś ty sobie myślał, wlewając w siebie tyle alkoholu?!
Przecież dobrze wiesz, że ci go nie można!- krzyknąłem i
złapałem go za ucho, niczym nieposłuszne dziecko.
-Ał,
ał, ał… Charlie, proszę, pość.- powiedział błagalnie,
trzymając moją dłoń.
-W
tej chwili do łazienki! Za piętnaście minut widzę cię w kuchni
ogarniętego i przypominającego człowieka, a nie zombie.-
powiedziałem i z wysoko uniesioną głową wyszedłem z jego
sypialni. W kuchni postawiłem mleko w garnku na gazie i zacząłem
przygotowywać rogaliki, czekając na Andrewsa. ,, Mam nadzieję,
że mi powie, co się wczoraj stało”.
***
Andrew
Wszedłem
pod prysznic, puszczając chłodna wodę. Ciągle miałem przed
oczami rozwścieczoną twarz Charliego.
Po
wczorajszej rozmowie z Oscarem czułem się naprawdę źle. Gdy
wczoraj Charlie nie mógł do mnie przyjść, postanowiłem utopić
żale w piwie. Było to głupie z mojej strony. Teraz dokuczał mi
kac, wątroba odezwała się boleśnie, po raz pierwszy od paru
miesięcy, a w kuchni czekał na mnie rozwścieczony rudzielec.
Odetchnąłem
głęboko i po raz kolejny wróciłem do wczorajszego spotkania z
blondynem.
,,
Gdy wszedłem do kawiarni, Oscar siedział juz przy stoliku.
Podszedłem do niego i bez słowa usiadłem na krześle na przeciw.
-Cieszę
się, że przyszedłeś.- powiedział, uśmiechając się niby z
radości, ale wiedziałem, że nie jest to prawdziwe.
-Nie
mam czasu na słodkie rozmowy. Mów, co chcesz i daj mi spokój.-
powiedziałem obojętnie, zerkając jednak na niego.
-Andrews,
ja…chciałbym, byś dał mi szansę. To, co zrobiłem ostatnio było
naprawdę głupie i niewybaczalne…- słysząc, co mówi,
postanowiłem mu przerwać.
-To,
skoro wiesz, że było głupie i niewybaczalne, to po co w ogóle
zaczynasz ten temat?- zapytałem, patrząc na niego otwarcie, jak na
głupka.
-No,
bo ja…chciałbym, byśmy się spotykali na razie chociaż, jak
przyjaciele.- powiedział, posyłając mi niewinne spojrzenie,
przejeżdżając dłonią po moim udzie. Spojrzałem na niego
zaskoczony. Mimo że uważałem jego zachowanie za naprawdę żałosne,
zgodziłem się na to.”
Nadal
nie rozumiałem, co mnie wczoraj podkusiło, a jednak nie mogłem
cofnąć czasu. Gdy wszedłem do kuchni, na stole stał kubek z
ciepłym kakao, talerz z rogalikami oraz… kubek z wodą i aspiryna.
Uśmiechnąłem się z wdzięcznością do Charliego i usiadłem na
krześle.
-Dobra.
A teraz gadaj, co się wczoraj stało? I nie mów mi, że byłeś u
rodziców, bo w życiu w to nie uwierzę.- powiedział spokojnie,
popijając kakao. Spuściłem lekko wzrok i odezwałem się:
-Wczoraj
napisał do mnie Oscar.- widziałem, jak chłopak cały stężał.-
Spotkałem się z nim i wyjaśniłem parę rzeczy.- powiedziałem,
starając się brzmieć jak najbardziej szczerze.
-Jesteście
znów razem?- zapytał cicho. Nie wiedziałem, co mam odpowiedzieć.
Jednak odpowiedziałem, czym prędzej:
-Nie
- Charlie odetchnął głęboko, a ja poczułem się jak ostatni
oszust, gdy chłopak uśmiechnął się do mnie.
-Cieszę
się. Mądrze robisz. Ja… wiem, że ci jest ciężko, ale
przynajmniej nie jesteś oszukiwany.- kiwnąłem galową niemrawo.
Dopiłem kakao, zjadając do końca rogalika i zabrałem naczynia ze
stołu. Gdy umyłem już wszystko, razem z Charliem zaczęliśmy się
zbierać do pracy. Chłopak widząc, że milczę, przyglądał mi się
uważnie. Z troska, na którą nie zasłużyłem.
-
Co się dzieje? Boli cię głowa?- zapytał, gdy wyszliśmy z
mieszkania. Pokręciłem głową.
-Nie,
wszystko jest dobrze, po prostu jestem śpiący.- na to stwierdzenie,
chłopak uśmiechnął się złośliwie.
-To
jest kara za pijaństwo.- powiedział, wsiadając do samochodu, który
otworzyłem. Jazda minęła nam w ciszy. Gdy otworzyliśmy
bibliotekę, mieliśmy ręce pełne roboty z grupą maluchów, które
miały dzisiaj zajęcia. Charlie chętnie zajmował się ich grupą,
uśmiechając przy tym szeroko.
Potem
czekało nas poukładanie książek i sprawdzenie systemu. Gdy
mieliśmy się już zbierać, mój telefon dał o sobie znać.
OD:
Oscar
Spotkamy
się dzisiaj? Może u ciebie ?
Nie
wiedziałem, co o tym myśleć. Westchnąłem głośno i odpisałem.
DO:
Oscar
Bądź
za godzinę u mnie.
Spojrzałem
niepewnie na rudowłosego, który wpatrywał się we mnie zatroskanym
wzrokiem.
-Wszystko
w porządku?- zapytał, podchodząc do mnie.
-Tak.
Spokojnie. Musze już iść. Mam w domu, jak sam widziałeś,
straszny bałagan. Jak chcesz, to jutro możemy się gdzieś
przejść.- powiedziałem, starając się uśmiechnąć jak
najszerzej. Czułem się potwornie. Wiedziałem, że nie powinienem
tego robić, ale... Charliego i tak nie mogłem mieć.
-Och,
dobrze, nie ma sprawy.- powiedział, przyglądając mi się nieufnie.
Nie
mogąc dłużej wytrzymać, wyszedłem i ruszyłem do domu. Po
posprzątaniu względnie mieszkania, pozostało mi już tylko czekać
na szatyna. Po kwadransie pojawił się on u mnie.
-
Cieszę się, że zgodziłeś się na to spotkanie.- powiedział,
siadając mi bez krępacji na kolanach.
-Wiesz,
będę szczery, twoje zachowanie jest bardziej, niż niesmaczne.
-Dlaczego?
Wiemy obydwoje, że do siebie nie wrócimy, ale możemy się chociaż
zabawić, prawda?- zapytał z błyskiem w oku, po czym mnie
pocałował. Po chwili wahania odpowiedziałem na to. Czułem, że
robię źle i będzie to miało tragiczne skutki, a mimo to
pozwoliłem mu odpiąć guziki mojej koszuli.
Nagle
usłyszałem dzwonek do drzwi. Nim zdążyłem się podnieść, Oscar
już była na przedpokoju. Słyszałem cichą rozmowę, która z
każdą minutą się dłużyła. W końcu nie wytrzymałem i
podszedłem do drzwi, a to, co ujrzałem, przyszło moje najgorsze
koszmary.
***
Charlie
Patrzyłem
zmartwiony za Andrewem. Chłopak był jakiś nie swój i nie miałem
na myśli, że był skacowany czy coś. Widziałem po prostu, że
gryzie się z czymś od środka. Zawsze mi mówił o swoich
problemach, a dzisiaj nie odezwał ani słowem. Jedyną rzeczą, o
jakiej by mi na pewno nie powiedział to problemy z... Oscarem. Pełen
nieprzyjemnych myśli, wyszedłem z budynku, idąc prosto na
przystanek. U Alice byłem dwadzieścia minut później. Od progu
przywitało mnie dość głośne zawodzenie mojej chrześnicy.
Wszedłem do dziecięcego pokoju.
-Co
się stało mojej kruszynie? Mama jest taka nie dobra dzisiaj. –
powiedziałem, na co od razu dostałem od blondynki po głowie.
-Nie,
po prostu boli ją brzuszek. Po chodź z nią chwilę, muszę
skończyć gotować obiad.- powiedziała, przyglądając mi się
uważnie i podając małą w moje ramiona.- Coś się stało, nie
wyglądasz na szczęśliwego tak, jak przez ostatnie dwa dni.
-Wiesz...
-zacząłem niemrawo, siadając na kanapie.- ...chodzi o Andrewa.-
blondynka pokręciła głową z kpiącym uśmiechem.
-Domyśliłam
się, że o niego. Od prawie ośmiu lat twoje problemy sprowadzają
się do niego.- zaczerwieniłem się lekko. - Poczekaj chwilę, idę
do kuchni i zaraz wrócę.
Kiwnąłem
głowa i rozsiadłem się wygodniej, spoglądając na dziecko w moich
ramionach. Katy przypatrywała mi się spokojnie. Po pewnym czasie
jej oczka zaczęły się zamykać, aż w końcu zasnęła. Ja ciągle
wpatrywałem się w nią, nie mogąc się nacieszyć uczuciem ciepła,
jakie sobą roztaczała. Gdy Alice pojawiła się w pokoju, usiadła
po cichu obok mnie i odezwała:
-No
dobra, to teraz, opowiadaj, o co chodzi.
-Wiesz,
wczoraj Andrew mnie okłamał i spotkał się z Oscarem. A dzisiaj
był jakiś taki nie swój. Boję się, że on nadal się z nim
spotyka. Sam nie wiem, co mam już robić. - powiedziałem cicho.
-Wiesz
co, wy oboje jesteście durni. Już dawno powinniście sobie wszystko
wyjaśnić i być razem.- powiedziała, a ja tylko pokręciłem
głową.
-Dorze
wiesz...- nie mogłem nic jednak więcej powiedzieć, bo moja siostra
mi przerwała.
-Nie
zaczynaj znów, tylko zbieraj swój zgrabny tyłek i jedź do niego.
Porozmawiaj z nim. Nie chcesz mu mówić o uczuciach swoich, to
chociaż porozmawiaj szczerze. Powiedz, co myślisz o całej tej
sytuacji. Przestań ciągle chować się w koncie i pozwalać, by
jakiś palant wodził go za nos. Andrew próbuje sobie ułożyć
życie bez ciebie, nie wierząc w to, że ty możesz go kochać, a ty
chcesz być już zawsze sam. Zakończcie to wreszcie i bądźcie
szczęśliwi.- powiedziała, zabierając z moich ramion śpiącą
Katty. Odetchnąłem i podniosłem się z miejsca.
-Masz
rację. Jadę z nim porozmawiać.- powiedziałem, całując ja w
policzek.
Piętnaście
minut później siedziałem już w autobusie. Starałem się opanować
kołaczące w piersi serce. Gdy nareszcie wysiadłem na przystanku,
czułem, że kolana mam jak z waty, mimo to stanąłem po paru
minutach przed jego drzwiami. Przez chwilę miałem ochotę zwiać,
gdzie pieprz rośnie, ale usłyszałem zgrzyt zamka. Chciałem już
się odezwać, ale zobaczyłem Oscara. Krew we mnie zawrzała.
-Co
ty tu robisz?- zapytałem.
-Jak
to co? Jestem u mojego chłopaka. A ty czego tu szukasz, krasnalu? –
zapytał z nieprzyjemna mina.
-Przyszedłem
do Andrewa. Ale nie wiem, dlaczego cię tu widzę, z tego, co wiem,
nie jesteście już razem. Powinieneś zachować choć trochę honoru
i nie łazić tutaj. Nie wiem, na co ty liczysz.- powiedziałem,
starając się zachować obojętną minę, ale z każdą chwilą było
mi trudniej. Po dłuższym przyjrzeniu się chłopakowi, zaczęło do
mnie docierać, że jestem na straconej pozycji. Jakby na to nie
spojrzeć, otworzył mi drzwi w rozpiętej koszuli i z potarganymi
włosami.
-Wiesz,
on nie jest moim byłym chłopakiem. Fakt, pokłóciliśmy się, ale
było to chwilowe. Teraz jest już dobrze, a ty znów nie masz u
niego szans. Trzeba było się starać, zanim mnie poznał. Mimo że
on coś do ciebie czuje, to ja jestem lepszy. Ty jesteś tylko szarą
myszką. Ja mogę mu dać dużo więcej z siebie i on o tym dobrze
wie. Daj sobie spokój, rudzielcu.- powiedział złośliwym tonem.
Czułem, jak pod powiekami zbierają mi się łzy.
On miał rację. Wszystko, co powiedział, było prawdą… albo tak
mi się zdawało, bo było tak przekonujące. Spuściłem
głowę, zażenowany.
-Charlie?-
zszokowany, a także przerażony głos Andrewa dotarł do moich uszu.
Spojrzałem na niego. - Ja… znaczy... to nie tak, jak myślisz...-
nie mogłem uwierzyć w to, co mówi. Stał przede mną na wpół
nagi i próbował kłamać w żywe oczy. Czerwona mgiełka złości
zasłoniła mi pole widzenia. Podszedłem do niego przez chwilę
chciałem uderzyć go w policzek. Ale zacisnąłem tylko dłonie.
-
Proszę cię, nie kłam mi prosto w twarz. Zawiodłem się,
myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi!- powiedziałem, coraz mniej
nad sobą panując.- Wydawało mi się, że zależy ci na naszej
przyjaźni i mi ufasz! Ja zawsze chciałem dla ciebie jak najlepiej,
ale wiesz co...? Dobra, bądź sobie z nim. Tylko do mnie nie
przychodź się wyżalić później. Z nasza przyjaźnią, jak to do
tej pory mogłem określać, koniec. Nie mam ochoty patrzeć, jak
człowiek, na którym tak bardzo mi zależy cierpi.- powiedziałem i
nie zerknąłem jeszcze na szatyna.- Dzięki, za szczere słowa.
Chyba miałeś rację, mogłem się starać wcześniej. Teraz sobie
będę cierpieć przez własną głupotę.
Miłej zabawy… –
i nie patrząc już na nich, odszedłem. Słyszałem, jak
Andrew mnie woła, ale nie zatrzymałem się. Już nie.
Rozdział Super :)
OdpowiedzUsuńChociaż zaczynam się zastanawiać czy piszesz o dorosłych facetach czy o przedszkolakach ;D
Ale szczerze coraz bardziej podoba mi się to opowiadanie.
Naprawde nie mogę się doczekać jak to dalej się potoczy.
Chłopaki naprawdę mieszają i to nieźle, aż strach pomyśleć co zaś wymyślą.
Pozdrawiam
Weny życze
lucynaleg
Ale ten Oscar miesza. Tylko po co? Oby się w końcu opamiętał i był pozytywną postacią.
OdpowiedzUsuńSzkoda mi chłopaków bo przed nimi jeszcze długa droga ale na pewno sobie poradzą i będzie się to wspaniale czytało.
Dużo dużo weny i chęci:)
Jak możesz?!
OdpowiedzUsuńNie przerywa się w takim momencie, no!
Ja chcę więcej, masz szybko dodać nowy rozdział bo będę Cie prześladować.
W takim momencie? Ja tu cierpie katusze.
OdpowiedzUsuńKocham kocham i uwielbiam !! Prawie sie poryczalam na koncu ! Niecierpliwie czekam na kolejne rozdzialy . Zastanawiam sie o co chodzi z wątrobą Andrewsa ? Mam nadzieje ze nic strasznego . Zycze weny ! :)
OdpowiedzUsuń/Hans
Dolaczam sie do przedmowczyni. Wzruszylem sie na koniec. Dobrze mu tak, biedny Charlie sie stara, a Andrew go oklamuje, jeszcze na dodatek chce sie bzykac z tym Oscarem.. Jak kocha Charliego to niech mu wyzna uczucia, albo jesli nie chce miec nic wspolnego z Oscarem to czemu mu tego nie powie? Bo nie bedzie mial kogo wyruchac? Palant..
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwoscia na nastepny rozdzial,
Pozdrawiam
Damiann
Witam. Opowiadanie rozwija się ciekawie. Ale ten Oskar jest wredny nic nie mówiąc Andrewie- jak mógł go tak okłamać. Aż szkoda mi Charliego. Ciekawa jestem co dalej wymyślisz? Dokop troche Oscarowi - należy mu się. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCześć!
OdpowiedzUsuńSzkoda mi trochę Charliego. Chcę, żeby Oscar cierpiał. Nienawidzę go z całego mojego serduszka (XD). Trochę mi się smutno zrobiło na koniec, ale nie płaczę. Płakałam tylko raz ze wzruszenia, zakończenie Code Geass. [CENZURA] [*]
Pozdrawiam i weny,
Alice
Rozdział ogółem całkiem mi się podobał, akcja rozwija się szybko, ale to dobrze. Nie lubię jak ktoś robi ślimaki -_- Ciekawe, co ten Oscar tak kombinuje... Czemu tak nie lubi Charliego?
OdpowiedzUsuńMimo tego, że tekst mi się podobał, muszę jednak zwrócić na coś uwagę.
Po pierwsze, mam wrażenie, że bohaterowie zachowują się nieadekwatnie do swojego wieku, nie lubię tego :x
I druga sprawa... Hmm, nie wiem, czy miałaś gorszy dzień, czy co, ale ilość błędów w tym rozdziale aż boli, moje oczy płaczą jak to widzą! Błagam, popraw to!
Ale poza tym złym było dobrze XD
życzę dużo weny i czasu na pisanie, buziaki ;*
Ulala coraz ciekawiej się robi. Nie myślałam, że Andrew zgodzi się na taki układ, że nie chce walczyć o Charliego. Zachowują się czasami bardzo dziecinie, ale mam nadzieję, że się dogadają :)
OdpowiedzUsuńDużo weny :)
Pozdrawiam :)
Witam,
OdpowiedzUsuńbiedny Charlie, czemu Andrew zgodził się na spotkanie z Oscarem, nie powinien tego robić.... coś przeczuwam, że może się stać....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia