czwartek, 18 września 2014

Rozdział 2


Bardzo dziękuję za komentarze :)
Między niedzielą a poniedziałkiem powinien się pojawić nowy rozdział Owocnej Terapii 

Charlie
Mimo że do pracy miałem na dziesiątą, tego dnia wstałem jednak już o godzinie szóstej trzydzieści. Zebrałem się i wyszedłem z domu prosto do sklepu. Chciałem zrobić niespodziankę przyjacielowi, by wynagrodzić mu to, że nie mogłem wczoraj przyjść, gdy potrzebował. Gdy wieczorem zadzwonił do mnie z pytaniem, czy mógłbym do niego przyjść, już po głosie słyszałem, że coś jest nie tak. Nie mogłem jednak przyjechać, gdyż zostałem z małą Katy. Dlatego teraz właśnie kupowałem mleko, kakao, świeże rogaliki i masło w kostce.
Zadowolony, gdy wyszedłem ze sklepu, ruszyłem prosto do domu Andrewsa. Gdy stanąłem przed drzwiami do jego mieszkania, otworzyłem je cicho kluczami, które miałem. Po chwili byłem już w środku. Pierwsze, co wyczułem, to okropny smród przetrawionego alkoholu. Krew we mnie zawrzała, a mój spokojny, jak do tej pory, nastrój zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Zostawiłem zakupy w kuchni i poszedłem do sypialni chłopaka. Ten leżał w poprzek łóżka w pomiętej pościeli. Okna były zasłonięte ciężkimi zasłonami, po podłodze walały się puszki po piwie i opakowania po chrupkach. Widząc to wszystko, z diabolicznym uśmiechem poszedłem do łazienki. Tam zajrzałem do szafki pod zlewem, szukając wiaderka. Gdy je znalazłem, napełniłem je zimną wodą i zadowolony wróciłem do pokoju. Po cichu odsłoniłem okna, wpuszczając słońce do środka. Następnie podszedłem do łóżka i z ogromną satysfakcją wylałem wodę wprost na głowę śpiącego Andrewsa.
-Aaaa! Co jest, do cholery?- wrzasnął, zrywając się do siadu z iście morderczym spojrzeniem, które złagodniało, gdy tylko mnie dostrzegł. Chłopak cofnął się w róg łóżka, patrząc na mnie, niczym zbity szczeniak.- A… a to za co ?- zapytał niepewnie.
-Za co?! Coś ty sobie myślał, wlewając w siebie tyle alkoholu?! Przecież dobrze wiesz, że ci go nie można!- krzyknąłem i złapałem go za ucho, niczym nieposłuszne dziecko.
-Ał, ał, ał… Charlie, proszę, pość.- powiedział błagalnie, trzymając moją dłoń.
-W tej chwili do łazienki! Za piętnaście minut widzę cię w kuchni ogarniętego i przypominającego człowieka, a nie zombie.- powiedziałem i z wysoko uniesioną głową wyszedłem z jego sypialni. W kuchni postawiłem mleko w garnku na gazie i zacząłem przygotowywać rogaliki, czekając na Andrewsa. ,, Mam nadzieję, że mi powie, co się wczoraj stało”.
***
Andrew
Wszedłem pod prysznic, puszczając chłodna wodę. Ciągle miałem przed oczami rozwścieczoną twarz Charliego.
Po wczorajszej rozmowie z Oscarem czułem się naprawdę źle. Gdy wczoraj Charlie nie mógł do mnie przyjść, postanowiłem utopić żale w piwie. Było to głupie z mojej strony. Teraz dokuczał mi kac, wątroba odezwała się boleśnie, po raz pierwszy od paru miesięcy, a w kuchni czekał na mnie rozwścieczony rudzielec.
Odetchnąłem głęboko i po raz kolejny wróciłem do wczorajszego spotkania z blondynem.
,, Gdy wszedłem do kawiarni, Oscar siedział juz przy stoliku. Podszedłem do niego i bez słowa usiadłem na krześle na przeciw.
-Cieszę się, że przyszedłeś.- powiedział, uśmiechając się niby z radości, ale wiedziałem, że nie jest to prawdziwe.
-Nie mam czasu na słodkie rozmowy. Mów, co chcesz i daj mi spokój.- powiedziałem obojętnie, zerkając jednak na niego.
-Andrews, ja…chciałbym, byś dał mi szansę. To, co zrobiłem ostatnio było naprawdę głupie i niewybaczalne…- słysząc, co mówi, postanowiłem mu przerwać.
-To, skoro wiesz, że było głupie i niewybaczalne, to po co w ogóle zaczynasz ten temat?- zapytałem, patrząc na niego otwarcie, jak na głupka.
-No, bo ja…chciałbym, byśmy się spotykali na razie chociaż, jak przyjaciele.- powiedział, posyłając mi niewinne spojrzenie, przejeżdżając dłonią po moim udzie. Spojrzałem na niego zaskoczony. Mimo że uważałem jego zachowanie za naprawdę żałosne, zgodziłem się na to.”
Nadal nie rozumiałem, co mnie wczoraj podkusiło, a jednak nie mogłem cofnąć czasu. Gdy wszedłem do kuchni, na stole stał kubek z ciepłym kakao, talerz z rogalikami oraz… kubek z wodą i aspiryna. Uśmiechnąłem się z wdzięcznością do Charliego i usiadłem na krześle.
-Dobra. A teraz gadaj, co się wczoraj stało? I nie mów mi, że byłeś u rodziców, bo w życiu w to nie uwierzę.- powiedział spokojnie, popijając kakao. Spuściłem lekko wzrok i odezwałem się:
-Wczoraj napisał do mnie Oscar.- widziałem, jak chłopak cały stężał.- Spotkałem się z nim i wyjaśniłem parę rzeczy.- powiedziałem, starając się brzmieć jak najbardziej szczerze.
-Jesteście znów razem?- zapytał cicho. Nie wiedziałem, co mam odpowiedzieć. Jednak odpowiedziałem, czym prędzej:
-Nie - Charlie odetchnął głęboko, a ja poczułem się jak ostatni oszust, gdy chłopak uśmiechnął się do mnie.
-Cieszę się. Mądrze robisz. Ja… wiem, że ci jest ciężko, ale przynajmniej nie jesteś oszukiwany.- kiwnąłem galową niemrawo. Dopiłem kakao, zjadając do końca rogalika i zabrałem naczynia ze stołu. Gdy umyłem już wszystko, razem z Charliem zaczęliśmy się zbierać do pracy. Chłopak widząc, że milczę, przyglądał mi się uważnie. Z troska, na którą nie zasłużyłem.
- Co się dzieje? Boli cię głowa?- zapytał, gdy wyszliśmy z mieszkania. Pokręciłem głową.
-Nie, wszystko jest dobrze, po prostu jestem śpiący.- na to stwierdzenie, chłopak uśmiechnął się złośliwie.
-To jest kara za pijaństwo.- powiedział, wsiadając do samochodu, który otworzyłem. Jazda minęła nam w ciszy. Gdy otworzyliśmy bibliotekę, mieliśmy ręce pełne roboty z grupą maluchów, które miały dzisiaj zajęcia. Charlie chętnie zajmował się ich grupą, uśmiechając przy tym szeroko.
Potem czekało nas poukładanie książek i sprawdzenie systemu. Gdy mieliśmy się już zbierać, mój telefon dał o sobie znać.
OD: Oscar
Spotkamy się dzisiaj? Może u ciebie ?
Nie wiedziałem, co o tym myśleć. Westchnąłem głośno i odpisałem.
DO: Oscar
Bądź za godzinę u mnie.
Spojrzałem niepewnie na rudowłosego, który wpatrywał się we mnie zatroskanym wzrokiem.
-Wszystko w porządku?- zapytał, podchodząc do mnie.
-Tak. Spokojnie. Musze już iść. Mam w domu, jak sam widziałeś, straszny bałagan. Jak chcesz, to jutro możemy się gdzieś przejść.- powiedziałem, starając się uśmiechnąć jak najszerzej. Czułem się potwornie. Wiedziałem, że nie powinienem tego robić, ale... Charliego i tak nie mogłem mieć.
-Och, dobrze, nie ma sprawy.- powiedział, przyglądając mi się nieufnie.
Nie mogąc dłużej wytrzymać, wyszedłem i ruszyłem do domu. Po posprzątaniu względnie mieszkania, pozostało mi już tylko czekać na szatyna. Po kwadransie pojawił się on u mnie.
- Cieszę się, że zgodziłeś się na to spotkanie.- powiedział, siadając mi bez krępacji na kolanach.
-Wiesz, będę szczery, twoje zachowanie jest bardziej, niż niesmaczne.
-Dlaczego? Wiemy obydwoje, że do siebie nie wrócimy, ale możemy się chociaż zabawić, prawda?- zapytał z błyskiem w oku, po czym mnie pocałował. Po chwili wahania odpowiedziałem na to. Czułem, że robię źle i będzie to miało tragiczne skutki, a mimo to pozwoliłem mu odpiąć guziki mojej koszuli.
Nagle usłyszałem dzwonek do drzwi. Nim zdążyłem się podnieść, Oscar już była na przedpokoju. Słyszałem cichą rozmowę, która z każdą minutą się dłużyła. W końcu nie wytrzymałem i podszedłem do drzwi, a to, co ujrzałem, przyszło moje najgorsze koszmary.


***

Charlie

Patrzyłem zmartwiony za Andrewem. Chłopak był jakiś nie swój i nie miałem na myśli, że był skacowany czy coś. Widziałem po prostu, że gryzie się z czymś od środka. Zawsze mi mówił o swoich problemach, a dzisiaj nie odezwał ani słowem. Jedyną rzeczą, o jakiej by mi na pewno nie powiedział to problemy z... Oscarem. Pełen nieprzyjemnych myśli, wyszedłem z budynku, idąc prosto na przystanek. U Alice byłem dwadzieścia minut później. Od progu przywitało mnie dość głośne zawodzenie mojej chrześnicy. Wszedłem do dziecięcego pokoju.
-Co się stało mojej kruszynie? Mama jest taka nie dobra dzisiaj. – powiedziałem, na co od razu dostałem od blondynki po głowie.
-Nie, po prostu boli ją brzuszek. Po chodź z nią chwilę, muszę skończyć gotować obiad.- powiedziała, przyglądając mi się uważnie i podając małą w moje ramiona.- Coś się stało, nie wyglądasz na szczęśliwego tak, jak przez ostatnie dwa dni.
-Wiesz... -zacząłem niemrawo, siadając na kanapie.- ...chodzi o Andrewa.- blondynka pokręciła głową z kpiącym uśmiechem.
-Domyśliłam się, że o niego. Od prawie ośmiu lat twoje problemy sprowadzają się do niego.- zaczerwieniłem się lekko. - Poczekaj chwilę, idę do kuchni i zaraz wrócę.
Kiwnąłem głowa i rozsiadłem się wygodniej, spoglądając na dziecko w moich ramionach. Katy przypatrywała mi się spokojnie. Po pewnym czasie jej oczka zaczęły się zamykać, aż w końcu zasnęła. Ja ciągle wpatrywałem się w nią, nie mogąc się nacieszyć uczuciem ciepła, jakie sobą roztaczała. Gdy Alice pojawiła się w pokoju, usiadła po cichu obok mnie i odezwała:
-No dobra, to teraz, opowiadaj, o co chodzi.
-Wiesz, wczoraj Andrew mnie okłamał i spotkał się z Oscarem. A dzisiaj był jakiś taki nie swój. Boję się, że on nadal się z nim spotyka. Sam nie wiem, co mam już robić. - powiedziałem cicho.
-Wiesz co, wy oboje jesteście durni. Już dawno powinniście sobie wszystko wyjaśnić i być razem.- powiedziała, a ja tylko pokręciłem głową.
-Dorze wiesz...- nie mogłem nic jednak więcej powiedzieć, bo moja siostra mi przerwała.
-Nie zaczynaj znów, tylko zbieraj swój zgrabny tyłek i jedź do niego. Porozmawiaj z nim. Nie chcesz mu mówić o uczuciach swoich, to chociaż porozmawiaj szczerze. Powiedz, co myślisz o całej tej sytuacji. Przestań ciągle chować się w koncie i pozwalać, by jakiś palant wodził go za nos. Andrew próbuje sobie ułożyć życie bez ciebie, nie wierząc w to, że ty możesz go kochać, a ty chcesz być już zawsze sam. Zakończcie to wreszcie i bądźcie szczęśliwi.- powiedziała, zabierając z moich ramion śpiącą Katty. Odetchnąłem i podniosłem się z miejsca.
-Masz rację. Jadę z nim porozmawiać.- powiedziałem, całując ja w policzek.
Piętnaście minut później siedziałem już w autobusie. Starałem się opanować kołaczące w piersi serce. Gdy nareszcie wysiadłem na przystanku, czułem, że kolana mam jak z waty, mimo to stanąłem po paru minutach przed jego drzwiami. Przez chwilę miałem ochotę zwiać, gdzie pieprz rośnie, ale usłyszałem zgrzyt zamka. Chciałem już się odezwać, ale zobaczyłem Oscara. Krew we mnie zawrzała.
-Co ty tu robisz?- zapytałem.
-Jak to co? Jestem u mojego chłopaka. A ty czego tu szukasz, krasnalu? – zapytał z nieprzyjemna mina.
-Przyszedłem do Andrewa. Ale nie wiem, dlaczego cię tu widzę, z tego, co wiem, nie jesteście już razem. Powinieneś zachować choć trochę honoru i nie łazić tutaj. Nie wiem, na co ty liczysz.- powiedziałem, starając się zachować obojętną minę, ale z każdą chwilą było mi trudniej. Po dłuższym przyjrzeniu się chłopakowi, zaczęło do mnie docierać, że jestem na straconej pozycji. Jakby na to nie spojrzeć, otworzył mi drzwi w rozpiętej koszuli i z potarganymi włosami.
-Wiesz, on nie jest moim byłym chłopakiem. Fakt, pokłóciliśmy się, ale było to chwilowe. Teraz jest już dobrze, a ty znów nie masz u niego szans. Trzeba było się starać, zanim mnie poznał. Mimo że on coś do ciebie czuje, to ja jestem lepszy. Ty jesteś tylko szarą myszką. Ja mogę mu dać dużo więcej z siebie i on o tym dobrze wie. Daj sobie spokój, rudzielcu.- powiedział złośliwym tonem. Czułem, jak pod powiekami zbierają mi się łzy. On miał rację. Wszystko, co powiedział, było prawdą… albo tak mi się zdawało, bo było tak przekonujące. Spuściłem głowę, zażenowany.
-Charlie?- zszokowany, a także przerażony głos Andrewa dotarł do moich uszu. Spojrzałem na niego. - Ja… znaczy... to nie tak, jak myślisz...- nie mogłem uwierzyć w to, co mówi. Stał przede mną na wpół nagi i próbował kłamać w żywe oczy. Czerwona mgiełka złości zasłoniła mi pole widzenia. Podszedłem do niego przez chwilę chciałem uderzyć go w policzek. Ale zacisnąłem tylko dłonie.

- Proszę cię, nie kłam mi prosto w twarz. Zawiodłem się, myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi!- powiedziałem, coraz mniej nad sobą panując.- Wydawało mi się, że zależy ci na naszej przyjaźni i mi ufasz! Ja zawsze chciałem dla ciebie jak najlepiej, ale wiesz co...? Dobra, bądź sobie z nim. Tylko do mnie nie przychodź się wyżalić później. Z nasza przyjaźnią, jak to do tej pory mogłem określać, koniec. Nie mam ochoty patrzeć, jak człowiek, na którym tak bardzo mi zależy cierpi.- powiedziałem i nie zerknąłem jeszcze na szatyna.- Dzięki, za szczere słowa. Chyba miałeś rację, mogłem się starać wcześniej. Teraz sobie będę cierpieć przez własną głupotę. Miłej zabawy… – i nie patrząc już na nich, odszedłem. Słyszałem, jak Andrew mnie woła, ale nie zatrzymałem się. Już nie.

11 komentarzy:

  1. Rozdział Super :)
    Chociaż zaczynam się zastanawiać czy piszesz o dorosłych facetach czy o przedszkolakach ;D
    Ale szczerze coraz bardziej podoba mi się to opowiadanie.
    Naprawde nie mogę się doczekać jak to dalej się potoczy.
    Chłopaki naprawdę mieszają i to nieźle, aż strach pomyśleć co zaś wymyślą.
    Pozdrawiam
    Weny życze
    lucynaleg

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale ten Oscar miesza. Tylko po co? Oby się w końcu opamiętał i był pozytywną postacią.
    Szkoda mi chłopaków bo przed nimi jeszcze długa droga ale na pewno sobie poradzą i będzie się to wspaniale czytało.
    Dużo dużo weny i chęci:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak możesz?!
    Nie przerywa się w takim momencie, no!
    Ja chcę więcej, masz szybko dodać nowy rozdział bo będę Cie prześladować.

    OdpowiedzUsuń
  4. W takim momencie? Ja tu cierpie katusze.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham kocham i uwielbiam !! Prawie sie poryczalam na koncu ! Niecierpliwie czekam na kolejne rozdzialy . Zastanawiam sie o co chodzi z wątrobą Andrewsa ? Mam nadzieje ze nic strasznego . Zycze weny ! :)
    /Hans

    OdpowiedzUsuń
  6. Dolaczam sie do przedmowczyni. Wzruszylem sie na koniec. Dobrze mu tak, biedny Charlie sie stara, a Andrew go oklamuje, jeszcze na dodatek chce sie bzykac z tym Oscarem.. Jak kocha Charliego to niech mu wyzna uczucia, albo jesli nie chce miec nic wspolnego z Oscarem to czemu mu tego nie powie? Bo nie bedzie mial kogo wyruchac? Palant..
    Czekam z niecierpliwoscia na nastepny rozdzial,
    Pozdrawiam



    Damiann

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam. Opowiadanie rozwija się ciekawie. Ale ten Oskar jest wredny nic nie mówiąc Andrewie- jak mógł go tak okłamać. Aż szkoda mi Charliego. Ciekawa jestem co dalej wymyślisz? Dokop troche Oscarowi - należy mu się. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Cześć!
    Szkoda mi trochę Charliego. Chcę, żeby Oscar cierpiał. Nienawidzę go z całego mojego serduszka (XD). Trochę mi się smutno zrobiło na koniec, ale nie płaczę. Płakałam tylko raz ze wzruszenia, zakończenie Code Geass. [CENZURA] [*]
    Pozdrawiam i weny,
    Alice

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział ogółem całkiem mi się podobał, akcja rozwija się szybko, ale to dobrze. Nie lubię jak ktoś robi ślimaki -_- Ciekawe, co ten Oscar tak kombinuje... Czemu tak nie lubi Charliego?
    Mimo tego, że tekst mi się podobał, muszę jednak zwrócić na coś uwagę.
    Po pierwsze, mam wrażenie, że bohaterowie zachowują się nieadekwatnie do swojego wieku, nie lubię tego :x
    I druga sprawa... Hmm, nie wiem, czy miałaś gorszy dzień, czy co, ale ilość błędów w tym rozdziale aż boli, moje oczy płaczą jak to widzą! Błagam, popraw to!
    Ale poza tym złym było dobrze XD
    życzę dużo weny i czasu na pisanie, buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Ulala coraz ciekawiej się robi. Nie myślałam, że Andrew zgodzi się na taki układ, że nie chce walczyć o Charliego. Zachowują się czasami bardzo dziecinie, ale mam nadzieję, że się dogadają :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Witam,
    biedny Charlie, czemu Andrew zgodził się na spotkanie z Oscarem, nie powinien tego robić.... coś przeczuwam, że może się stać....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń