czwartek, 11 września 2014

Rozdział 1

Bardzo dziękuję za komentarze. Zapraszam na pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że się wam spodoba 
Charlie
Siedziałem za biurkiem i wbijałem książki do systemu w komputerze. Dzisiaj przyszła dostawa nowych książek w bibliotece, więc miałem, co robić. Nie przeszkadzało mi to jednak w rozmyślaniu o Andrewie. Mężczyzna nie odzywał się do mnie już od tygodnia, a ja coraz bardziej żałowałem, że w ogóle próbowałem z nim rozmawiać na temat jego chłopaka. Westchnąłem głośno i zerknąłem na bruneta, który właśnie zbierał się na przerwę. Normalnie poprosiłbym go, by przyniósł mi coś do zjedzenia, ale teraz wolałem się nie wychylać. Gdy Andrew wyszedł z biblioteki rozsiadłem się na krześle i zakryłem twarz dłońmi. Czułem się już zmęczony tą ciszą panującą między nami. Po chwili podniosłem się jednak z miejsca i ruszyłem między regały z wózkiem pełnym książek.
Gdy po piętnastu minutach obszedłem już wszystkie półki, wpadłem na Andrewa. Uśmiechnąłem się do niego nieśmiało i miąłem już się zbierać do wyjścia na przerwę, gdy ten złapał mnie za dłoń.
-Nie musisz iść. Przyniosłem też dla ciebie.- spojrzałem na niego zaskoczony.- Powiedzmy, że to moja taka biała flaga, którą powinienem był wywiesić już w zeszłym tygodniu.- powiedział z pogodnym uśmiechem, który spowodował, że ja również mimowolnie się uśmiechnąłem. Usiedliśmy razem przy stoliku w kącie sali, skąd mogliśmy bez problemu obserwować, czy ktoś nie przyszedł.
- To…- odezwałem się niepewnie.- Nie jesteś już na mnie zły?
- Nie. Z resztą ja na ciebie nie byłem zły.- powiedział ze zmieszaną miną, podając mi kubek z kawą i rogalika z nadzieniem.- Ja… po prostu nie chciałem przyjąć do świadomości czegoś, co byłem pewny już od jakiegoś czasu. Miałeś rację.- spojrzałem na niego z niedowierzaniem. – Oscar mnie zdradzał. My już nie jesteśmy ze sobą od tygodnia.- słysząc to, aż otworzyłem usta zaskoczony.
- Ale jak…?- sam nie byłem pewny, co chciałem powiedzieć. Andrew jednak, jak zawsze wiedział, o co mi chodzi.


***
Andrew
Uśmiechnąłem się do niego rozbawiony jego zachowaniem.
- Zamknij już usta, Kruszyno, bo ci mucha wleci.- powiedziałem złośliwie.- A jak to się stało, że wiem, że mnie zdradzał?- Charlie kiwnął głową.- Gdy wróciłem w zeszłą środę do domu przez przypadek podsłuchałem rozmowę Oscara i jego kochasia. On myślał, że mnie nie ma w domu. Słyszałem, jak się umawia na następny dzień do centrum. Ja również się tam wybrałem.
,, Rano wstałem, jak gdyby nic. Oscar krzątał się po kuchni, uśmiechając do mnie pogodnie.
- Cześć, skarbie. Chcesz jajecznicę?- kiwnąłem głową, a wewnątrz mnie aż wrzało z nerwów. Po zjedzonym śniadaniu zabrałem wszystkie rzeczy, jakbym szedł do pracy. Chłopak nie wiedział, że miałem wolne, co dawało mi przewagę nad nim. Wychodząc z domu, pocałowałem go jeszcze lekko w usta. Żołądek podchodził mi jednak do gardła na myśl, że on pewnie nie raz i nie dwa całował się z innym za moimi plecami. Na przystanku czekałem 15 minut na autobus. Gdy dojechałem do centrum, ruszyłem prosto do ulubionej galerii mojego ,,chłopaka”, by poczekać tam na niego.
Godzinę później nareszcie go ujrzałem. Podszedł do jakiegoś wysokiego szatyna i pocałował go namiętnie w usta. Krew znów we mnie zawrzała. Poczekałem jeszcze chwilę, po czym wróciłem do domu. W mieszkaniu od razu wziąłem się za pakowanie mojego byłego chłopaka. Gdy wszystkie jego rzeczy były spakowane, usiadłem na kanapie w salonie i odetchnąłem głęboko. Czułem się źle na myśl, że nawrzeszczałem na Charliego, który przez cały czas miał rację.
Gdy wieczorem drzwi od mieszkania się otworzyły, czekałem spokojnie z kubkiem kawy w dłoni, aż Oscar wejdzie do salonu.
-Cześć, skar…-zamilkł momentalnie, gdy dostrzegł dwie torby podróżne i walizkę wypchane JEGO rzeczami.- Co to tu robi?- zapytał już mniej przyjemnym tonem. Wzruszyłem ramionami, popijając spokojnie ciepły napój.
-Twoje rzeczy, jak widzisz. Możesz je zabrać sobie do swojego chłopaka. Bo rozumiem, że tym dla ciebie jest ten brunet, z którym się całowałeś w centrum. – chłopak pobladł raptownie.
-Ja… ja nie wiem, o czym mówisz.- odezwał się słabym głosem. Uśmiechnąłem się ironicznie.
-Daj spokój, Oscar. Słyszałem wczoraj twoją rozmowę z nim. Widziałem was dzisiaj razem, a we wtorek Charlie również was widział.- odparłem. Chłopak na wzmiankę o moim przyjacielu, aż poczerwieniał ze złości
-A ty, jak zwykle słuchasz się tego rudego wypłosza! Nagadał ci głupot, a potem ty masz takie dziwne pomysły.- powiedział obrażony, a ja aż wstałem z miejsca.
-Po pierwsze: żaden rudy wypłosz, po drugie: on jest moim przyjacielem i mu ufam. Poza tym wcale się nie mylił, zdradzasz mnie.- oświadczyłem.
-Jasne. Przyjaciel. Od samego początku wiedziałem, że jesteś w nim zakochany, ale nic nie mówiłem. Dawałeś mi pieniądze, w łóżku też byłeś zawsze dobry, więc nie widziałem powodów do narzekania. Wiesz, było całkiem zabawnie obserwować, jak się męczysz.- powiedział, a we mnie w tym momencie coś pękło. Podszedłem do niego i nie patrząc na nic, wymierzyłem mu policzek.
-Wiesz… jesteś nic nie wartym śmieciem. Mimo tego, co czuję do Charliego, na tobie mi zależało. Starałem się dawać z siebie jak najwięcej, a się okazuje, że bez potrzebnie.- powiedziałem, starając się nad sobą zapanować. Chłopak patrzył się na mnie zszokowany, trzymając za obolały policzek.- Najlepiej będzie, jak już wyjdziesz.- mówiąc to, ruszyłem do przedpokoju, by po chwili otworzyć szeroko drzwi wejściowe. Oscar przyglądał mi się jeszcze przez chwilę, po czym wyszedł z wysoko uniesiona głową.”
Potrząsnąłem głową, po czym spojrzałem na Charliego, który przypatrywał się mi wyczekująco.
-I, co? Poszedłeś do tej galerii i widziałeś ich?- zapytał, prawie skacząc na krześle zainteresowany. Uśmiechnąłem się rozbawiony i kiwnąłem głową.
-Tak, widziałem. Wróciłem do domu, spakowałem go, a gdy wrócił z miasta oddałem mu jego manatki i po dość miłej wymianie zdań pozbyłem się go z domu.- powiedziałem, pomijając pewne fakty. Charlie przyglądał mi się, przygryzając dolną wargę. Wyglądał tak kusząco z ta miną... Wiedziałem, że chce o coś zapytać.- No mów, o co chodzi.
-O nic, znaczy…- zaczął niemrawo, rumieniąc się przy tym.- …nie jest ci smutno? Nie wyglądasz na załamanego.- słysząc jego pytanie, sam nie wiedziałem, co mam odpowiedzieć. Nie czułem smutku, tylko… radość. Mimo, że nie mogłem być z Charliem, to miałem możliwość bycia z nim bliżej, niż przez ostatni czas, kiedy spotykałem się z Oscarem.
-Wiesz. Nie jestem smutny. Bardziej zły, że przez ostatnie trzy lata szczyl grał mi na nosie.- powiedziałem z uśmiechem. Sięgnąłem do reklamówki, w której przyniosłem nasz lunch oraz mały deser. Podałem mu pudełko, w którym leżały kremówki. Jego zielone oczy zaświeciły się na widok ciastka, jakie mu podsunąłem.
-Jej! Kremówki. Ja, kiedy bym nie poszedł, nigdy na nie trafiam.- powiedział, zabierając się za jedzenie. Uśmiechnąłem się rozbawiony. Nie dziwiłem się, że nie trafia na nie. Piekarz zawsze robił małą ilość, jeśli chciałeś je dostać, najlepiej było je u niego zamawiać. Tak, jak robiłem to ja, chcąc zrobić przyjemność mojej kruszynie. Gdy nasza przerwa się skończyła, rozmawiając i uśmiechając się do siebie, wzięliśmy się do pracy.
***
Charlie
Gdy o dziewiętnastej zamknęliśmy bibliotekę, spojrzałem na Andrewsa i odezwałem się.
- Spieszysz się gdzieś?
- Nie. Jeśli chcesz, to możemy pójść do McDonalda i wziąć coś na wynos.- słysząc jego propozycję, aż podskoczyłem w środku ze szczęścia.
- Pewnie. Możemy pójść do parku i tam zjeść.- brunet kiwnął głową i tak jak dawniej, podał mi ramię, kłaniając mi się, parodiując dżentelmena z dawnych czasów.
Przez całą drogę rozmawialiśmy spokojnie. Czułem się lżejszy o kilkanaście kilo. Nie byłem świadom, jaki ciężar zwisał z mojego serca przez cały ten czas, a także jak bardzo niszczył nasze relacje blond włosy chłopak. W restauracji zamówiliśmy sobie jedzenie, po czym poszliśmy do parku. Usiedliśmy na ławce na słońcu. Uniosłem twarz do góry, próbując się nacieszyć ciepłymi promieniami wieczornego słońca. Jak na początek czerwca, było ciepło.
- Jak twoja siostra?- słysząc pytanie, podniosłem wzrok na Andrewsa i uśmiechnąłem się.
- W porządku dwa dni temu urodziła zdrową dziewczynkę.- powiedziałem podekscytowany. Nie umiałem ukryć, że zazdrościłem Alice. Marzyłem, by mieć tak jak ona kochającego męża i dziecko, ale u mnie nie mogło to się sprawdzić, gdyż kochałem bez wzajemności. Potrzasnąłem głową, by odgonić niepotrzebne myśli.- Mała jest prześliczna. Co zabawne, mimo że Alice jest blondynką, mała Katty odziedziczyła po naszej rodzinie rude włosy i parę piegów na dokładkę.
Mężczyzna uśmiechnął się, przeczesując delikatnie moje włosy.
- No, to na pewno jest prześliczna.- mówiąc to, patrzył mi prosto w oczy z jakimś takim ciepłym błyskiem. Czułem, jak na moje policzki wkrada się rumieniec. ,,Chciałbym, byś patrzył tak na mnie codziennie. Już na zawsze”
***
Gdy otworzyłem rano oczy, pierwszą rzecz, jaką zarejestrował mój umysł, to zapach świeżej kawy. Mruknąłem zaintrygowany i zwlokłem się z łóżka. Gdy wszedłem do kuchni, okazało się, że siedział tam...Andrew. Gdy tylko mnie zobaczył, uśmiechnął się do mnie szeroko. Poczułem, jak na moje policzki wkrada się delikatny rumieniec, gdy uświadomiłem sobie, że widzi mnie on w samej koszulce i bokserkach.
-Hej, Kruszyno.- przywitał się, stawiając po drugiej stronie stołu kubek z orzechową latte, której zapach unosił się w całym pomieszczeniu, a obok talerz z drożdżówkami. W brzuchu aż mi zaburczało na sam widok.
-Hej. Daj mi pięć minut.- powiedziałem i ruszyłem do łazienki. Tam rozebrałem się i wszedłem pod prysznic. Ciepła woda obmywała moje ciało, budząc je do codziennego funkcjonowania. Sięgnąłem po żel pod prysznic i zacząłem się namydlać, ciesząc zapachem jabłek i cynamonu. Po umyciu i dokładnym spłukaniu włosów, wyszedłem z kabiny i stanąłem przed lustrem. Wyszczotkowałem zęby i zadowolony, szybkim krokiem wyszedłem z łazienki do sypialni. W rekordowym tempie wysuszyłem włosy. Ubrałem jasne jeansy, rurki do tego biały T-shirt i ciemnozielony, dość szeroki, z rozciągniętymi rękawami sweter. Gdy wyszedłem z pokoju, Andrew spojrzał na mnie i uśmiechnął się subtelnie.
- Ładnie wyglądasz.- pochwalił, a ja mimowolnie poczułem, jak moje głupie serce podskakuje z radości. Usiadłem przy stole i sięgnąłem po gorący napój. Zdjąłem wieczko z kubka z kawą i ze zdumieniem dostrzegłem uśmiechającą się do mnie buźkę. Roześmiałem się i sięgnąłem po bułkę.
- Rozumiem, że ten uśmiech, to tak na wesołe rozpoczęcie dnia?- zapytałem chłopaka. Ten pokiwał głową.
- Oczywiście. Wolę, kiedy masz dobry humor, inaczej wychodzi z ciebie istny diabeł.- powiedział rozbawiony, po czym uchylił się lekko, gdy rzuciłem w niego papierkiem, który leżał na stole.- Ładnie to tak? Ja cię tu dokarmiam, a ty mnie bijesz. Składam zażalenie.- wzruszyłem ramionami, pokazując mu język.
- Taaak? Składasz zażalenie, a ja mogę złożyć, że włamałeś się do mnie na policji.- powiedziałem, rozpierając się na krześle pewny swego.
- A właśnie, że nie możesz, Kruszyno. Mam klucze, sam mi je dałeś.- mina mi lekko zrzedła.
- No dobra, wygrałeś, ale jeszcze jeden taki głupi tekst, a mnie popamiętasz.- ostrzegłem, nadymając lekko policzki. Jednak po chwili uśmiechałem się już szeroko. Już od dawna nie czułem się tak dobrze. Odkąd Andrew poznał Oscara, nasze kontakty znacznie zmalały, przez co nie raz wylewałem łzy.
- No dobra. Skoro dzisiaj mamy wolne, a ja przyszedłem tutaj, to co będziemy robić?- zapytał, widząc, że kończę śniadanie.
- Hmm...-zamyśliłem się na chwilę.- Może pojedziemy do centrum. Muszę kupić prezent dla małej, bo po południu idę do Alice. Wczoraj wyszła ze szpitala.- brunet kiwnął głową.
- Nie ma sprawy. Czyli co, zostałeś ojcem chrzestnym?- uśmiechnąłem się szeroko.
-Tak. Strasznie się cieszę.- powiedziałem szczerze. Dopiłem kawę i wziąłem się za mycie naczyń.
Dwadzieścia minut później byliśmy już na zewnątrz. Gdy dostrzegłem samochód Andrewsa, przystanąłem na chwilę.
-Czyim jedziemy?- chłopak zmarszczył brwi, po czym odpowiedział.
-Pojedziemy moim. – zgodziłem się bez szemrania. Gdy wsiedliśmy do auta od razu sięgnąłem, by włączyć radio. Z głośników zaczęła lecieć moja ulubiona piosenka, którą od razu zacząłem nucić. ,,Dzisiejszy dzień zapowiada się na prawdę cudownie.
***
Andrew
Gdy Charlie zaczął śpiewać, nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Chłopak miał piękny głos. Od zawsze lubiłem go słuchać.
,,Dziś w przedszkolu był koncert wystawiany dla rodziców. Stałem z dziećmi z klasy, pozwalając, by nauczycielka zawiązała mi muszkę pod szyją. Brakowało już tylko Charliego, który po raz ostatni prześpiewywał piosenkę dla wszystkich rodziców. Z nas wszystkich to on najładniej śpiewał. Nawet dziewczynki nie miały tak ładnego głosu, jak mój przyjaciel. Byłem dumny, że jestem jego najlepszym przyjacielem i inne dzieci zazdroszczą mi tego.
Gdy po chwili mignęła mi ,,ruda czupryna”, jak to zawsze mówiła moja mamusia o włosach mojego kolegi, wiedziałem, że koncert się zaczyna.
Wszyscy rodzice siedzieli na przygotowanych dla nich krzesłach i słuchali tego, co im śpiewamy. Najbardziej jednak zachwycał wszystkich...Charlie. Śpiewał bardzo czysto. Wszystkim się bardzo to podobało. Mi również. Gdy go słuchałem, czułem, jak moje serduszko aż bije mocniej z zachwytu.”
-Andrew, czy ty mnie w ogóle słuchasz?- poirytowany głos Charliego wyrwał mnie z zamyślenia.
-Szczerze to nie, bo myślałem o tym, jak ty ładnie śpiewasz.- powiedziałem i z satysfakcja zobaczyłem, jak na jego policzki wkrada się ogromny rumieniec.
-A, idź ty. Mówiłem, że jak chcesz to później można by pójść do kina. – powiedział, a ja kiwnąłem z zadowoleniem głową.
-To dobry pomysł.- po chwili zaparkowałem samochód na parkingu. Wysiedliśmy na zewnątrz i ruszyliśmy na pierwsze piętro galerii. Tam chłopak od razu wbiegł do sklepu pełnego zabawek dla dzieci w przeróżnym wieku. Widząc, jak świecą mu się oczy, postanowiłem się nie wtrącać. Charlie przeglądał półki z najróżniejszymi pluszakami śpiewającymi, ruszającymi się, świecącymi gadającymi, lecz żaden nie przypadł mu go gustu. Marszczył zabawnie nos, wyrażając swoje niezadowolenie. Gdy skręcił w kolejne regały półek, znikając mi z oczu postanowiłem pójść za nim. Gdy tylko go ujrzałem, wybuchnąłem głośnym śmiechem. Chłopak trzymał w ramionach ogromnego pluszaka, mającego prawie tyle wzrostu, co on. Beżowe futerko, zdawało się być naprawdę miękkie, a niebieskie oczka przywodziły na myśl czyste letnie niebo.
-Masz zamiar kupić to swojej siostrzenicy?- zapytałem, niedowierzająco.- Przecież ten pluszak przerasta prawie ciebie, przy twoim stu sześćdziesięciu centymetrowym wzroście. To, co dopiero taką małą Kruszynę.- Charlie wystawił głowę zza misia, patrząc się na mnie złowrogo.
-Coś ci się nie podoba w moim wzroście?- zapytał poważnym tonem.- Zamierzam go kupić i koniec.- słysząc to, wzruszyłem ramionami, woląc się nie odzywać, by nie oberwać.
Gdy chłopak podszedł do kasy, kobieta uśmiechnęła się do niego ciepło.
-Bardzo ładnego sobie wybrałeś misia.- Charlie stężał na te słowa i odezwał się poważnie.
-Czy ja wyglądam pani na jakiegoś smarka kilkuletniego?- kobieta poczerwieniała gwałtownie.
-Em… znaczy... – widocznie zmieszała się.- Zapakować pluszaka jakoś?- zapytała niepewnie.
-Jakby można było przewiązać kokardę.- powiedział i zastanowił się na chwilę.- Najlepiej czerwoną.- sprzedawczyni kiwnęła głową i zabrała miśka na zaplecze. Po chwili wróciła z nim z powrotem i wręczyła rudowłosemu. Chłopak zapłacił i żegnając się, pociągnął mnie w stronę wyjścia. Widząc jego nadal oburzoną minę, nie mogłem się powstrzymać, by nie wybuchnąć śmiechem.
-I z czego się śmiejesz, paskudo?- miałem już odpowiedzieć, gdy usłyszałem sygnał swojego telefonu. Sięgnąłem do niego. Był to sms od... Oscara. Spojrzałem niepewnie na Charliego, po czym zmuszając się do uśmiechu, powiedziałem:
-Wiesz, muszę iść, pisała do mnie mama, że potrzebuje mnie i żebym przyjechał do nich.- chłopak przystanął, po czym kiwnął głową.

-W porządku. Ja zjem coś i pojadę autobusem do Alice. Możesz spokojnie jechać. Pozdrów swoją mamę ode mnie.- powiedział, po czym uściskał mnie i ruszył do jednej z restauracji. Poczułem ogromne wyrzuty sumienia. Wiedziałem, że Charlie nie byłby zadowolony, że zdecydowałem się z nim spotkać. No, ale nie mogę zawsze się go słuchać.

9 komentarzy:

  1. Dziś krótko
    Super rozdział :)
    Czekam na next :)
    Pozdrawiam
    lucynaleg

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak !! Nareszcie ! Ten rozdzial bardziej mi się podoba od prologu , zastanawiają mnie tylko dwa momenty. 1 . W tym opowiadaniu meżczyźni mogą mieć dzieci ? ( mam nadzieje że tak <3 ) 2 . O co chodzi z Oskarem o.O ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział :) Jak się cieszę, że chłopcy się już pogodzili.
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam. Rozdział fajny. Prawdziwa przyjaźń a może coś więcej przezwycięży wszystko. Mam nadzieje, że Andrew i Charlie będą razem. Dobrze, że pogonił Oscara- to zły dupek i dlaczego okłamał Charliego- chyba nie chce znów wrócić do Oscara. Czekam z nie cierpliwością na rozwój wydarzeń. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Podoba mi się. Przyjaźń jest wspaniale ukazana i ma mocne podstawy do czegoś więcej:) Cieszę się że Oscar zniknął bo był okropnym chłopakiem.
    Dużo dużo weny i chęci:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Z tego Oscara to chvj ;_; Nie lubię go XD Pisz szybciutko, bo opowiadanie bardzo mnie zaciekawiło. Mam nadzieję, że, tak jak w blogu o wilkach, mężczyźni mogą mieć dzieci ^^
    Alice

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    jka dobrze, że Andrew wyrzucił Oscara, jego przyjaźń z Charliem od razu się poprawiła... ale dlaczego ponownie się z nim spotyka....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń