Bardzo dziękuję za komentarze. Zapraszam na pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że się wam spodoba
Charlie
Siedziałem
za biurkiem i wbijałem książki do systemu
w komputerze. Dzisiaj przyszła dostawa nowych książek w
bibliotece, więc miałem,
co robić. Nie przeszkadzało mi to jednak w rozmyślaniu o Andrewie.
Mężczyzna nie odzywał się do mnie już od tygodnia, a ja coraz
bardziej żałowałem, że w ogóle próbowałem z nim rozmawiać na
temat jego chłopaka. Westchnąłem głośno i zerknąłem na
bruneta, który właśnie zbierał się na przerwę. Normalnie
poprosiłbym go, by
przyniósł mi coś do
zjedzenia, ale teraz wolałem się nie wychylać. Gdy Andrew wyszedł
z biblioteki rozsiadłem się na krześle i zakryłem twarz dłońmi.
Czułem się już zmęczony tą ciszą panującą między nami. Po
chwili podniosłem się jednak z miejsca i ruszyłem między regały
z wózkiem pełnym książek.
Gdy
po piętnastu minutach obszedłem już wszystkie półki,
wpadłem na Andrewa.
Uśmiechnąłem się do niego nieśmiało i miąłem już się
zbierać do wyjścia na przerwę, gdy ten złapał mnie za dłoń.
-Nie
musisz iść. Przyniosłem też dla ciebie.- spojrzałem na niego
zaskoczony.- Powiedzmy, że to moja taka biała flaga, którą
powinienem był wywiesić już w zeszłym tygodniu.- powiedział z
pogodnym uśmiechem, który spowodował, że ja również mimowolnie
się uśmiechnąłem. Usiedliśmy razem przy stoliku w kącie sali,
skąd mogliśmy bez problemu obserwować, czy ktoś nie przyszedł.
-
To…- odezwałem się niepewnie.- Nie jesteś już na mnie zły?
-
Nie. Z resztą ja na ciebie nie byłem zły.- powiedział ze
zmieszaną miną, podając mi kubek z kawą i rogalika z nadzieniem.-
Ja… po prostu nie chciałem przyjąć do świadomości czegoś, co
byłem pewny już od jakiegoś czasu. Miałeś rację.- spojrzałem
na niego z niedowierzaniem. – Oscar mnie zdradzał. My już nie
jesteśmy ze sobą od tygodnia.- słysząc to, aż otworzyłem usta
zaskoczony.
-
Ale jak…?- sam nie byłem pewny, co chciałem powiedzieć. Andrew
jednak, jak zawsze wiedział, o co mi chodzi.
***
Andrew
Uśmiechnąłem
się do niego rozbawiony jego zachowaniem.
-
Zamknij już usta, Kruszyno, bo ci mucha wleci.- powiedziałem
złośliwie.- A jak to się stało, że wiem, że mnie zdradzał?-
Charlie kiwnął głową.- Gdy wróciłem w zeszłą środę do domu
przez przypadek podsłuchałem rozmowę Oscara i jego kochasia. On
myślał, że mnie nie ma w domu. Słyszałem, jak się umawia na
następny dzień do centrum. Ja również się tam wybrałem.
,,
Rano wstałem, jak
gdyby nic. Oscar krzątał
się po kuchni,
uśmiechając do mnie pogodnie.
-
Cześć, skarbie. Chcesz jajecznicę?- kiwnąłem głową, a wewnątrz
mnie aż wrzało z nerwów. Po zjedzonym śniadaniu zabrałem
wszystkie rzeczy, jakbym szedł do pracy. Chłopak nie wiedział, że
miałem wolne, co dawało mi przewagę nad nim. Wychodząc z domu,
pocałowałem go jeszcze lekko w usta. Żołądek podchodził mi
jednak do gardła na myśl, że on pewnie nie raz i nie dwa całował
się z innym za moimi plecami. Na przystanku czekałem 15 minut na
autobus. Gdy dojechałem do centrum, ruszyłem prosto do ulubionej
galerii mojego ,,chłopaka”, by poczekać tam na niego.
Godzinę
później nareszcie go ujrzałem. Podszedł do jakiegoś wysokiego
szatyna i pocałował go namiętnie w usta. Krew znów we mnie
zawrzała. Poczekałem jeszcze chwilę, po czym wróciłem do domu. W
mieszkaniu od razu wziąłem się za pakowanie mojego byłego
chłopaka. Gdy wszystkie jego rzeczy były spakowane,
usiadłem na kanapie w salonie i odetchnąłem głęboko. Czułem się
źle na myśl, że nawrzeszczałem na Charliego, który przez cały
czas miał rację.
Gdy
wieczorem drzwi od mieszkania się otworzyły,
czekałem spokojnie z kubkiem kawy w dłoni,
aż Oscar wejdzie do salonu.
-Cześć,
skar…-zamilkł momentalnie, gdy dostrzegł dwie torby podróżne i
walizkę wypchane JEGO rzeczami.- Co to tu robi?- zapytał już mniej
przyjemnym tonem. Wzruszyłem ramionami, popijając spokojnie ciepły
napój.
-Twoje
rzeczy, jak widzisz. Możesz je zabrać sobie do swojego chłopaka.
Bo rozumiem, że tym dla ciebie jest ten brunet, z którym się
całowałeś w centrum. – chłopak pobladł raptownie.
-Ja…
ja nie wiem, o czym mówisz.- odezwał się
słabym głosem. Uśmiechnąłem się ironicznie.
-Daj
spokój, Oscar. Słyszałem wczoraj
twoją rozmowę z nim. Widziałem was dzisiaj razem, a we
wtorek Charlie również was widział.-
odparłem. Chłopak na wzmiankę o moim przyjacielu, aż
poczerwieniał ze złości
-A
ty, jak zwykle słuchasz się tego rudego wypłosza! Nagadał ci
głupot, a potem ty masz takie dziwne pomysły.- powiedział
obrażony, a ja aż wstałem z miejsca.
-Po
pierwsze: żaden rudy wypłosz, po drugie: on jest moim przyjacielem
i mu ufam. Poza tym wcale się nie mylił, zdradzasz mnie.-
oświadczyłem.
-Jasne.
Przyjaciel. Od samego początku wiedziałem, że jesteś w nim
zakochany, ale nic nie mówiłem. Dawałeś mi pieniądze, w łóżku
też byłeś zawsze dobry, więc nie widziałem powodów do
narzekania. Wiesz, było całkiem zabawnie obserwować, jak się
męczysz.- powiedział, a we mnie w tym momencie coś pękło.
Podszedłem do niego i nie patrząc na nic, wymierzyłem mu policzek.
-Wiesz…
jesteś nic nie wartym śmieciem. Mimo tego, co czuję do Charliego,
na tobie mi zależało. Starałem się dawać z siebie jak najwięcej,
a się okazuje, że bez potrzebnie.- powiedziałem, starając się
nad sobą zapanować. Chłopak patrzył się na mnie zszokowany,
trzymając za obolały policzek.- Najlepiej będzie, jak już
wyjdziesz.- mówiąc to, ruszyłem do przedpokoju, by po chwili
otworzyć szeroko drzwi wejściowe. Oscar przyglądał mi się
jeszcze przez chwilę, po czym wyszedł z wysoko uniesiona głową.”
Potrząsnąłem
głową, po czym spojrzałem na Charliego, który przypatrywał się
mi wyczekująco.
-I,
co? Poszedłeś do tej galerii i widziałeś ich?- zapytał, prawie
skacząc na krześle zainteresowany. Uśmiechnąłem się rozbawiony
i kiwnąłem głową.
-Tak,
widziałem. Wróciłem do domu, spakowałem go, a gdy wrócił z
miasta oddałem mu jego manatki i po dość miłej wymianie zdań
pozbyłem się go z domu.- powiedziałem, pomijając pewne fakty.
Charlie przyglądał mi się, przygryzając dolną wargę. Wyglądał
tak kusząco z ta miną... Wiedziałem, że chce o coś zapytać.- No
mów, o co chodzi.
-O
nic, znaczy…- zaczął niemrawo, rumieniąc się przy tym.- …nie
jest ci smutno? Nie wyglądasz na załamanego.- słysząc jego
pytanie, sam nie wiedziałem, co mam odpowiedzieć. Nie czułem
smutku, tylko… radość. Mimo, że nie mogłem być z Charliem, to
miałem możliwość bycia z nim bliżej, niż przez ostatni czas,
kiedy spotykałem się z Oscarem.
-Wiesz.
Nie jestem smutny. Bardziej zły, że przez ostatnie trzy lata szczyl
grał mi na nosie.- powiedziałem z uśmiechem. Sięgnąłem do
reklamówki, w której przyniosłem nasz lunch oraz mały deser.
Podałem mu pudełko, w którym leżały kremówki. Jego zielone oczy
zaświeciły się na widok ciastka, jakie mu podsunąłem.
-Jej!
Kremówki. Ja, kiedy bym nie poszedł, nigdy na nie trafiam.-
powiedział, zabierając się za jedzenie. Uśmiechnąłem się
rozbawiony. Nie dziwiłem się, że nie trafia na nie. Piekarz zawsze
robił małą ilość, jeśli chciałeś je dostać, najlepiej było
je u niego zamawiać. Tak, jak robiłem to ja, chcąc zrobić
przyjemność mojej kruszynie. Gdy nasza przerwa się skończyła,
rozmawiając i uśmiechając się do siebie, wzięliśmy się do
pracy.
***
Charlie
Gdy
o dziewiętnastej zamknęliśmy bibliotekę,
spojrzałem na Andrewsa
i odezwałem się.
-
Spieszysz się gdzieś?
-
Nie. Jeśli chcesz, to możemy pójść do McDonalda i wziąć coś
na wynos.- słysząc jego propozycję, aż podskoczyłem w środku ze
szczęścia.
-
Pewnie. Możemy pójść do parku i tam zjeść.- brunet kiwnął
głową i tak jak dawniej, podał mi ramię, kłaniając mi się,
parodiując dżentelmena z dawnych czasów.
Przez
całą drogę rozmawialiśmy spokojnie. Czułem się lżejszy o
kilkanaście kilo. Nie byłem świadom, jaki ciężar zwisał z
mojego serca przez cały ten czas, a także jak bardzo niszczył
nasze relacje blond włosy chłopak. W restauracji zamówiliśmy
sobie jedzenie, po czym poszliśmy do parku. Usiedliśmy na ławce na
słońcu. Uniosłem twarz do góry,
próbując się nacieszyć ciepłymi promieniami wieczornego słońca.
Jak na początek czerwca,
było ciepło.
-
Jak twoja siostra?- słysząc pytanie, podniosłem wzrok na Andrewsa
i uśmiechnąłem się.
-
W porządku dwa dni temu urodziła zdrową dziewczynkę.-
powiedziałem podekscytowany. Nie umiałem ukryć, że zazdrościłem
Alice. Marzyłem, by mieć tak jak ona kochającego męża i dziecko,
ale u mnie nie mogło to się sprawdzić, gdyż kochałem bez
wzajemności. Potrzasnąłem głową, by odgonić niepotrzebne
myśli.- Mała jest prześliczna. Co zabawne, mimo że Alice jest
blondynką, mała Katty odziedziczyła po naszej rodzinie rude włosy
i parę piegów na dokładkę.
Mężczyzna
uśmiechnął się,
przeczesując delikatnie moje włosy.
-
No, to na pewno jest prześliczna.- mówiąc to, patrzył mi prosto w
oczy z jakimś takim ciepłym błyskiem. Czułem, jak na moje
policzki wkrada się rumieniec. ,,Chciałbym, byś
patrzył tak na mnie codziennie. Już na zawsze”
***
Gdy
otworzyłem rano oczy,
pierwszą rzecz, jaką zarejestrował mój umysł,
to zapach świeżej kawy. Mruknąłem zaintrygowany i zwlokłem się
z łóżka. Gdy wszedłem do kuchni,
okazało się, że siedział tam...Andrew.
Gdy tylko mnie
zobaczył,
uśmiechnął się do mnie szeroko. Poczułem,
jak na moje policzki wkrada się delikatny rumieniec, gdy
uświadomiłem sobie, że widzi mnie
on w samej koszulce i bokserkach.
-Hej,
Kruszyno.- przywitał
się,
stawiając po drugiej stronie stołu kubek z orzechową latte, której
zapach unosił się w całym pomieszczeniu, a obok talerz z
drożdżówkami. W brzuchu aż mi
zaburczało na sam widok.
-Hej.
Daj mi pięć minut.- powiedziałem i ruszyłem do łazienki. Tam
rozebrałem się i wszedłem pod prysznic. Ciepła woda obmywała
moje ciało, budząc je do codziennego funkcjonowania. Sięgnąłem
po żel pod prysznic i zacząłem się namydlać, ciesząc zapachem
jabłek i cynamonu. Po umyciu i dokładnym spłukaniu włosów,
wyszedłem z kabiny i stanąłem przed lustrem. Wyszczotkowałem zęby
i zadowolony, szybkim krokiem wyszedłem z łazienki do sypialni. W
rekordowym tempie wysuszyłem włosy. Ubrałem jasne jeansy, rurki do
tego biały T-shirt i ciemnozielony, dość szeroki, z rozciągniętymi
rękawami sweter. Gdy wyszedłem z pokoju, Andrew spojrzał na mnie i
uśmiechnął się subtelnie.
-
Ładnie wyglądasz.- pochwalił, a ja
mimowolnie poczułem,
jak moje głupie serce podskakuje z radości. Usiadłem przy stole i
sięgnąłem po gorący napój. Zdjąłem wieczko z kubka z
kawą i ze zdumieniem dostrzegłem uśmiechającą się do mnie
buźkę. Roześmiałem się i sięgnąłem po bułkę.
-
Rozumiem, że ten uśmiech, to tak na wesołe rozpoczęcie dnia?-
zapytałem chłopaka. Ten pokiwał głową.
-
Oczywiście. Wolę, kiedy masz dobry humor, inaczej wychodzi z ciebie
istny diabeł.- powiedział rozbawiony, po czym uchylił się lekko,
gdy rzuciłem w niego papierkiem, który leżał na stole.- Ładnie
to tak? Ja cię tu dokarmiam, a ty mnie bijesz. Składam zażalenie.-
wzruszyłem ramionami, pokazując mu język.
-
Taaak? Składasz zażalenie, a ja mogę złożyć, że włamałeś
się do mnie na policji.- powiedziałem, rozpierając się na krześle
pewny swego.
-
A właśnie, że nie możesz, Kruszyno. Mam klucze, sam mi je dałeś.-
mina mi lekko zrzedła.
-
No dobra, wygrałeś, ale jeszcze jeden taki głupi tekst, a mnie
popamiętasz.- ostrzegłem,
nadymając lekko policzki. Jednak po chwili uśmiechałem się
już szeroko. Już od dawna nie czułem się tak dobrze. Odkąd
Andrew poznał Oscara, nasze kontakty znacznie zmalały, przez co nie
raz wylewałem łzy.
-
No dobra. Skoro dzisiaj mamy wolne, a ja przyszedłem tutaj, to co
będziemy robić?- zapytał, widząc, że kończę śniadanie.
-
Hmm...-zamyśliłem się na chwilę.- Może pojedziemy do centrum.
Muszę kupić prezent dla małej, bo po południu idę do Alice.
Wczoraj wyszła ze szpitala.- brunet kiwnął głową.
-
Nie ma sprawy. Czyli co, zostałeś ojcem chrzestnym?- uśmiechnąłem
się szeroko.
-Tak.
Strasznie się cieszę.- powiedziałem szczerze. Dopiłem kawę i
wziąłem się za mycie naczyń.
Dwadzieścia
minut później byliśmy już na zewnątrz. Gdy dostrzegłem samochód
Andrewsa,
przystanąłem na chwilę.
-Czyim
jedziemy?- chłopak zmarszczył brwi, po czym odpowiedział.
-Pojedziemy
moim. – zgodziłem się bez szemrania. Gdy wsiedliśmy do auta od
razu sięgnąłem, by włączyć radio. Z głośników zaczęła
lecieć moja ulubiona piosenka, którą od razu zacząłem nucić.
,,Dzisiejszy dzień zapowiada się na prawdę cudownie.”
***
Andrew
Gdy
Charlie zaczął śpiewać,
nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Chłopak miał
piękny głos. Od zawsze lubiłem go słuchać.
,,Dziś
w przedszkolu był koncert wystawiany dla rodziców. Stałem z
dziećmi z klasy,
pozwalając,
by nauczycielka zawiązała mi muszkę pod szyją.
Brakowało już tylko Charliego, który po raz ostatni prześpiewywał
piosenkę dla wszystkich rodziców. Z nas wszystkich to on najładniej
śpiewał. Nawet dziewczynki nie miały tak ładnego głosu,
jak mój przyjaciel. Byłem dumny, że jestem jego najlepszym
przyjacielem i inne dzieci zazdroszczą mi tego.
Gdy
po chwili mignęła mi ,,ruda czupryna”,
jak to zawsze mówiła moja mamusia o włosach mojego kolegi,
wiedziałem, że koncert się zaczyna.
Wszyscy
rodzice siedzieli na przygotowanych dla nich krzesłach i słuchali
tego, co im śpiewamy. Najbardziej jednak zachwycał
wszystkich...Charlie. Śpiewał bardzo czysto. Wszystkim się bardzo
to podobało. Mi również. Gdy go słuchałem,
czułem,
jak moje serduszko aż bije mocniej z zachwytu.”
-Andrew,
czy ty mnie w ogóle słuchasz?- poirytowany głos Charliego wyrwał
mnie z zamyślenia.
-Szczerze
to nie, bo myślałem o tym, jak ty ładnie śpiewasz.-
powiedziałem i z satysfakcja zobaczyłem, jak na jego policzki
wkrada się ogromny rumieniec.
-A,
idź ty. Mówiłem, że jak chcesz to później można by pójść do
kina. – powiedział, a ja kiwnąłem z zadowoleniem głową.
-To
dobry pomysł.- po chwili zaparkowałem samochód na parkingu.
Wysiedliśmy na zewnątrz i ruszyliśmy na pierwsze piętro galerii.
Tam chłopak od razu wbiegł do sklepu pełnego zabawek dla dzieci w
przeróżnym wieku. Widząc, jak świecą mu się oczy, postanowiłem
się nie wtrącać. Charlie przeglądał półki z najróżniejszymi
pluszakami śpiewającymi, ruszającymi się, świecącymi
gadającymi, lecz żaden nie przypadł mu go gustu. Marszczył
zabawnie nos, wyrażając swoje niezadowolenie. Gdy skręcił w
kolejne regały półek, znikając mi z oczu postanowiłem pójść
za nim. Gdy tylko go ujrzałem, wybuchnąłem głośnym śmiechem.
Chłopak trzymał w ramionach ogromnego pluszaka, mającego prawie
tyle wzrostu, co on. Beżowe futerko, zdawało się być naprawdę
miękkie, a niebieskie oczka przywodziły na myśl czyste letnie
niebo.
-Masz
zamiar kupić to swojej siostrzenicy?- zapytałem, niedowierzająco.-
Przecież ten pluszak przerasta prawie ciebie, przy twoim stu
sześćdziesięciu centymetrowym wzroście. To, co dopiero taką małą
Kruszynę.- Charlie wystawił głowę zza misia, patrząc się na
mnie złowrogo.
-Coś
ci się nie podoba w moim wzroście?- zapytał poważnym tonem.-
Zamierzam go kupić i koniec.- słysząc to, wzruszyłem ramionami,
woląc się nie odzywać, by nie oberwać.
Gdy
chłopak podszedł do kasy,
kobieta uśmiechnęła się do niego ciepło.
-Bardzo
ładnego sobie wybrałeś misia.- Charlie stężał na te słowa i
odezwał się poważnie.
-Czy
ja wyglądam pani na jakiegoś smarka kilkuletniego?- kobieta
poczerwieniała gwałtownie.
-Em…
znaczy... –
widocznie zmieszała się.- Zapakować
pluszaka jakoś?- zapytała niepewnie.
-Jakby
można było przewiązać kokardę.- powiedział i zastanowił się
na chwilę.- Najlepiej czerwoną.- sprzedawczyni kiwnęła głową i
zabrała miśka na zaplecze. Po chwili wróciła z nim z powrotem i
wręczyła rudowłosemu. Chłopak zapłacił i żegnając się,
pociągnął mnie w stronę wyjścia. Widząc jego nadal oburzoną
minę, nie mogłem się powstrzymać, by nie wybuchnąć śmiechem.
-I
z czego się śmiejesz, paskudo?- miałem już odpowiedzieć, gdy
usłyszałem sygnał swojego telefonu. Sięgnąłem do niego. Był to
sms od... Oscara. Spojrzałem niepewnie na Charliego, po czym
zmuszając się do uśmiechu, powiedziałem:
-Wiesz,
muszę iść, pisała do mnie mama, że potrzebuje mnie i żebym
przyjechał do nich.- chłopak przystanął, po czym kiwnął głową.
-W
porządku. Ja zjem coś i pojadę autobusem do Alice. Możesz
spokojnie jechać. Pozdrów swoją mamę ode mnie.- powiedział, po
czym uściskał mnie i ruszył do jednej z restauracji. Poczułem
ogromne wyrzuty sumienia. Wiedziałem, że Charlie nie byłby
zadowolony, że zdecydowałem się z nim spotkać. No, ale nie mogę
zawsze się go słuchać.
Świetne
OdpowiedzUsuńDziś krótko
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :)
Czekam na next :)
Pozdrawiam
lucynaleg
Tak !! Nareszcie ! Ten rozdzial bardziej mi się podoba od prologu , zastanawiają mnie tylko dwa momenty. 1 . W tym opowiadaniu meżczyźni mogą mieć dzieci ? ( mam nadzieje że tak <3 ) 2 . O co chodzi z Oskarem o.O ?
OdpowiedzUsuń/Hans
UsuńŚwietny rozdział :) Jak się cieszę, że chłopcy się już pogodzili.
OdpowiedzUsuńDużo weny :)
Pozdrawiam :)
Witam. Rozdział fajny. Prawdziwa przyjaźń a może coś więcej przezwycięży wszystko. Mam nadzieje, że Andrew i Charlie będą razem. Dobrze, że pogonił Oscara- to zły dupek i dlaczego okłamał Charliego- chyba nie chce znów wrócić do Oscara. Czekam z nie cierpliwością na rozwój wydarzeń. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPodoba mi się. Przyjaźń jest wspaniale ukazana i ma mocne podstawy do czegoś więcej:) Cieszę się że Oscar zniknął bo był okropnym chłopakiem.
OdpowiedzUsuńDużo dużo weny i chęci:)
Z tego Oscara to chvj ;_; Nie lubię go XD Pisz szybciutko, bo opowiadanie bardzo mnie zaciekawiło. Mam nadzieję, że, tak jak w blogu o wilkach, mężczyźni mogą mieć dzieci ^^
OdpowiedzUsuńAlice
Witam,
OdpowiedzUsuńjka dobrze, że Andrew wyrzucił Oscara, jego przyjaźń z Charliem od razu się poprawiła... ale dlaczego ponownie się z nim spotyka....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia