czwartek, 25 września 2014

Rozdział 3

Bardzo dziękuję za komentarze. Liczę, że dzisiejszy rozdział się wam spodoba :) Co do Owocnej terapii to tak jak wspominałam rozdział powinien pojawić się jutro choć może być mały poślizg ( Oli-chan musi go sprawdzić ) 
Charlie
Biegłem, nie patrząc na przechodniów, przechodzących obok mnie. Po mojej twarzy spływały słone krople bólu i upokorzenia, jakie gdzieś w głębi odczuwałem. Gdy dobiegłem nareszcie do domu, zamknąłem drzwi na zamek zostawiając klucze, aby nikt nie próbował wchodzić tutaj. Chciałem być sam. Cały świat wydawał mi się teraz jakiś szary, a moje życie tylko pustą egzystencją. Ręce mi się trzęsły, ale mimo to, sięgnąłem po komórkę.
,,-Halo."- w słuchawce usłyszałem głos Luny, która pracowała na drugie zmiany w bibliotece.
,,-Hej, Luna, tu Charlie, z tej strony. Słuchaj... mogłabyś mnie jutro zastąpić? Ja nie czuje się najlepiej. Wiem, że masz jutro wolne, ale...- dziewczyna przerwała mi w połowie zdania.
,,-Nie ma sprawy. Nie przejmuj się i kuruj. Muszę kończyć. Nie martw się, jutro pójdę za ciebie. Na razie.- powiedziała i się rozłączyła.
Odetchnąłem głęboko i poszedłem do sypialni. Telefon wyłączyłem i odłożyłem na szafkę, a potem tak, jak stałem położyłem się do łóżka. Ukryłem twarz w poduszce, zaciskając powieki, spod których nadal wypływały łzy.
,,Żeby tylko zasnąć, żeby tylko zasnąć..."
***
Gdy rano otworzyłem oczy, nie czułem żadnej ulgi. Serce nadal było roztrzaskane, a pod powiekami nadal czułem łzy. Podniosłem się niechętnie z łóżka i poszedłem do kuchni. Zrobiłem sobie jakąś kanapkę, a potem poszedłem do łazienki. Odkręciłem zimną wodę i w ubraniach wszedłem do wanny. Woda oblała mnie zimnym strumieniem. Zatrzęsłem się, a potem skuliłem i usiadłem w kącie, pozwalając się moczyć.
,,Nie rozumiem, wiem, że on mnie nie kocha, ale przecież byliśmy przyjaciółmi. Myślałem, że mi ufa, a on ukrył przede mną prawdę. Wiem, że od początku mu odradzałem ten związek, ale mimo to powinien... powinien mi powiedzieć. Ja, nie wiem, co mam robić. Nie mogę być przy nim blisko, poza tym to za bardzo boli. Ja i tak nie mam dla niego takiego znaczenia. Czy to znaczy, że... nadszedł mój koniec?"
Kiedy wyrwałem się z otępienia, zobaczyłem, że moja skóra jest już sina z zimna. Nie wiedziałem, ile minęło czasu, ale nie było to ważne. Wyszedłem z wanny, ściągając z siebie ubrania i zostawiając na podłodze. W mojej głowie coraz bardziej klarował się pomysł. Poszedłem z kuchni i wyciągnąłem z szuflady mały, ale ostry nożyk. Poszedłem do sypialni i usiadłem na łóżku w pościeli. Miała ona dokładnie taki sam kolor, jak oczy Andrewa. Mój ukochany odcień brązu. Położyłem się, niespokojnie patrząc na nóż w mojej dłoni. Po chwili, przypominając sobie słowa Oscara i kłamstwo ze strony Andrewa, zacisnąłem oczy i zrobiłem pierwsze nacięcie. Bolało, jak cholera. Po moich policzkach popłynęły łzy bólu, żalu, ale także i… ulgi? Zrobiłem kolejnych parę nacięć, po czym ułożyłem się w pozycji embrionalnej i zamknąłem oczy.
,,A teraz, czas na sen, z którego nawet mój ukochany książę mnie nie obudzi. Mam nadzieję, że zatęsknisz za mną choć trochę oraz wybaczysz, że nie jestem na tyle silny, by być przy tobie tak, jak obiecaliśmy sobie kiedyś. Mam nadzieję, że będziesz, mimo wszystko, szczęśliwy. I że mi się uda… Kocham cię, Andrews." Pomyślałem, choć byłem już zamroczony, po chwili otuliła mnie na reszcie wymarzona ciemność.
***
Andrew
Patrzyłem za biegnącym Charlie, nie wiedząc, co mam zrobić. Odwróciłem się niechętnie w stronę szatyna.
-Co to miało być, do cholery?! Coś ty mu nagadał?!- zapytałem wściekły nie na żarty. Chłopak uśmiechnął się przebiegle.
-Jak to, co? Pozbywam się konkurencji. Zrozum, że nie chcę z ciebie rezygnować, a na drodze naszego szczęścia stał ten rudy krasnal.- czułem, że nerwy mi puszczają, odsunąłem się jak najdalej od chłopaka bojąc się, że zrobię mu krzywdę.
-Posłuchaj mnie uważnie. Nie chcę cię tu więcej widzieć. Nie dzwoń, nie pisz. Nie chce cię. A jeśli moja przyjaźń z Charliem przez ciebie ucierpi, pożałujesz.- powiedziałem i wszedłem do salonu. Zebrałem jego rzeczy i wyrzuciłem za drzwi. Oscar spojrzał na mnie zszokowany, po czym z wysoko uniesioną głową wyszedł na zewnątrz.
Wściekły, wziąłem kubek z ławy i rzuciłem nim przez cała długość pokoju. Odetchnąłem po raz kolejny, by choć trochę się uspokoić i sięgnąłem po komórkę. Wybrałem numer do Charliego, ale odezwała się poczta. Pierwszą moją myślą było pójście do niego, ale wiedziałem, że chłopak może nie najlepiej zareagować na mój widok. Nie wiedziałem, czy on w ogóle biedzie chciał mnie jeszcze widzieć. Miałem świadomość, że on nigdy nie tolerował kłamstwa i mogłem się tylko domyślać, jak on się teraz czuje.
Z każda minuta miałem coraz gorsze przeczucia. Pełen niepokoju godzinę później położyłem się spać.


***
Gdy tylko rano otworzyłem oczy, moje myśli zaczęły krążyć wokoło Charliego. Podniosłem się z łóżka, mając zamiar złapać chłopaka w jego domu przed pracą. Gdy wszedłem do łazienki i spojrzałem do lustra, mogłem powiedzieć bez ogródek, że wyglądam koszmarnie. Zmartwienie, jakie mnie nie opuszczało przez cała noc, a także poczucie winy, nie pozwoliło mi spać spokojnie. Wyszykowałem się czym prędzej, by móc zobaczyć się nareszcie z rudowłosym.
Gdy dotarłem do jego mieszkania i zapukałem do jego drzwi, nie otrzymałem nic poza ciszą. Nie zdecydowany do końca, czy to dobry pomysł, wyciągnąłem klucze z kieszeni. Spróbowałem otworzyć, ale zamek ani drgnął. Wiedziałem, co to znaczy. Charlie chce być sam. Opuściłem głowę i zszedłem schodami w dół. Nie spiesznym krokiem ruszyłem w stronę biblioteki. Mając nadzieję, że chociaż w pracy uda mi się z nim porozmawiać.
Będąc pod biblioteka, miałem właśnie zamiar otworzyć drzwi, gdy pojawiła się w nich nagle Luna.
-A ty co tu robisz? – zapytałem zdziwiony.
-Jestem na zastępstwie. Charlie dzwonił do mnie wczoraj i prosił, bym go zastąpiła. Mówił, że nie najlepiej się czuje.- powiedziała, wpuszczając mnie do środka. Poczułem, jak zimny dreszcz przechodzi mi po plecach, a niepokój, który dręczył mnie wczoraj, powrócił ze zdwojoną siłą.
Przez cały czas, jaki spędziłem w pracy, czułem się jak zombie. Gdy nareszcie zamknęliśmy bibliotekę, po krótkim pożegnaniu z dziewczyną, czym prędzej ruszyłem do domu Charliego.
Gdy zapukałem do drzwi, po raz kolejny nie zostały one otworzone. Czując coraz większy niepokój, wyjąłem klucze wsadziłem je, a gdy zamek po raz kolejny się nie poruszył pchnąłem klucz mocniej do środka. Gdy tylko usłyszałem brzdęk z tamtej strony, czym prędzej przekręciłem klucz i wszedłem do środka. W mieszkaniu panował zaduch. Podłoga od toalety, aż do sypialni chłopaka była mokra, wiec tam skierowałem swoje kroki. Gdy otworzyłem drzwi i spojrzałem na łóżko, aż przystanąłem przerażony. Charlie leżał na łóżku w pozycji embrionalnej z… pociętymi nadgarstkami. Był blady, a wokoło niego było sporo krwi. Podbiegłem do niego, sprawdzając tętno.
,,Żyje.”
Poczułem ogromna ulgę, czym prędzej pobiegłem do łazienki po jakieś bandaże, po drodze wyciągając telefon i dzwoniąc na pogotowie. Gdy wróciłem do pokoju z apteczką, przyklęknąłem i starając się jak najsprawniej, zacząłem owijać nadgarstki chłopaka białymi opatrunkami, starając się zatamować krwawienie. Ręce mi się trzęsły, ale starałem się opanować, pamiętając, że muszę pomóc chłopakowi. Gdy po pięciu minutach do mieszkania weszli ratownicy, czułem, jak z mojego serca opada choć cześć ciężaru.
-Zabieramy go do Głównego Szpitala.- powiedział jeden z mężczyzn.
-Czy mogę się zabrać z wami? Jestem jego najlepszym przyjacielem.- ten popatrzył na mnie przez chwilę, po czym pokiwał głową. Gdy zapakowali do ambulansu nosze z nieprzytomnym chłopakiem, wsiadłem do środka, od razu siadając obok łóżka, na które został przełożony. Gdy na niego spojrzałem, poczułem, że moje serce pęka na kawałki. Jego zawsze uśmiechnięta, zaróżowiona, obsypana drobnymi piegami twarz była teraz biała, niczym prześcieradło. Policzki wydawały się wręcz zapadnięte. Włosy smętnie opadały wokoło głowy. Nie mogąc dłużej wytrzymać tego bólu, ukryłem twarz w dłoniach.
Piętnaście minut później, gdy nareszcie dotarliśmy do szpitala, ratownicy od razu zawieźli go do jakiejś sali. Za nimi wszedł jakiś lekarz, a do mnie podeszła pielęgniarka.
-Proszę usiąść, jak wszystko zostanie sprawdzone, jestem pewna, że wyjdzie do pana lekarz.- powiedziała i odeszła, a ja wyciągnąłem już po raz któryś dzisiaj telefon.
,,-Halo?”- usłyszałem glos Alice w telefonie.
,,-Cześć, Alice, tu Andrew. Ja… znaczy… - sam nie wiedziałem co mam jej powiedzieć.
,,-Hej, co się dzieje?- zapytała wyraźnie zmartwiona, słysząc mój głos.
,,-Ja, sam nie wiem, co się stało…dlaczego… ale ja znalazłem Charliego… jego łóżko było we krwi i… teraz jestem w szpitalu.- powiedziałem zdławionym głosem.
,,-O, mój… w porządku, za chwilę będę w szpitalu, tylko powiedz, w którym.
,,-W Głównym. Ale Alice możesz powiadomić waszych...?- nie zdarzyłem nic więcej powiedzieć.
,,-Tak, powiadom. Siedź i tam czekaj.- powiedziała i rozłączyła połączenie.
Po skończonej rozmowie, usiadłem na krześle. Czekanie, na jakąkolwiek wiadomość, było dobijające. Gdy po dziesięciu minutach zobaczyłem Alice razem z Tomem, który niósł na rekach ich córkę, poczułem ulgę.
-Wiadomo już coś?- zapytała blondynka, jak tylko do mnie podeszła.
-Jak na razie nie. Ale ratownicy, jak jechaliśmy tutaj, powiedzieli, że nie zagraża nic jego życiu.- powiedziałem cicho.
-Ale jak to się stało? Widziałeś się z nim wczoraj, prawda? Miał jechać do ciebie i porozmawiać z tobą na temat… no, porozmawiać. Więc, co się stało?
-Wczoraj faktycznie przyszedł, ale był u mnie Oscar, chciał porozmawiać i to on otworzył drzwi Charliemu. Nie wiem, co on mu powiedział, ale nie chciał mnie słuchać. Uciekł, nie zatrzymując się, ani na chwilę. Próbowałem się dodzwonić do niego, ale nie odbierał. Ja sam…- wiedziałem, jak oczy Alice otwierają się w szoku.
-Co? Oscar był u ciebie? Ale po co? Cholera, ja się nie dziwię, że Charlie zareagował tak gwałtownie. Wiesz, po co on wczoraj do ciebie jechał? Chciał z tobą szczerze porozmawiać. Twoje spotykanie się z tym brązowo-włosym dupkiem łamało mu serce, rozumiesz?! Nie mogę pojąc, dlaczego wy już od tylu lat ranicie się nawzajem, zamiast wreszcie być razem. On cię kocha, wiesz?! Cholernie cię kocha! A to, co musiał wczoraj zobaczyć, było dla niego przysłowiowym gwoździem do trumny.- powiedziała, patrząc na mnie wściekle.
-Ja… co, to nie może... o, Boże. – słysząc, co ona mówi, poczułem jeszcze większy ból. Po moich policzkach popłynęły łzy, jakbym był znów małym chłopcem. Gdybym szczerze porozmawiał z Charliem, już dawano temu, taka sytuacja w ogóle nie miałaby miejsca. Nagle drzwi od sali się otworzyły, a z niej wyszedł lekarz.
Uśmiechał się do mnie, a gdy dostrzegł, że obok mnie stoi Alice z Tomem, im również posłał uspokajający uśmiech.
-Z kim mam przyjemność?- zapytał, patrząc na nas.
-Jestem starszą siostrą Charliego, to mój mąż, a ten chłopak, to przyjaciel mojego brata.
-Ach, to w takim razie mogę wam przekazać naprawdę radosna wiadomość. Pacjent czuje się dobrze. Rany zostały zaszyte. Uzupełniliśmy płyny i teraz wszystko jest w jak najlepszym porządku.* Chłopak powinien się do jutra obudzić. Możecie do niego wejść. W razie jakichkolwiek pytań, proszę przyjść do mojego gabinetu na drugim piętrze.- powiedział i odszedł w głąb korytarza, w którym akurat pojawili się rodzice Charliego.
-I co z nim?- zapytała, zdenerwowana nie na żarty, mama rudowłosego.
-Wszystko dobrze, możemy do niego wejść.- kobieta, słysząc to, od razu podeszła do drzwi. Wszyscy weszli na salę, ale ja… postanowiłem się nie pchać. Wołałem przemyśleć wszystko na spokojnie. Słyszałem wyraźnie, jak starsza kobieta, po ujrzeniu syna zaczęła płakać, a mnie coś chwyciło za serce, nie chcąc pościć.
Gdy po pewnym czasie wyszli rodzice chłopaka, podziękowali mi za pomoc ich dziecku. Gdyby wiedzieli, że to tak naprawdę z mojej winy chłopak tu wylądował, nie wiem, czy byliby tacy wdzięczni. Alice, przechodząc obok mnie, zatrzymała się na chwilę.
-Idź do niego. Widzę cię tu również jutro. Ja serio cię lubię i tylko ciebie potrafię zobaczyć przy boku Charciego, dlatego nie zmarnuj wiedzy, jaką posiadasz ode mnie i otwórz się wreszcie. Zawalcz o wasze szczęście. Żebyście mogli być nareszcie razem.- powiedziała i biorąc od męża małą, spojrzała na mnie, po czym odeszła.
Patrzyłem jeszcze przez chwilę za nimi, po czym na miękkich nogach wszedłem do pokoju.
Charlie leżał w białej pościeli, przez co wydawał się jeszcze bledszy i delikatniejszy. Podszedłem po cichu do jego łóżka i usiadłem na stojącym obok krzesełku.
,,Och, moja kruszyno. Gdybym wcześniej wiedział… nie był tak ślepy, nigdy nie próbowałbym się związać z kimś innym. Nigdy. Ale obiecuję ci, że naprawię swój błąd.” Pomyślałem, gdy pochylałem się, by złożyć na jego czole delikatny pocałunek.


10 komentarzy:

  1. Kyaaa~ Takie urocze <3 Kocham Charliego, ubóstwiam rudy XDDD Dobrze, że jednak udało mu się przeżyć. A ta ostatnia część... Mmmm <3 Ale Andrewa nie lubię ;-; Według mnie, to Charlie powinien mu nie ufać przez długo, ale to tylko moje yaoistyczne wymysły, nie chcę pchać się do głównej fabuły, będzie jak będzie, i tak tu zostaję XD
    Weny,
    Alice

    OdpowiedzUsuń
  2. Osobiście mówię "nie" temu rozdziałowi. Rozumiem, że chciałaś wyrazić ból i emocje Charliego, ale wyglądało to tak jakbyś nie miała pomysłu na to co zrobić, jak dalej rozwinąć wątek, i po prostu postanowiła wziąć pierwszą lepszą myśl jaka przyszła Ci do głowy. Sądzę, że gdyby Charlie wpadł pod samochód, to było by to ciekawsze, a także zmuszało bohatera, czy czytelnika do większych refleksji.
    Jednak żeby nie było samej krytyki, chcę Cie pochwalić za to ze z każdym rozdziałem Twój styl pisania znacznie się poprawia. Bardzo dobrze potrafisz ubrać obraz w słowa, bardzo mi się to podoba. ;)
    Dużo weny życzę. :3
    //Yuuki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Podobal mi sie rozdzial , choc jak dla mnie ta proba samobojcza troche przesadzona , mam przynajmniej nadzieje ze w nastepnych rozdzialach wyznaja sobie uczucia . Zycze weny :D
    /Hans

    OdpowiedzUsuń
  4. Trochę to było dziwne, bo przecież Charlie nie był zakochany w Andrewie od wczoraj, a tu nagle taki samobójczy krok przez to, że przyjaciel mu nie zaufał... Rozdział sprawia wrażenie, jakbyś napisała go, bo musisz. Bardzo mi się podobała końcówka. Uzależniłam się od opowiadania, ze względu na postacie i charakter pisania.
    Weny życzę
    //Haru~

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie myślałam ,że Charli posunie się tak daleko, ale w sumie ile można znieść ciosów od swojej miłości. Mam nadzieję,że teraz chłopcy się już dogadają.
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. ,,Zatrzęsłem się, a potem skuliłem i usiadłem w koncie, pozwalając się moczyć." konto bankowe. Kącie, bo kąt. ,,Usiadłem w kącie."
    ,,-Idź do niego. Widzę cię tu również jutro. Ja serio cię lubię i tylko ciebie potrafię zobaczyć przy boku Charciego, dlatego nie zmarnuj wiedzy, jaką..." Charci to jego ksywka? Bo dwa razy sie to powtorzylo.
    Bardzo fajnie opisalas ta scene z proba samobojcza Charliego. Nie bylo sztucznie, nie bylo jak z taniego romansidla. Andrew nie przylecial do niego po dwoch minutach i to mi sie podobalo! Dobrze, ze siostra mu powiedziala o uczuciach brata. Nie wiadomo ile by sie jeszcze meczyli z prawda. Mam nadzieje, ze w nastepnym rozdziale ni zrobisz tak, ze piegusek sie obudzi przez ten pocalunek :P
    Pozdrawiam



    Damiann

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Błędy poprawione a Charci to nie jego ksywka tylko moja literówka ;)

      Usuń
  7. Wspaniały rozdział:) Pokazałaś piękne emocje i mam nadzieję że to wszystko skończy się dobrze bo nie przeżyję jakichś tragedii.
    Zdążyłam się zżyć z postaciami i lubię je wszystkie, nawet Oscar'a i wciąż trzymam kciuki żeby się zmienił. Strasznie żal mi chłopców ale liczę że kolejna notka wszystko wyjaśni.
    Dużo dużo weny i chęci:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam,
    dobrze, że jednak spróbował się dostać do mieszkania Charliego, ciekawe co teraz zrobi z wiedzą, że ten go kocha...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń